Dolnośląscy radni PiS sejmiku województwa dolnośląskiego oskarżają nowego marszałka województwa Andrzeja Łosia (PO) o wprowadzanie zmian personalnych dyktowane preferencjami partyjnymi. Łoś odpiera zarzuty twierdząc, że przede wszystkim szuka osób "nie skażonych zurzędniczeniem".
Na zorganizowanej we wtorek konferencji prasowej, członkowie dolnośląskiego PiS oskarżyli obecnego marszałka o to, że wymienia dyrektorów departamentów i wydziałów tak, aby otaczać się sympatykami PO, a ruchy kadrowe w urzędzie nazwali "niepokojącymi".
Marszałek województwa w poprzedniej kadencji, Paweł Wróblewski (PiS) powiedział, że "póki co na giełdzie nazwisk pojawiają się często osoby niekompetentne". Wróblewski dodał, że ponieważ nie spełniają one wymogów formalnych, czyli nie wygrały konkursów i nie przepracowały w administracji publicznej co najmniej dwóch lat, najpierw mają status pełniących obowiązki, po to, aby nabyć odpowiednie uprawnienia.
W odpowiedzi na zarzuty, rzeczniczka marszałka Jolanta Bogusz poinformowała, że spośród 40 stanowisk dyrektorskich w wydziałach i departamentach urzędu marszałkowskiego, zmieniło się 9 osób. "7 odeszło za porozumieniem stron a dwie zostały zwolnione w wyniku reorganizacji w urzędzie" - wyjaśniła. Dodała, że tylko 4 z nich mają status pełniących obowiązki dyrektora i w ciągu trzech miesięcy muszą odbyć się konkursy na te stanowiska.
Natomiast marszałek Łoś na wtorkowym spotkaniu z dziennikarzami podkreślał, że zależy mu, aby zatrudniać głównie osoby o doświadczeniu biznesowym, a nie urzędniczym. "Potrzebujemy ludzi spoza środowiska urzędniczego. To zupełnie inna koncepcja funkcjonowania urzędu niż dotychczas" - wyjaśniał Łoś. (PAP)
iwe/ la/ rod/