Szalenie trudno przewidywać, czy w najbliższych dniach czeka nas pełzający krach, jedno mocne uderzenie bessy, czy też ostre odreagowanie.
Wszystko zależy od dalszych ruchów banków centralnych i doniesień z największych światowych instytucji finansowych. Najgorszy scenariusz to kolejne załamanie i spadek o przynajmniej kilkanaście procent.
Na parkiecie niewiele wczoraj brakowało do powtórki ,,czarnego poniedziałku" z końca stycznia. Indeksy znów ostro zadołowały, zaś WIG20 w pewnym momencie był już 4,5 proc. na minusie.
Ostatecznie ograniczył straty do ,,tylko" 3,5 proc., zaś indeks całego rynku WIG spadł o 2,8 proc. Ale sytuacja jest i tak dramatyczna. WIG ma już tylko niecały procent zapasu do styczniowego dna, zaś WIG20 już tę barierę w poniedziałek przekroczył. Jeśli dno definitywnie padnie, giełda może spaść o kolejne 15-25 proc.
Powód kolejnej odsłony bessy na parkiecie jest oczywisty - spadek zaufania do instytucji finansowych i przekonanie, że największe światowe banki mają mnóstwo ,,trupów w szafach".
W takie przekonanie wpędził inwestorów wielki bank amerykański Bear Stearns. Jeszcze kilka dni temu jego prezes opowiadał wszem i wobec, że wieści o kryzysie finansowym są cokolwiek przesadzone. Kilkadziesiąt godzin później Bear Stearns przyjmował już ratunkowe pożyczki, a jego kurs runął o kilkadziesiąt procent. A w weekend i poniedziałek okazało się, że bank za półdarmo przejmie jego konkurent JP Morgan.
Nerwy tracą nie tylko bankowcy i inwestorzy. Także amerykański bank centralny zaczyna coraz bardziej zaskakiwać. W piątek urząd statystyczny poinformował o nieco niższej od oczekiwań inflacji w lutym, a już w weekend szef Fed Ben Bernanke obniżył o ćwierć punktu procentowego stopę dyskontową.
Ta decyzja przyniosła jednak skutek odwrotny od zamierzonego - jakaż zła musi być sytuacja amerykańskiej gospodarki i tamtejszych banków, skoro Fed zaczyna obniżać stopy nie tylko pomiędzy posiedzeniami, ale nawet w weekendy! Nic dziwnego, że w poniedziałek rano indeksy w Azji runęły o 4-5 proc., a w ślad za nimi - cała Europa. W Londynie indeks FTSE tracił prawie 4 proc., niemiecki DAX kończył dzień ponad 4 proc. na minusie, zaś w Turcji główny indeks osunął się o ponad 7,5 proc.!
Na rynku będzie pachniało krachem dopóki inwestorzy nie odzyskają elementarnego zaufania do instytucji finansowych. O tym jak bardzo zostało ono nadwyrężone niech świadczy fakt, że od piątku akcje Bear Stearnsa straciły na wartości 96 proc.
Akcje szwajcarskiego UBS przeceniono aż o 12 proc., a po rynku zaczęły krążyć spekulacje, że ten największy bank na Starym Kontynencie również może mieć kłopoty. Francuskie banki BNP Paribas oraz Societe Generale straciły na wartości odpowiednio po 9-10 proc. Na londyńskiej giełdzie bank Barclays przeceniono o 8,6 proc.
Tak samo u nas - papiery największych banków Pekao i PKO BP spadły o 5-6 proc., o ponad 3 proc. zjechały akcje BRE Banku. Poza tym ostro w dół szły notowania największych firm energetycznych i surowcowych - o 5-6 proc. taniej można było kupić na przykład akcje PKN Orlen i KGHM.
Dziesięć najbardziej przecenionych spółek spadło od 9 do ponad 20 proc., a smutny rekord pobiła firma Euromark, zajmująca się handlem obuwiem. Jej akcje straciły 22 proc., a w ciągu ostatniego roku jej spadek przekroczył już 75 proc. Relatywnie dzielnie trzymała się w poniedziałek tylko branża informatyczna, telekomunikacyjna i medialna.