Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Barembruch
|

To, co tygrysy lubią najbardziej

0
Podziel się:

Poniedziałkowa sesja była dokładnie tym, co giełdowe tygrysy lubią najbardziej. A właściwie nie tygrysy, tylko symbolizujące hossę byki, które po wielu miesiącach krycia się po kątach wreszcie pokazały na co je stać.

To, co tygrysy lubią najbardziej

Mimo niezbyt udanego początku notowań - indeksy zaczęły dzień na minimalnym minusie - fala zleceń kupna wzbierała z każdą chwilą i windowała indeksy na coraz to wyższe poziomy. Zakupy były tyleż zdecydowane, co wyrachowane.

Świadczy o tym choćby wykres WIG20, przypominający do złudzenia wiodące w górę schody. To oznacza, że po każdym większym wzroście cen następowała próba sił popytu i podaży, a kolejne sukcesy kupujących nie przyszły im łatwo i bez walki.

Tym cenniejsze jest zakończenie sesji: indeksy finiszowały bardzo blisko całodziennych maksimów: WIG20 aż 2,76 proc. powyżej poziomu z piątku, zaś WIG - 2,31 proc. wyżej.

Cieszy też to, że inwestorzy bez większych skrupułów akceptowali nawet znacznie wyższe ceny. Aż pięć spółek z czołowej dwudziestki poszło w górę o ponad 5 proc., zaś kolejne dwie zyskały więcej, niż 4 proc. Jak na duże, stabilne firmy to wzrosty dość spektakularne.

Choć gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że nie na wszystkich frontach bezdyskusyjnie panowali kupujący. Akcje bardzo słabego w czasie niedawnych spadków Biotonu szły w górę w ciągu dnia nawet o 5-6 proc., ale skończyły tylko 2,5 proc. na plusie. I wciąż walczą z barierą 40 gr. za akcję.

Rosnąca ochota inwestorów do kupowania wynikała po części z dobrych wieści z zagranicy, choćby nieco lepszych, niż oczekiwano wyników finansowych Banku of America. Znów rosła co prawda cena ropy, ale był to wzrost łagodny, co przy odrobinie dobrej woli można było interpretować jako pozytywny czynnik dla giełdowych spółek surowcowych i neutralny dla pozostałych sektorów gospodarki.

I tak właśnie - przez różowe okulary - postanowili patrzeć na sprawy inwestorzy w całej Europie Zachodniej.

Naszym graczom do pełni szczęścia zabrakło chyba tylko wysokich obrotów. Aktywność inwestorów była podczas poniedziałkowej sesji bardzo niska, wartość zawartych transakcji nie przekroczyła miliarda złotych. Widać kupujący nie zdołali jeszcze zarazić swoim optymizmem licznych rzesz inwestorów. Ale kropla drąży skałę, jeśli dobre nastroje potrwają jeszcze kilka dni, to liczba chętnych do zakupów zapewne wzrośnie.

Na razie cieszmy się z tego, co mamy. Warszawska giełda należała w poniedziałek do najsilniejszych na całym świecie, zaś WIG20 zbliżył się na odległość niespełna jednego procenta do granicy 2600 pkt. Analitycy postrzegają ją jako pierwszy poważniejszy punkt oporu w trakcie wzrostowego odreagowania, trwającego na parkiecie już od trzech dni.

Dalsze wzrosty będą wymagały od kupujących pełnej mobilizacji, bo w poniedziałek na amerykańskiej giełdzie nie było fajerwerków, indeksy zakończyły dzień ,,tylko" w okolicach poziomów z piątku.

Niezależnie od tego ile jeszcze siły na dalsze wzrosty będą miały (nieliczne póki co - trzeba to przyznać) siły popytu, najważniejszy krok został zrobiony - rynek znalazł kolejne po styczniowo-marcowym twarde dno i znów ma się od czego odbijać. Przy odrobinie szczęścia (a więc dobrych wieściach z USA) może nawet uda się na tyle daleko ,,odskoczyć" od strefy 2400 pkt. na wykresie WIG20, by główny indeks giełdy od razu mógł się ulokować - w celu konsolidacji - na wyższym poziomie 2600-2700 pkt.?

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)