Iskrzy w rządzie. Wraca sprawa KPO. Znamy szczegóły

Na ostatnim posiedzeniu rządu doszło do spięcia na linii premier-szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej. - Premier powiedział do Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, żeby zamiast zajmować się wszystkim, zajęła się tym, co do niej należy - słyszymy od osoby z rządu. Potwierdzają to także inni rozmówcy.

To kolejny raz, kiedy Pełczyńska-Nałęcz staje się obiektem krytyki ze strony szefa rządu. Poprzednio powodem była kwestia możliwych nieprawidłowości w KPO w programie HoReCa, przeznaczonym dla branży hotelarsko-restauracyjnej, po tym jak okazało się, że część beneficjentów kupiła za pieniądze z programu jachty czy mieszkania.

Jak słyszymy, kontekstem najnowszego sporu też było KPO, ale tym razem chodziło o rewizję programu. Sama Pełczyńska napisała na portalu X: "W dwóch kwestiach stosowni ministrowie nie zgłosili zmian do KPO. Stało się tak pomimo licznych pism i informacji ustnych ode mnie i od mojego zastępcy do stosownych resortów. Informowaliśmy, że zmiany są konieczne, że wynikają z interesu Polaków, a ich przygotowanie jest wykonaniem woli premiera."

Jak tłumaczy nasz rozmówca związany z funduszami, faktycznie poszło o to, że propozycję zmian w KPO miały zgłosić resorty finansów i klimatu, ale do tej pory tak się nie stało i to pomimo ponagleń ze strony Donalda Tuska. Natomiast irytacja szefa rządu skupiła się na szefowej funduszy, bo ten resort ostatecznie za KPO odpowiada.

Nasi rozmówcy z Polski 2050 sugerują jednak, że sprawa ma drugie dno - chodzi o polityczną przyszłość Polski 2050. Po wyborach prezydenckich i "rozwodzie" w Trzeciej Drodze Polska 2050 znalazła się w trudnej sytuacji. Notowania partii poleciały w dół, do czego przyczyniło się także ujawnione w mediach spotkanie Szymona Hołowni z prezesem PiS w mieszkaniu Adama Bielana. Partię czeka za chwilę kolejny zakręt - wybory wewnętrzne oraz rezygnacja Szymona Hołowni z funkcji marszałka Sejmu.

Pytanie: co dalej z liderem Trzeciej Drogi? W koalicji trwają dyskusje na ten temat. Jeden z naszych rozmówców sugeruje, że najlepszym wyjściem dla Hołowni byłoby wejście do rządu, objęcie teki wicepremiera i ministra kultury. - To dobra pozycja do umacniania pozycji w partii w kontekście kampanii w 2027 r. - dodaje ważny polityk koalicji.

Jednak Hołownia na razie nie pali się do wejścia do rządu.

Są też przeciwne głosy, część polityków koalicji podpowiada nawet Hołowni, żeby nie rezygnował na rzecz Włodzimierza Czarzastego z Lewicy. Takie sugestie płyną także ze strony prawicy. - Co ma Hołownia do stracenia? - zastanawia się polityk tego obozu. PiS liczy, że taki scenariusz osłabiłby rząd lub wręcz wywrócił koalicyjny stolik.

Jednak sam marszałek zapewnia, że dotrzyma umowy koalicyjnej. To samo słychać także od Polski 2050.

Nie ma innego wyjścia niż dotrzymanie umowy. To byłby kolejny cios dla partii, nasi wyborcy by tego nie zrozumieli - podkreśla rozmówca z Polski 2050.

Jednocześnie partia Hołowni miałaby otrzymać fotel wicepremiera. - To powinno nastąpić, zanim Hołownia ustąpi, najpóźniej w dniu jego rezygnacji - mówi rozmówca z Polski 2050. Jeśli Hołownia nie wejdzie do rządu, naturalną kandydatką do objęcia tej funkcji jest Pełczyńska-Nałęcz, choć w klubie nie wszyscy się z tym zgadzają. Pojawiają się głosy, że to klub powinien zagłosować i wyłonić kandydata na wicepremiera.

Jeden z naszych rozmówców zastanawia się, czy krytyczne podejście premiera do Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz nie ma związku z tą sytuacją.

Albo Tusk gra na to, żeby to Hołownia wszedł do rządu, albo chce maksymalnie osłabić Pełczyńską, zanim zostanie wicepremierem - mówi.

Na pewno sytuacja w Polsce 2050 to najmniej stabilny obecnie element koalicyjnej mozaiki. Premier Donald Tusk może się obawiać, że ewentualny podział ugrupowania może rzutować na spójność i stabilność całego układu rządowego.

Z informacji money.pl wynika, że we wtorek wieczorem w KPRM premier spotkał się z senatorami KO. Uczestnik spotkania mówi nam, że poza takimi tematami jak bezpieczeństwo i kongres KO, pojawił się wątek świadczący o tym, że Tusk nie jest pewien stabilnej większości w Sejmie.

Jak słyszymy, premier miał powiedzieć senatorom, że na nich liczy, ponieważ sytuacja w Sejmie staje się nieprzewidywalna i niestabilna, jeśli chodzi o zachowanie koalicjantów. W tym kontekście Senat, w którym KO ma 42 senatorów i może przegłosować poprawki albo z Lewicą, albo z senatorami PSL i Polski 2050, może się przydać do tego, żeby "odkręcać" ewentualne głosowania niezgodne z rządową linią w Sejmie.

Bo o ile Sejm uchwala ustawy zwykłą większością głosów, czyli więcej posłów musi zagłosować za niż przeciw, to odrzuca bezwzględną większością, czyli ponad połowa głosujących posłów musi być za odrzuceniem poprawki. W pierwszym przypadku głosy wstrzymujące obniżają frekwencję potrzebną do uchwalenia ustawy, w drugim działają jak wsparcie dla stanowiska Senatu. Czyli ugrupowanie kontrolujące Senat może do pewnego stopnia korygować niekorzystne dla siebie wyniki głosowań w Sejmie.

Część naszych rozmówców interpretuje spotkanie premiera z senatorami jako rodzaj "dopieszczenia" senatorów ze strony lidera KO przed konsolidacją partii i wyborami kierownictwa. PO szykuje się bowiem do połączenia z dotychczasowymi koalicjantami, co będzie związane z wyborami władz ugrupowania.

Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl