WIG20 nie zdołał się utrzymać powyżej bariery 3000 pkt. Co prawda trudno byłoby mieć na to wielkie nadzieje, bo w środę indeks przebił ją ledwie o 14 pkt.
Zaś amerykański bank centralny wieczorem nie dał inwestorom wielkich powodów do entuzjazmu (obniżył stopy o tyle, ile oczekiwali inwestorzy). Nastroje więc już od rana w czwartek były takie sobie. A potem jeszcze się pogorszyły po tym, jak nadeszły złe wiadomości z amerykańskiego rynku pracy, gdzie liczba nowych bezrobotnych jest najwyższa od października 2007 i wynosi 375 tys. wobec prognoz na poziomie 320 tys.
Efekt? WIG20 spadł o 2,1 proc., a więc całkiem sporo. Jednak nie dlatego, że rynek zalała jakaś wielka fala zleceń sprzedaży. Tych była raczej umiarkowana ilość, o czym świadczą dość przeciętne obroty, niecałe 1,8 mld zł. Na rynku wciąż panuje nerwówka, która sprawia, że akcje rosną i spadają znacznie mocniej, niż powinny.
Czwartkowy spadek kursów większości spółek - na tzw. szerokim rynku był nawet mniej dotkliwy, niż wśród największych spółek, bo WIG spadł o mniej, niż 1,5 proc. - był raczej epizodem. Wieczorem widać było spory wzrost indeksów w USA (poszły w górę o 1,7 proc.), który zapewne przełoży się na dobry start notowań na naszej GPW w piątek. Ale jedną niezbyt optymistyczną rzecz trzeba powiedzieć - coraz bardziej rośnie znaczenie strefy 3000 pkt., która stanowi skuteczny opór dla kupujących i blokuje dalsze odrabianie strat.