Agnieszka Wołoszyk-Nowak od roku prowadzi w Gdańsku nieduży, prywatny żłobek. Szło na tyle dobrze, że myślała już o stworzeniu drugiej placówki.
I nagle w niedzielny wieczór włączyła komputer i nie mogła dojść do siebie. - Tyle się mówi o hejcie, o tym, jak reagują na niego dzieci. I tu nagle ja stałam się jego ofiarą - opowiada. - Hejt, to znaczy niesprawiedliwe uwagi dotyczące żłobka, ale i groźby karalne - precyzuje.
- Uznałam, że muszę to pokonać. Bo przecież rodzice nam zaufali, oddali nam swoje pociechy, żebyśmy się nimi opiekowali - dodaje.
Jak opowiada Wołoszyk-Nowak, "zalew hejtu" wywołała młoda opiekunka. Pracowała w żłobku dwa dni i opisała swoje wrażenia na serwisach społecznościowych.
Z jej relacji wynikało, że dzieci w żłobku chodzą głodne, że warunki są fatalne, a opiekunowie nie przejmują się specjalnie swoimi podopiecznymi. "Dziewczynka spadła na głowę, a pani zaczęła się śmiać [i mówić] 'nic się nie stało' - wynikało z jej relacji. Pisała też o chłopcu, który "chciał jeść, jednak nie dostał, bo nie zapłacił za obiad". Post zyskał setki komentarzy i niemal 1,5 tys. udostępnień.
Żłobek do niedzieli miał dość dobre opinie i oceny na serwisach internetowych. Nagle się to zmieniło. - W ciągu kilku godzin ludzie zaczęli nam dawać najniższe oceny. W 90 proc. byli to oczywiście ludzie, którzy nigdy nie mieli u nas dzieci - dodaje Wołoszyk-Nowak.
Główną bohaterką postów była jednak nie Wołoszyk-Nowak, lecz kierowniczka przedszkola. - Wśród komentarzy szybko pojawiły się groźby karalne. W stylu "jak spotkam, to obije mordę". Boję się o kierowniczkę, ale przyznaję, boję się też o siebie. To błyskawicznie wyszło spoza kontroli - opowiada.
Widzieliśmy podobne komentarze. Wśród nich na przykład taki: "Jakbym taką panią [kierowniczkę żłobka- przyp. red.] dorwała, to nigdy o własnych siłach by nie doszła do pracy".
Po publikacji posta w ciągu kilku godzin zaczęły się pojawiać negatywne oceny żłobka. - Żadne nie pochodzą o rodziców, którzy mają u nas dzieci - mówi właścicielka
"Zemsta opiekunki"
Czy jednak opisane przez praktykantkę sytuacje naprawdę miały miejsce? Agnieszka Wołoszyk-Nowak stanowczo zaprzecza. - Żadne dziecko nie chodzi u nas głodne. To jakaś bzdura. Owszem, mamy płatne posiłki, ale tylko dlatego, żeby dać rodzicom alternatywę. Bo niektórzy wolą sami przygotować im jedzenie w opakowaniach - mówi.
I dodaje, że internetowy hejt to zemsta zwolnionej praktykantki.
- Pani, która napisała ten wpis, była u nas na okresie próbnym. Jednak kierowniczka przedszkola, do której mam pełne zaufanie, stwierdziła, że po prostu nie nadaje się do tej pracy. Bo ona zupełnie nie interesowała się dziećmi, nie była zaangażowana. Jednak ta pani najwyraźniej poczuła się tym urażona i teraz się mści w internecie - opowiada.
Dlaczego więc wpis jednej osoby tak szybko zyskał popularność? - Bo to była zorganizowana akcja. Brały w niej udział koleżanki niedoszłej pani przedszkolanki - uważa właścicielka.
Na dowód tego Wołoszyk-Nowak pokazuje nam konwersacje kobiet z zamkniętych grup internetowych. "Ciekawe co zrobi [kierowniczka przedszkola], jak zobaczy fale podstawnego hejtu na swojej stronie" - brzmi jedna z nich (zachowaliśmy oryginalną pisownię). "Wstaw opinię na stronę, ja już wkleiłam twój komentarz" - to już kolejna.
Zapytaliśmy Wołoszyk-Nowak skąd ma wiadomości z zamkniętych grup. - Zostali do nich zapraszani rodzice dzieci z naszego żłobka. Wysłali nam te wiadomości, widząc ten hejt i nie zgadzając się na niego - opowiada.
Właścicielka żłobka zaznacza, że rodzice "stoją za nią murem". - Zorganizowałam specjalne spotkanie. Byłam gotowa na najgorsze, że rodzice zaczną wycofywać swoje dzieci. Powiedziałam nawet, że rezygnuję z miesięcznego terminu wypowiedzenia. Jednak rodzice skwitowali: co pani opowiada, dzieci zostają. - słyszymy od Wołoszyk-Nowak.
Co na to wszystko przedszkolanka, która była autorką postu? - Opisałam, co widziałam. Zdania nie zmienię - komentuje w rozmowie z money.pl.
Czytaj też: Afera w Ministerstwie Sprawiedliwości. Premier: Minister Ziobro zareagował tak, jak powinien
Opowiada też, że miała zostać zwolniona z przedszkola na podstawie nagrań z kamer. - Tyle że żadnych kamer tam nie było - opowiada.
Agnieszka Wołoszyk-Nowak pyta, czemu opiekunka nie rejestrowała tego, co się dzieje w żłobku i dlaczego nie poszła z tym do odpowiednich organów.
- Była tam dwa dni, mogła robić zdjęcia, nagrywać... Ale tego jakoś nie zrobiła - opowiada właścicielka. Zwolniona opiekunka nam odpowiada, że chciała zostać w żłobku do końca tygodnia "dla dobra dzieci", bo wiedziała, że brakuje ludzi. Jednak kierowniczka przedszkola miała kazać jej odejść natychmiast.
Agnieszka Wołoszyk-Nowak zgłosiła sprawę na policję, zapowiada, że będzie teraz z autorką posta walczyć w sądzie. Zwolniona przedszkolanka, jak wynika z jej komentarzy, na razie nie planuje tego samego. "Pokłóciłam się z kierowniczką i póki co nie wiem, co dalej mogę" - odpisała nam pytana o to, czy zamierza zgłaszać sprawę.
- Ona mówi, że robiła to dla dobra dzieci. Gdyby tak było, powinna zgłosić tę sprawę na policję. Uważam, że to była jej jakaś osobista zemsta za to, że kierowniczka nie chciała z nią dalej współpracować. Dobro dzieci się w ogóle dla niej nie liczy. Chyba zresztą nie bardzo zdaje sobie sprawę, jak duże mogą być konsekwencje hejtu w sieci. Bo choć wpisy są internetowe, to nasz strach jest teraz jak najbardziej realny. We mnie nie ma zgody na hejt - dodaje.
Tekst powstał w ramach akcji #OgarnijHejt organizowanej przez Fundację Instytutu Polska Przyszłości im. S. Lema.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl