Była godzina 2:45 w nocy z niedzieli na poniedziałek (15/16 października), gdy ostatni wyborca z wrocławskiego Jagodna wrzucił swoje karty wyborcze do urny. Jeszcze o godzinie 21, gdy kończyła się cisza wyborcza, a telewizje publikowały sondażowe wyniki exit poll, kolejka liczyła blisko tysiąc osób - donosi wrocławska redakcja "Gazety Wyborczej".
Podobnie było na znajdującym się bliżej centrum miasta Kleczkowie. Tam głosowanie zakończyło się niewiele wcześniej. Co łączy te dwie obwodowe komisje? Obie znalazły się w trójce największych pod względem liczby wyborców komisji na świecie. Na terenie obu w ostatnich latach wybudowano szereg nowych bloków mieszkalnych, gdzie przeprowadziło się tysiące osób.
- Nikt nie wziął tego pod uwagę. Mieszkamy na Kleczkowie od pięciu lat i zawsze głosowaliśmy w tej samej komisji. Przy każdych wyborach frekwencja była wyższa, a kolejki razem z nią. Za rok są wybory samorządowe i jednak przydałaby się nowa komisja, żeby to wszystko rozładować - mówi money.pl pan Maciej, który miał szczęście, bo na oddanie głosu czekał zaledwie 1,5 godziny.
- Miałem farta, bo gdy przyszedłem, stworzyli dwie kolejki na osoby zameldowane i niezameldowane. Wcześniej wszyscy stali w jednym ogonku. Mijałem dziewczynę, która czekała 3,5 godziny. Na Jagodnie mieli jednak gorzej, znajomy ustawił się w kolejce o 17 i oddał głos o 1 w nocy - relacjonuje.
Głosowali najdłużej w całym kraju
Przypadek Jagodna jest szczególny. Położone na południowych obrzeżach Wrocławia osiedle jeszcze niedawno charakteryzowało się wszechobecnymi polami maków, rzepaku, kukurydzy czy słoneczników. 20 lat temu deweloper zakończył tam budowę pierwszego etapu osiedla. Od tego momentu mieszkań przybywa i na koniec ubiegłego roku oficjalnie mieszkało tam ponad 9,3 tys. osób. To jednak zaniżona liczba. "W przypadku osiedli rozwijających się, Główny Urząd Statystyczny przyjmuje przelicznik nawet dwukrotności liczby zameldowanych mieszkańców. Oznacza to, że mieszkańców Jagodna może być około 20 tys. Na tej liczbie pewnie się nie skończy, bo osiedle konsekwentnie rozrasta się o kolejne inwestycje" - czytamy w "Gazecie Wrocławskiej".
Problemy z komisjami we Wrocławiu były najbardziej widoczne. To są bohaterowie, w końcu stali do 3. w nocy i nie wycofali się. Natomiast same komisje nie mogą działać na pamięć, komisja okręgowa powinna czuwać nad przepływami mieszkańców i zastanowić się, czy nie zwiększyć ich liczby - uważa Wojciech Hermeliński, były prezes Państwowej Komisji Wyborczej.
Jego zdaniem PiS potrafiło przed wyborami w różnych miejscach utworzyć nowe komisje, ale tam, gdzie mogło liczyć na głosy.
Nikt nie pomyślał o tym, że w dużych miastach może być problem, że przybędzie masa ludzi. To nauka dla władzy, żeby dokonać rewizji i przeglądu obwodów. To prosta rzecz, trzeba sprawdzić meldunki i zobaczyć w Centralnym Rejestrze Wyborców, gdzie tych wyborców jest zdecydowanie więcej - wskazuje nasz rozmówca.
Problemów było więcej
Inne spojrzenie na sytuację z Jagodna ma Prof. Radosław Markowski z Instytutu Spraw Publicznych, specjalista od analizy zachowań wyborczych. - Wkurzyło mnie, gdy zobaczyłem tak długie kolejki. Średnia wieku wynosiła pewnie 25 lat. Kto bronił wyborcom pójść do urny o 8 rano, gdy komisje były puste? To daleko posunięta nieodpowiedzialność. Po zdjęciach widać, że nie było tam ludzi starszych i w średnim wieku. Ile osób z tego powodu zrezygnowało i ostatecznie nie zagłosowało? Oczywiście wielkie brawa dla tych, co stali i wytrwali. Oczekiwanie w kolejce mogło stać się elementem happeningu i spotkania towarzyskiego - uważa.
