Przedstawiciele spółek krytykują zmiany, choć zwracają uwagę, że sama idea jest słuszna. Problem w tym, że zawiodło wykonanie.
Jak mówi "Rzeczpospolitej" Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych, pomysł miał na celu dobro inwestorów. Chodziło o to, by zainteresować akcjonariuszy działalnością spółki. A to jest o wiele łatwiejsze, gdy ta zna dane posiadaczy akcji.
W praktyce jednak okazuje się, że po wejściu w życie nowych przepisów, takie wrażliwe informacje będzie mógł pozyskać każdy. Wystarczy, że kupi jedną akcję.
O niebezpieczeństwie z tym związanym informuje również Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. W swoich uwagach do projektu nowelizacji proponuje, żeby takie prawo przysługiwało tylko spółkom, a nie pojedynczym akcjonariuszom. Poza tym identyfikacja miałaby dotyczyć jedynie tych, którzy mają przynajmniej 0,5 proc. głosów na walnym zgromadzeniu.
Jeśli bowiem przepisy przejdą w obecnym kształcie, indywidualni inwestorzy zamiast rynku kapitałowego wybiorą inny sposób lokowania oszczędności. A na tym straci giełda. Poza tym eksperci wskazują, że taki sposób może ingerować w prawo do prywatności drobnych akcjonariuszy.
Nie ma za to żadnych dyskusji, jeśli chodzi o inny zapis nowelizacji. Chodzi o obowiązkową dematerializację akcji. Już nie będą one w formie papierowej, ale elektronicznego zapisu na koncie inwestora. Tutaj eksperci są zgodni i pomysł chwalą. Choćby dlatego, że znacznie ograniczy on koszty emisji i późniejszego przechowywania papierów wartościowych.
Projekt nowelizacji Kodeksu spółek handlowych jest obecnie na etapie konsultacji, a zakończenie rządowego etapu prac planowane jest na czwarty kwartał 2017 roku. Tak twierdzi przynajmniej resort sprawiedliwości.