Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Giełdy znalazły się w tarapatach

0
Podziel się:

Takiej końcówki tygodnia mało kto się chyba spodziewał. Inwestorzy spoglądający od dawna na szczyty, zapomnieli, że na rynku obowiązuje ruch w co najmniej dwóch kierunkach.

Giełdy znalazły się w tarapatach

Koniec marazmu i zbliżającą się bardziej dynamiczną zmianę sugerował wzrost zmienności amerykańskich indeksów w ciągu kilku ostatnich sesji. Te sugestie okazały się prorocze, choć powody zmiany tendencji zupełnie nieoczekiwane. Strach przed rozpoczęciem w Chinach hamowania wzrostu gospodarczego wydawał się jeszcze dość odległy. Obawa przed zmianą zasad gry na rynkach finansowych, której propozycję przedstawił prezydent USA była zaskoczeniem jeszcze większym.

Polska GPW

Po wczorajszej dość dzielnej postawie byków, które starały się ograniczyć skalę przeceny w mocno niesprzyjającym otoczeniu zewnętrznym, dziś od rana nie szło
im najlepiej. Trudno się jednak dziwić, skoro czwartkowe spadki na Wall Street okazały się największe od dobrych kilkunastu tygodni, a swoje dołożyła jeszcze mocno zniżkująca Azja. Na otwarciu wielkiego dramatu nie było. Ale w ciągu dnia przecena wyraźnie się nasiliła. Indeks największych firm tracił 1,4 proc., a wskaźnik szerokiego rynku 1,1 proc. Spadki walorów poszczególnych firm były dość znaczne. Niechlubnym liderem w tej kategorii były akcje Lotosu, które spadały niemal cały dzień o ponad 5 proc., i to przy sporych obrotach sięgających 100 mln zł.

To całkiem dużo, nie tylko jak na tę spółkę. Poprzednio z tak ożywionym handlem jej walorami mieliśmy do czynienia w maju ubiegłego roku, przy cenie o połowę niższej niż dziś. Mocno przeceniane były także papiery BRE, początkowo o 2,8 proc., pod koniec dnia nawet o ponad 4 proc. Do tej skali przeceny zbliżały się także akcje PKN. Generalnie można stwierdzić, że płynność była dziś w cenie, czy raczej przecenie. Na tym tle przedziwnie zachowywały się papiery Telekomunikacji Polskiej, które przez całą sesję traciły stosunkowo niewiele, a obrót nimi był wręcz „śladowy". Małe obroty utrzymują się już drugi dzień z rządu. Można wić przypuszczać, że „zdyscyplinowany" akcjonariat nie chce pozbywać się papierów spółki po tak niskich cenach, a chętnych do kupowania drożej nie ma.

Ostatecznie indeks największych firm stracił 2,54 proc., WIG zniżkował o 2,13 proc., wskaźnik średnich spółek spadł o 1,46 proc., a sWIG80 o 1,52 proc. Obroty wyniosły 2,13 mld zł.

Giełdy zagraniczne

Amerykańscy inwestorzy nieźle się wczoraj wystraszyli. Na Wall Street takich spadków nie widziano już od dawna. Dow Jones stracił 2 proc., S&P500 zniżkował o 1,89 proc. czyli ponad 21 punktów. Jednym ruchem wymazany został cały tegoroczny dorobek byków, zdobywany w tak żmudny sposób. Rynek więc niespodziewanie nabrał dynamiki
i znalazł się w dość kluczowym punkcie. Jeśli spadki się nie zatrzymają, możemy mieć głębszą korektę. Nic jej nie zapowiadało, poza rzeszą analityków, ale jak to zwykle bywa
- powód zawsze się znajdzie.

Na ogół nie powód jest istotny, lecz skutek. Tym razem jednak powody zdają się dość ważne. Oczywiście prawdziwy powód do sprzedaży akcji znają tylko ci, którzy je sprzedawali. Jednak nietrudno się domyślić, że przestraszyli się dobrych danych, dotyczących chińskiej gospodarki i propozycji prezydenta USA, który chce wprowadzić istotne ograniczenia w działalności banków. Reakcja na informacje z Chin potwierdza nadejście nowego schematu działania inwestorów, w myśl zasady: im lepiej
w gospodarce, tym gorzej na giełdzie. Bo przecież wyższe stopy za moment nadepną bykom na odcisk i będzie po hossie.

Bardzo poważne konsekwencje może mieć dla wszystkich rynków propozycja Baracka Obamy. Dość powszechne jest przekonanie, że to właśnie banki pompowały ceny i na rynkach akcji, i surowców swoimi „spekulacyjnymi" transakcjami. Potwierdza to analiza ich zysków. Jeśli nie będą mogły tego robić, to po pierwsze, będą miały o wiele gorsze wyniki, a po drugie, rynkom ubędzie znacząca grupa graczy, stojąca „chwilowo" po stronie popytowej. A więc cen nie będzie miał kto „pędzić". Te słuszne - skądinąd - z punktu widzenia gospodarki propozycje, mogą mieć dla rynków finansowych bardzo poważne i długofalowe konsekwencje. A wczoraj najmocniej traciły właśnie akcje banków i firm surowcowych.

Azja też była dziś pod sporym wrażeniem ostatnich wydarzeń. Nikkei tracił najmocniej, aż 2,56 proc. Shanghai B-Share zniżkował o 1,95 proc., a Shanghai Composite „jedynie" 0,66 proc. Jednak w trakcie sesji był dużo niżej. Indeks na Tajwanie stracił
na wartości 2,47 proc. Spadki więc i poważne, i powszechne, bo żaden z parkietów nawet przez moment nie pomyślał o zwyżce indeksów.

W Paryżu i Frankfurcie reakcja na wczorajsze wydarzenia w Stanach i dzisiejsze nastroje w Azji była dość stonowana. Indeksy zniżkowały na otwarciu po około 05 proc. Londyn był jeszcze bardziej wstrzemięźliwy i wystartował z poziomu czwartkowego zamknięcia. Nastroje jednak systematycznie się pogarszały, bo i powodów ku temu nie brakowało. Pod koniec dnia „czerwone światła" na giełdowych tablicach świeciły
z natężeniem 1 proc., a w Paryżu nawet 1,8 proc.

Nasz region ucierpiał jeszcze bardziej. W Budapeszcie i Bukareszcie udało się poprzestać na spadkach o około 2 proc. Indeksy w Pradze i Moskwie traciły po 2,8 proc. Sofia zdołała się wykpić zniżką o 0,5 proc. tylko dlatego, że tam handel kończy się dużo wcześniej. Nawet bijący od początku roku rekordy świata indeks w Tallinie zniżkował dziś
o 2 proc. O rosnącej awersji do ryzyka może też świadczyć 3 proc. spadek indeksu giełdy tureckiej. Tylko w Atenach wskaźnik wzrósł o prawie 1 proc.

Waluty

Światowy rynek walutowy reagował wczoraj ze stoickim niemal spokojem
na informacje, które robiły tek duże wrażenie na giełdach. W ciągu dnia było trochę ruchu
i dynamicznych zmian, ale ich bilans wyszedł niemal na zero. Dwie najważniejsze waluty świata znalazły chwilowo punkt równowagi w okolicach 1,41 dolara za euro i zafundowały tu sobie chwilę odpoczynku. Dziś także przez większą część dna było dość spokojnie a kurs euro przebywał w niezbyt szerokim przedziale 1,407-1,416 dolara.

Nasza waluta do południa próbowała odrobić choć część strat poniesionych
w ostatnich dniach. W najlepszym momencie dolara wyceniano na 2,87 zł, jednak
po osiągnięciu tego poziomu doszło do chwilowego przełamania bariery 2,9 zł za dolara. Jeśli amerykańska waluta nie przerwie swej szarży, będziemy musieli pogodzić się
z dalszym ruchem, w kierunku 3 zł za „zielonego". Z euro również nie szło nam zbyt dobrze. Wahania nie były wielkie, ale już wczoraj euro było dość drogie. Dziś rano staniało o nieco ponad grosz w porównaniu do czwartkowego zamknięcia, ale później musieliśmy bronić się przed dalszą przeceną, po przebiciu poziomu 4,1 zł za euro. Posiadacze kredytów we frankach także musieli pogodzić się z tanią spłatą raty. „Szwajcara" na rynku międzybankowym momentami wyceniano na 2,79 zł. Jeśli dodać do tego spread, to robi się niewesoło.

Podsumowanie

Poważniejsza zmiana na rynku nadchodzi zwykle w najmniej spodziewanym momencie i z najmniej spodziewanej strony. Tak było i tym razem. Byki, uśpione pełzaniem indeksów na wciąż wyższe poziomy, chyba zbyt późno dostrzegły zagrożenie. Już wczoraj ich reakcja była dość nerwowa. Dziś niepokój się nasilił. Jego przyczyny są dość poważne i nie można ich lekceważyć. Tym bardziej, że mogą oddziaływać na rynki znacznie mocniej i znacznie dłużej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać.

Wyniki firm lub gospodarki mogą cieszyć lub sprawiać zawód, ale konsekwencje nie są na ogół długotrwałe. Jeśli jednak pojawia się perspektywa zmiany polityki pieniężnej w jednej z najbardziej dynamicznych gospodarek świata i jednocześnie dość rewolucyjna zmiana regulacji działania instytucji finansowych w największej gospodarce świata, to nie można przejść obok tego obojętnie.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)