Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Patryk Słowik
Patryk Słowik
|

Główny inspektor farmaceutyczny: wiem, że inspektorom brakuje pieniędzy, paliwa do samochodów i elementarnego szacunku

1
Podziel się:

- Podkreślam szalenie istotną rolę inspekcji farmaceutycznej. Tłumaczę, że od pracy tych ludzi zależy, czy w aptekach będą leki, czy obsługiwać nas będzie wykwalifikowany personel, a także czy leki deficytowe będą dostępne w Polsce, czy zostaną wywiezione przez grupy przestępcze na Zachód - mówi Ewa Krajewska, główny inspektor farmaceutyczny. I zapowiada, że niebawem w inspekcji będzie lepiej.

Główny inspektor farmaceutyczny: wiem, że inspektorom brakuje pieniędzy, paliwa do samochodów i elementarnego szacunku
W i ę k s z o ś ć i n s p e k t o r ó w f a r m a c e u t y c z n y c h m o g ł o b y l e p i e j z a r o b i ć w z w y k ł e j a p t e c e . (Adobe Stock)

Patryk Słowik, money.pl: Ile zarabiają inspektorzy farmaceutyczni?

Ewa Krajewska, główny inspektor farmaceutyczny: Poziom wynagrodzeń inspektorów jest zróżnicowany, to zależy od województwa. Są to kwoty od 4,4 tys. zł do 7 tys. zł. brutto.

A średnio?

Około 5,7 tys. zł miesięcznie. Oczywiście brutto.

I to są ludzie, którzy od lat walczą z tzw. mafią lekową, na bieżąco monitorują i kontrolują funkcjonowanie rynku aptecznego wartego 40 mld zł rocznie, a także zmagają się z prawnikami z najlepszych kancelarii zatrudnianych przez duże podmioty, które łamią prawo. Zgadza się?

Tak, to prawda. I jeśli z pana pytania wybrzmiewa sugestia, że inspektorzy zarabiają nieadekwatnie do swojego zakresu obowiązków - pełna zgoda, powinni zarabiać o więcej.

Mam nadzieję, że to się niebawem zmieni. Wynagrodzenia inspektorów to jeden z pierwszych tematów, którym się zajęłam. Moje postulaty znalazły zrozumienie u Ministra Zdrowia. Wierzę, że inicjatywa podniesienia wynagrodzeń inspektorów farmaceutycznych spotka się również ze zrozumieniem Ministra Finansów.

Jak budować wydolną, sprawnie działającą inspekcję, skoro przeciętnemu inspektorowi opłaca się odejść do zwykłej apteki i sprzedawać leki?

Nie dla wszystkich pieniądze są jedynym warunkiem satysfakcjonującej pracy. Sama jestem tego przykładem. W prywatnym biznesie pewnie zarabiałabym więcej, ale wybrałam pracę dla państwa, bo wierzę w to, co robię.

Wśród inspektorów jest wiele osób, które są propaństwowe i chcą pełnić rolę stróżów prawa. To kwestia pewnej konstrukcji osobowościowej.

Tyle że ja chciałbym żyć w państwie, które nie wykorzystuje ludzi o propaństwowym podejściu.

Rozumiem. I popieram. Tak jak powiedziałam, wierzę w to, że uda się zdobyć środki na podwyżki dla inspektorów. Zasługują na nie jak mało kto.

Jak to w ogóle możliwe, że w jednym województwie inspektor farmaceutyczny zarabia 4,4 tys. zł, zaś w innym za taką samą pracę inspektor otrzymuje 7 tys. zł?

Doskonałe pytanie. Wysokość wynagrodzeń jest uzależniona od przydzielonego budżetu w danym województwie. W chwili obecnej Główny Inspektor Farmaceutyczny nie ma bezpośredniego wpływu na to jak kształtują się płace w poszczególnych urzędach.

Wyjaśnijmy czytelnikom: polska administracja jest tak wspaniale zorganizowana, że wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni strukturalnie nie podlegają pod Głównego Inspektora Farmaceutycznego, lecz pod wojewodów. Jedynie przy wydawaniu decyzji administracyjnych GIF jest organem odwoławczym od decyzji wojewódzkiego inspektora. Czy to nie jest patologia?

Każde rozwiązanie systemowe ma swoje zalety, ale i mankamenty. Jako Główny Inspektor Farmaceutycznych chciałabym mieć jednak większe przełożenie na działania wojewódzkich inspektorów farmaceutycznych. Obecny stan prawny daje mi tak naprawdę niewielkie pole manewru. W zakresie nadzoru nad wojewódzkimi inspektorami farmaceutycznymi mamy dualizm. Z jednej strony GIF, a z drugiej wojewodowie, którzy nie zawsze w pełni rozumieją problemy inspektorów. Bywa, że przekłada się to na dysproporcje w wynagrodzeniach w poszczególnych województwach. 

Zajmuję się rynkiem aptecznym od 2014 r. I od 2014 r. słyszę, że nadzór wojewodów nad inspektorami farmaceutycznymi to zło. Z całym szacunkiem, ale mówiło mi to już kilku pani poprzedników. I nic się nie zmieniło.

I ja również uważam, że jest to dobry moment na rzeczową dyskusję w tej kwestii i być może zmianę dotychczasowej koncepcji. Realny nadzór GIF-a nad wojewódzkimi inspektorami pozwoliłby na bardziej efektywne działanie całej inspekcji farmaceutycznej. 

Ustalmy: czy dziś mieszkaniec np. województwa warmińsko-mazurskiego może mieć inny - lepszy lub gorszy - dostęp do leków niż mieszkaniec województwa podkarpackiego?

To możliwe. W zależności od rangi, jaką bezpieczeństwu lekowemu nadają wojewodowie, inna jest kontrola działalności aptek. Mogę więc sobie wyobrazić sytuację, w której nadzór nad rynkiem leków w jednym województwie jest lepszy niż w drugim. Na co dzień nie powinno to powodować problemów dla pacjentów, ale w sytuacjach kryzysowych - np. ograniczonego dostępu do medykamentów - mogłoby.

Stan na dziś jest taki, że mamy kiepsko wynagradzanych urzędników, których mało kto szanuje; włącznie z ich szefami. Jak budować etos inspektorów farmaceutycznych?

Kwestią kluczową jest wzrost wynagrodzeń. On powinien przełożyć się też na fluktuację kadr w dobrym tego określenia znaczeniu. Mówiąc wprost: chciałabym, żeby do pracy w inspekcji garnęli się młodzi zdolni ludzie, którzy dziś wolą pracować w aptece, bo zarobią w niej więcej. Ci młodzi będą zresztą lada moment potrzebni, bo wielu inspektorów jest w wieku przedemerytalnym.

Ale podniesienie etosu możliwe jest także choćby przez odpowiedni ubiór. Dobrze by było, gdyby inspektorzy byli jednolicie i schludnie ubrani.

Mam rozumieć, że dzisiaj nie są schludnie ubrani?

Mam na myśli jednolity dress code, który jednoznacznie by wskazywał pracownikom apteki lub hurtowni farmaceutycznej, że właśnie zaczyna się kontrola.

Czyli inspektor miałby dostać garnitur lub garsonkę określonego koloru? I krawat z logo inspekcji?

Czy garnitur, czy samą marynarkę - kwestia wtórna. Ale chciałabym, żeby inspektorzy na kontroli wyglądali odpowiednio do swojej funkcji, żeby budzili szacunek i respekt podmiotu, który kontrolują. I żeby ubranie dostawali, a nie musieli kupować za własne pieniądze. 

Co do etosu, kolejna kwestia to objęcie wojewódzkich inspektorów opieką w zakresie szkoleń.

Ale szkoleń dla kogo?

Dla nich. I dla obsługi ich biur. Chodzi mi o szkolenia spójne dla całej inspekcji. 

Czyli inspektorzy mają się uczyć o tym, że są ważni i tym jak przekonywać przedsiębiorców podczas kontroli do tego, że przyszedł ważny urzędnik?

Nie. Inspektorzy muszą być dobrze wyedukowani. Prawo farmaceutyczne jest na tyle skomplikowane, że wymaga wiedzy z zakresu prawa spółek i prawa handlowego, postępowania administracyjnego. Inspektor musi być pewny tego, co mówi i co robi podczas kontroli. W ten sposób także buduje się autorytet.

Ale tym ludziom nie brakuje wiedzy. Im brakuje paliwa do służbowego samochodu, żeby pojechać na kontrolę. I nie chcą z tych niespełna czterech tysięcy na rękę kupować dodatkowo biletów na PKS, by dojechać na kontrolę do wsi leżącej kilkadziesiąt km od siedziby inspekcji.

Tak jak mówiłam, nie mam obecnie wpływu na kształtowanie budżetu wojewódzkich inspektorów farmaceutycznych. 

Wiem. Nie stawiam zarzutu pani. Po prostu gdy słyszę, że zadba pani o ubiór inspektorów oraz o to, by uczyli się prawa spółek, mam wrażenie, że zupełnie inaczej postrzega pani ich problemy niż oni sami je widzą.

Nie neguję tego, co pan mówi. I wiem, że inspektorom brakuje pieniędzy, paliwa do samochodów, a także elementarnego szacunku. Niestety nie na wszystko mam wpływ.

Proszę mi wierzyć, że rozmawiam z wojewodami. Podkreślam szalenie istotną rolę inspekcji farmaceutycznej. Tłumaczę, że od pracy tych ludzi zależy, czy w aptekach będą leki, czy obsługiwać nas będzie wykwalifikowany personel, a także - wreszcie - czy leki deficytowe będą dostępne w Polsce, czy zostaną wywiezione przez grupy przestępcze na Zachód.

Ostatnio dużo rozmawiam choćby o atakach na inspektorów.

O, poruszyła pani ważny wątek! Jest bowiem tak - czego czytelnicy mogą nie wiedzieć - że gdy inspektor nakaże zamknięcie apteki dużego przedsiębiorcy, np. ze względu na permanentne łamanie prawa, to ten przedsiębiorca często pozywa inspektora do sądu. I to nie jako inspektora, lecz osobę fizyczną. Zdarza się też, że tenże przedsiębiorca składa na inspektora zawiadomienie do prokuratury. I inspektor wówczas zostaje ze sprawą sam. Za własne pieniądze zatrudnia adwokatów.

To jest problem znany w administracji publicznej. Uważam, że inspektorom farmaceutycznym należy się pomoc w tym zakresie.

Każdy inspektor ma wsparcie merytoryczne od naszych prawników.

To po co inspektorzy wynajmowali prawników za własne pieniądze i dlaczego skarżyli się dziennikarzom, że są zdani wyłącznie na siebie?

Niestety nie można finansować pomocy prawnej dla pozwanych prywatnie inspektorów ze środków publicznych. Być może rozwiązaniem jest objęcie ubezpieczeniem inspektorów od tego typu przypadków. Wówczas w ramach ubezpieczenia mogliby uzyskać fachową pomoc prawną. Postaram się pomóc inspektorom w rozwiązaniu tego problemu.

Czyli jeżeli którykolwiek z inspektorów farmaceutycznych będzie miał problem prawny związany z pełnioną przez siebie funkcją, może zgłosić się do pani i dostanie pełne wsparcie wraz z obsługą prawną?

Pewnym rozwiązaniem jest umowa ramowa, którą można byłoby zawrzeć dla wojewódzkich inspektorów, ale i również inspektorów farmaceutycznych zatrudnionych w GIF. Pewnie w tej kwestii potrzebowalibyśmy upoważnienia ze strony wojewodów z uwagi na wspomniany wcześniej dualizm w nadzorze.

Ze swojej strony mogę zapewnić, że zrobię wszystko, by rozpocząć dyskusję na ten temat, a nawet przedstawię projekt rozwiązania. 

Być może za stosunkowo niewielką składkę ubezpieczeniową płaconą przez inspektorów uda się uzyskać rozwiązanie, które zniwelowałoby skutki bezzasadnych roszczeń kierowanych przez niektóre podmioty. 

Ci, którzy są już w trakcie spraw sądowych, także mogą się zgłaszać?

Jak najbardziej. Chciałabym objąć jak ewentualnym ubezpieczeniem jak najszerszy katalog zdarzeń w tym także takie sytuacje, kiedy postępowanie już trwa. Zrobię wszystko co w naszej mocy, aby pomóc. Tym bardziej że te pozwy i zawiadomienia to często element zastraszania. Chodzi przecież o to, by pozwani inspektorzy nie podejmowali już żadnych działań wobec firm, które ich pozwały. A tym samym nie znajdowali kolejnych nieprawidłowości.

Te ataki przekroczyły już wszelkie granice przyzwoitości. Z ubolewaniem muszę stwierdzić, że dołączyły do nich media.

Rzeczywiście w ostatnich miesiącach można dostrzec zmasowaną ofensywę medialną przeciwko inspekcji farmaceutycznej. Zastanawiała się pani, z czego to może wynikać?

Oczywiście, zastanawiam się nadal. To efekt tego, że przez jakiś czas inspekcja była mniej widoczna. Jakiś czas temu zaczęła działać aktywniej i to nie podoba się wielu przedsiębiorcom. Ci z kolei są w stanie dość łatwo pokazać zły obraz inspekcji w mediach. Wiadomo, historia o tym, że zły urzędnik zamknął jedyną aptekę w małym mieście, na dodatek polskiemu przedsiębiorcy - sprzeda się świetnie.

Inspektorzy powinni brać pod uwagę, czyją aptekę zamykają i ile aptek jest w mieście?

W żadnym razie. To prosta kwestia: albo ktoś przestrzega prawa, albo je łamie. Jeśli je łamie, trzeba ocenić tego skalę. I jeżeli wychodzi na to, że mamy do czynienia z najpoważniejszymi naruszeniami, apteka musi zostać zamknięta. Inspektorzy farmaceutyczni nie są od zastanawiania się, czy przedsiębiorca na tej decyzji ucierpi tylko trochę, czy bardzo. Nie mogą też patrzeć na to, ile aptek jest w mieście.

Czyli pani zdaniem media nie rozumieją tematu i podążają za sensacją?

Nie chcę tu być recenzentką mediów. Ale czy ktokolwiek pisze o tym, że inspektor zamknął aptekę, w której leki wydawały osoby bez odpowiednich kwalifikacji do tego? Nie, o tym się nie mówi.

Mówmy wprost: sieci apteczne chcą rosnąć, być większe i przejąć jak najwięcej rynku. Niektórzy idą na skróty. A inspekcja farmaceutyczna w tym przeszkadza.

Inspekcja stosuje prawo. Przykładowo obowiązują ograniczenia w liczbie aptek, które może posiadać jeden przedsiębiorca. Ustawodawca podjął decyzję, że rynek apteczny ma być rozproszony, a nie skoncentrowany. Gdybyśmy nie przeciwdziałali procesom o kartelizacyjnym charakterze, niebawem polski pacjent byłby zależny od 3-4 gigantów aptecznych.

Niektórzy uważają, że to żaden kłopot. I że tak powinien działać wolny rynek.

"Wolność" jest pięknym słowem. Niektórzy stosują je jako wytrych dla każdego działania. Trzeba mówić wprost: rynek apteczny, sprzedaży detalicznej leków, jest wyjątkowy. Dotyczy bowiem czegoś kluczowego dla niemal każdego obywatela. Politykę lekową ma prowadzić państwo, a nie kilku przedsiębiorców. Dlatego konieczne jest zachowanie równowagi na rynku pomiędzy wszystkimi jego uczestnikami.

Dwa lata temu w uwagach do jednego z projektów nowelizacji prawa farmaceutycznego pojawiła się propozycja Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, by przekształcić inspekcję farmaceutyczną w coś na kształt policji lekowej. Czyli służby z prawdziwego zdarzenia, z uzbrojeniem i prawem do wchodzenia na kontrolę wraz z drzwiami. To dobry kierunek?

Ja bym w tym kierunku nie szła. To znaczy wolę, by inspekcja farmaceutyczna bardziej przypominała cyberpolicję, niż policję. Duży nacisk kładziemy teraz na analizowanie danych, które do nas spływają drogą elektroniczną. Taki sposób nadzoru nad rynkiem aptecznym to przyszłość.

Czy jeśli w lokalnej aptece w niedużej miejscowości sprzedane zostanie 150 opakowań trudno dostępnego leku przeciwzakrzepowego, państwo o tym się natychmiast dowiedzą?

Niestety nie, gdyż jest opóźnienie w przesyłaniu danych. Dowiemy się po dniu, dwóch. Dlatego ten system nie zabezpiecza jeszcze w pełni przed nielegalnym wywozem leków. Kłopotem jest kiepskie raportowanie po stronie samych aptek. Fakt, że ktoś nie przesyła danych, które przesłać powinien, nie oznacza przecież, że jest przestępcą. Najczęściej jeszcze nie przyzwyczaił się do względnie nowych obowiązków. Ale cel jest taki, by analityka zza komputerów była częściej wykorzystywana.

Bo wiele kontroli można przeprowadzić bez wstawania zza biurka?

Właśnie. I te kontrole zazwyczaj będą przeprowadzone sprawniej, bez utrudniania w funkcjonowaniu przedsiębiorcy, a zarazem przy stosowaniu właściwych reguł mogą być skuteczniejsze od pójścia do kogoś do apteki. Testujemy już zresztą pewne funkcjonalności i wyniki są obiecujące. Nie mogę jednak o nich mówić.

Dla jasności: nie planujemy rezygnować z tradycyjnych kontroli. Te nadal będą.

Kilka tygodni temu Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało kolejnych kilkanaście osób podejrzewanych o działalność w ramach tzw. mafii lekowej. Ludzie ci, jak twierdzi CBA i prokuratura, wywozili deficytowe w Polsce leki na Zachód, by je tam sprzedawać z kilkukrotną przebitką. Czy nielegalny wywóz leków to już przeszłość i jedynie rozliczenia z przestępcami, czy też nadal palący problem?

Gdy spojrzymy w statystyki spraw karnych i postępowań administracyjnych, zobaczymy tendencję spadkową. Nielegalny wywóz leków był dużym kłopotem jeszcze w 2016 r. Potem jednak uszczelniono przepisy, podwyższono istotnie kary - i to podziałało. W 2020 r. w większości województw było po kilka spraw dotyczących wywozu leków, a w niektórych nie było żadnego.

Czyli spokój?

Dla pacjentów - tak. Dla inspekcji oraz służb tego spokoju być nie może, bo cały czas musimy sprawdzać, czy przestępcy nie zaczynają działać w nowy, nieznany do tej pory sposób. 

Na koniec: czy w Polsce były sfałszowane szczepionki na koronawirusa? Taka informacja obiegła kilka tygodni temu światowe media.

Nie było. To było nieporozumienie. Przypadek pospolitego wyłudzenia, w którym wyłudzacz przekonywał, że ma szczepionki na koronawirusa, został uznany przez niektórych za dowód na fałszowanie szczepionek. Mówię z pełną odpowiedzialnością: w Polsce nie ma tego kłopotu.

W Polsce nie ma... A w innych państwach europejskich jest?

Nie, też nie ma. Zdarzają się w unijnym systemie zgłoszenia o możliwości fałszerstwa, ale to nomen omen fałszywe alarmy.

Każdy, kto pójdzie do punktu szczepień, może mieć pewność, że otrzyma pełnowartościowy oryginalny produkt.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1)
asdasd
3 lata temu
"Jak to w ogóle możliwe, że w jednym województwie inspektor farmaceutyczny zarabia 4,4 tys. zł, zaś w innym za taką samą pracę inspektor otrzymuje 7 tys. zł?" Taka sama sytuacja jak z innymi zawodami...to samo a płace różne.