Wydaje się, że przed sylwestrem na rynku nie może wydarzyć się już nic istotnego. Inwestorzy porządkują swoje portfele, spokojnie czekając na koniec tego bardzo udanego dla nich roku.
Koniec roku to okres, w którym informacji ze spółek jest zwykle _ jak na lekarstwo _. Nic więc dziwnego, że inwestorzy również nie mogą się zdecydować, w którą stronę pociągnąć indeksy.
Tak było też wczoraj. Wskaźnik Dow Jones zakończył dzień z wynikiem -0,02 proc., a S&P500 -0,14 proc., kończąc tym samym serię sześciu wzrostowych sesji.
Inwestorzy, którzy zwykle dość nerwowo reagują na nowe dane makroekonomiczne, właściwie zignorowali wczoraj informacje o poprawiających się nastrojach wśród amerykańskich konsumentów. Indeks Conference Board wzrósł w grudniu do poziomu 52,9 pkt. wobec 50,5 pkt. w listopadzie. To świadczy o rosnącym optymizmie, który jednak będzie wyraźniejszy dopiero, gdy poprawi się sytuacja na amerykańskim rynku pracy.
Na razie zwolennikom teorii o szybkim końcu kryzysu muszą wystarczyć dane o stabilizującej się sytuacji na rynku nieruchomości. Według podanych wczoraj informacji ceny nieruchomości w 20 amerykańskich metropoliach były w październiku o 7,3 proc. mniejsze niż przed rokiem. Tymczasem wrzesień pokazał spadek o ponad 9 proc. r/r.
Nie sposób wskazać spółkę, która wyraźnie wyróżniała się wczoraj na amerykańskim parkiecie. Najwięcej w indeksie Dow Jones zyskały walory Walta Disneya (+1,47 proc.). W dole stawki ze stratą -1,11 proc. znalazł się Bank of America.
Słowem, spokój. Inwestorzy mają jednak prawo odpocząć. Mijający rok wbrew początkowym obawom dał im bowiem sporo zarobić. Indeks S&P500 zyskał w tym czasie aż 30 proc.
Dzisiaj na Wall Street przedostatnia w tym roku sesja. Tuż przed godziną 16 polskiego czasu poznamy najnowszy odczyt wskaźnika Chicago PMI. Trudno jednak oczekiwać, by miał on jakikolwiek wpływ na rynek.