W mediach społecznościowych nie brakuje zdjęć, na których wyborcy z Jagodna wspólnie jedzą pizzę, piją kawę i herbatę z termosów.
W PKW usłyszeliśmy, że to gmina przedstawia raport komisarzowi i związane z tym przesłanki do utworzenia nowego lokalu wyborczego. Żeby ten powstał, musi obejmować minimum 200 osób, oraz posiadać sanitariaty i dostęp do internetu. Co najmniej połowa lokali wyborczych musi spełniać wymogi osób niepełnosprawnych.
Miasto było zobowiązane podać do PKW proponowane adresy komisji do 31 lipca 2023 r. Zgodnie z przepisami Kodeksu wyborczego muszą to być lokale, które na ten dzień są zdatne do użytkowania. Stąd nie mogliśmy wskazać jako siedziby OKW np. szkoły podstawowej przy Asfaltowej, która była wówczas jeszcze placem budowy - odpowiedział "Gazecie Wrocławskiej" Mikołaj Czerwiński z wrocławskiego magistratu.
Urząd miasta dodaje, że na kilka dni przed niedzielą wyborczą do rejestru dopisało się ponad 1,6 tys. osób.
- Status budynku z komisją wyborczą nie ma znaczenia. To nie musi być szkoła czy przedszkole. Wszystko jest kwestią umowy, to może być nawet wypożyczona na kilka dni restauracja, gdzie postawi się urnę. Nie może to być jedynie obiekt kościelny. Są też niewielkie komisje, gdzie ludzie skreślają karty na parapecie. Staraliśmy się o wszystko dbać, żeby takich problemów nie było. Nie wiem, jak jest teraz - dodaje Hermeliński.
Niewielka komisja wyborcza mieściła się w siedzibie Rady Osiedla Polanowice-Poświętne-Ligota przy ul. Kamieńskiego. Tam lokal wyborczy miał ok. 30 m kw powierzchni, a przedstawicielka komisji przepraszała wieczorem część osób za to, w jakich "warunkach muszą głosować".
Staliśmy ponad trzy godziny, karty odebraliśmy około 22. Na koniec dochodziło do awantur, bo ludzie już nie wytrzymywali. Inni oglądali mecz na telefonach, nastoletni syn przyniósł rodzicom kanapki. Lokal wyborczy to była klitka, człowiek na człowieku. Za nami był jeszcze tłum, pewnie stali do północy - relacjonuje pani Ewelina.
Pan Dominik, również z komisji przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu, dodaje, że w lokalu były trzy stoły z kartami z podziałem na ulice. - "Najlepsze" było rozwiązanie ze środkowym stanowiskiem, które było większość czasu wolne, bo przypisali do niego kilka najmniejszych ulic. Ale nikt o tym nie wiedział, bo nie było widać końca kolejki. Potem ktoś wyszedł przed lokal wyborczy i prosił mieszkańców z tych ulic, żeby wchodzili bez kolejki. Oczywiście wykorzystały to osoby z innych ulic i powstała dodatkowa kolejka przed samym wejściem. W efekcie czekaliśmy jeszcze dłużej, bo najpierw wpuścili tych, co weszli innym do kolejki - opisuje mężczyzna.
Wyniki wyborów. Prezydent zabrał głos
W ocenie Wojciecha Hermelińskiego, zawiodła organizacja na poziomie centralnym.
Poruszenie młodych ludzi
- Tak gigantyczna mobilizacja wynikała z tego, że kampania nie trwała miesiąc, tylko cztery lata. Wyborcy PiS są ponadnormatywnie zmobilizowani i tak jest od 2015 r. To w większości ludzie starsi, słabiej wykształceni, z prowincji, gdzie religia i Kościół nadają sens życiu. Tutaj frekwencję podbiły dwie partie, które szły łeb w łeb - zaznacza prof. Markowski.
Dodaje też, że tak duża mobilizacja ludzi młodych "jest wręcz niebywała". - Przypominało to trochę poruszenie wśród najmłodszych wyborców z 2007 r., ale teraz skala i tak jest większa. Jako badacze będziemy się musieli zmierzyć z tym aspektem. Zwłaszcza przed wyborami samorządowymi.
Według danych PKW frekwencja w tegorocznych wyborach parlamentarnych w całym kraju przekroczyła 73 proc.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl