26 kwietnia 1986 r. w Czarnobylu doszło do wybuchu w elektrowni jądrowej. Dokładnie pamiętam, jak kilka dni później czekałem w gabinecie szkolnej pielęgniarki jak na ścięcie. Płyn Lugola nie był smaczny. Gęstawy, cierpki i brązowy - wywoływał wymioty u dzieciaków, które powtarzały całą procedurę. Niektóre wielokrotnie.
Ostatnia awaria w rosyjskiej elektrowni jądrowej koło Tweru przypomniała mi te wydarzenia sprzed lat. Wprawdzie eksperci nie wykryli żadnego zagrożenia, to i tak na plecach pojawiły się ciarki. Trudno się zresztą dziwić, bo atmosfera na przełomie kwietnia i maja 1986 r. była w Polsce gęsta od strachu, tak jak gęsty był wspomniany płyn Lugola.
Postanowiliśmy sprawdzić, na ile jesteśmy przygotowani na podobne tragiczne wydarzenia. Czy mamy zapasy płynu na wszelki wypadek i jasne procedury. W Państwowej Agencji Atomistyki (PAA) działa Centrum ds. Zdarzeń Radiacyjnych (CEZAR). To ono jest podstawową komórką systemu bezpieczeństwa radiacyjnego kraju.
- Dziś już nie stosuje się płynu Lugola. Obecnie używa się tabletek ze stabilnym jodem. Na terenie całego kraju są magazyny z tym preparatem - mówi money.pl Karol Łyskawiński, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Spraw Obronnych w Centrum ds. Zdarzeń Radiacyjnych Państwowej Agencji Atomistyki.
Odpowiadają za to lokalne centra zarządzania kryzysowego. Ilość tabletek jest pod stałą kontrolą. W zależności od obszaru i gęstości zaludnienia są różne strategie dystrybucji tego specyfiku. Mogą to być punkty spotkań zbiorowych, szkoły itp. W przypadku wystąpienia zagrożenia dla zdrowia podaje się je głównie dzieciom i kobietom w ciąży. Dorośli nie są tak narażeni, podobnie zresztą postępowano w 1986 r. Obecnie na szczęście nikt nie jest zagrożony.
- Stacje pomiarowe nie zarejestrowały żadnych wzrostów promieniowania. Wartości widoczne teraz na mapie to naturalne tło promieniotwórcze dla danych obszarów - mówi Łyskawiński. Mapa jest na stronie Państwowej Agencji Atomistyki. Dane są aktualizowane.
Największe promieniowanie jest obecnie w Sanoku, ale to zaledwie 0,121 mikrosiwertów. Na zachodzie kraju, w Legnicy, jest to już tylko 0,086 mikrosiwertów. Przy prześwietleniu nasze ciała przyjmują od 0,1 do 2,5 milisiwertów, przy tomografii już około 8. Zwracamy uwagę, że mapa pokazuje dane w mikrosiwertach, a jeden mikrosiwert to aż tysiąc milisiwertów. Możemy odetchnąć.
Płyn Lugola był niepotrzebny?
- Może być jednak tak, że dojdzie do ewakuacji, ale nie będzie wskazania do podania tabletek, bo w powietrzu będą występowały inne izotopy niż jod promieniotwórczy - tłumaczy Łyskawiński. Stabilny jod będzie rozdawany, kiedy pojawi się możliwość, że tarczyca człowieka przyjmie dawkę 100 miligrejów promieniotwórczego jodu. Tego jednego poziomu nie uda nam się odnieść do wskazań pomiarowych z mapy.
- Jednak mogę powiedzieć, że w 1986 r. przy awarii w Czernobylu nie było takiego ryzyka, do tych 100 miligrejów się nie zbliżyliśmy. Może ono nastąpić tylko w przypadku awarii w elektrowni blisko naszych granic. Po Czarnobylu troszkę zbyt pochopnie podano płyn Lugola. Jednak nie można mówić tu o błędzie. Ze względów politycznych ciągle przecież nie wiedzieliśmy, jak poważne jest zagrożenie - mówi Łyskawiński.
Na razie mówimy o elektrowniach zagranicznych, ale rząd zapowiada nawet sześć reaktorów nad Wisłą. Jak wówczas będą wyglądały zabezpieczenia ludności?
W przyszłości wokół polskiej elektrowni będą strefy interwencyjne. W promieniu ok. 5 km od niej okoliczna ludność będzie miała tabletki w domach. W promieniu ok. 20 km zapasy będą przechowywane w punktach zbiorczych, tak by można było tabletki podać jak najszybciej. Kolejnym działaniem przewidzianym w strategii postępowania na wypadek awarii w elektrowni atomowej będzie nakaz pozostania w domach czy mieszkaniach.
Jak w Czarnobylu?
- Żeby do tego doszło wskaźniki na danym terenie muszą pokazywać około 208 mikrosiwertów na godzinę. Czyli musiało by być ich ok. 2000 razy więcej niż teraz. Natychmiastową ewakuację zarządza się przy wskazaniach około 600 mikrosiwertów na godzinę. Zajmują się nią służby podległe ministrowi spraw wewnętrznych. Możliwe jest również wsparcie wojska - tłumaczy ekspert PAA.
Czasowe przesiedlenie ludności, na miesiące czy lata, dotyczy już naprawdę poważnego skażenia. W przypadku awarii w Fukushimie oznaczało to odległość do 50 km od elektrowni jądrowej. Jak uspokaja nasz rozmówca, obecnie nie ma elektrowni, która byłaby zlokalizowana tak blisko Polski.
Stałe przesiedlenie na okres 50-70 lat jest już absolutną ostatecznością. Dotyczy to jednak tak poważnych awarii, jak w Czarnobylu i najbliższego sąsiedztwa elektrowni. Jak uspokaja ekspert, obecnie stosowane technologie nie pozwalają jednak na spowodowanie takiego skażenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl