Turcji marzy się wielki handel gazem. Wśród wymienionych dostawców Rosja oraz Iran
Turcja ma ambitne plany, by dostarczać Europie 40 mld metrów sześciennych gazu. Ankara nie ukrywa, że liczy głównie na dostawy tego surowca m.in. z Rosji i Iranu. Ukrainę szczególnie niepokoić może pierwsze źródło. Podobnie jak Zachód, który stara się ograniczyć przychody Kremla.
Turcja w ubiegłym roku osiągnęła porozumienie z Rosją ws. stworzenia pod Stambułem hubu gazowego. Ankara nie kryje się z tym, że właśnie tą furtką będzie dostarczała Europie błękitnego paliwa dostarczony przez reżim Władimira Putina, ale też Iran i Azerbejdżan.
Co ważne, surowce z dwóch pierwszych krajów są niemile widziane przez Zachód, ze względu na napaść zbrojną na Ukrainę oraz łamanie praw człowieka. Kraje UE - poza wyjątkami w postaci np. Węgier - starają się odciąć od rosyjskich paliw, by ograniczyć dochody Kremla. Co za tym idzie - prowadzenie nielegalnej inwazji na sąsiedni kraj.
Tymczasem turecki minister energetyki Fatih Dönmez oświadczył na antenie rosyjskiej telewizji NTV, że kraj otrzymuje 100 mld m sześc. gazu rocznie, z czego zużywa 60 proc. Pozostałe 40 mld chce sprzedać. - W tym celu tworzone jest centrum handlu gazem - powiedział polityk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zeroemisyjne e-paliwa to mit? Lobbowali za nimi Niemcy
Rosja znalazła boczną bramę, którą ominie sankcje UE
Dönmez dodał, że Turcja "już negocjuje sprzedaż gazu z potencjalnymi odbiorcami w Europie" - poinformował "Kommiersant". Dodajmy, że hub pod gazem powstaje przy współpracy rosyjskiego Gazpromu i tureckiego Botasu.
Minister energetyki zaznaczył, że rząd Recepa Tayyipa Erdoğana w pierwszej połowie kwietnia przyjął pierwsze decyzje legislacyjne, które ułatwiają pracę w centrum pod Stambułem przedsiębiorstwom gazowym i naftowym.
Reżim Putina mówi jasno, że tureckim hubem zainteresował się wskutek wybuchów na dwóch nitkach gazociągu Nord Stream oraz w związku z sankcjami, które UE nałożyła na Rosję po ataku na Ukrainę.