Podatek od smartfona. Zyska na nim głównie szara strefa
Polacy buntują się przeciwko nowemu podatkowi od sprzętu elektronicznego. Z kolei zdaniem ekspertów taki ruch rządu uderzy w najbiedniejszych i pomoże szarej strefie. "Chińskie sklepy zacierają ręce" - mówią.
Dyskusja o podatku od sprzętu elektronicznego (tzw. opłacie reprograficznej) toczy się od dłuższego czasu. Ma ona być pobierana od sprzedaży smartfonów, tabletów czy nawet telewizorów z funkcją smart. W przestrzeni publicznej pojawia się już stawka - 6 proc. wartości sprzętu.
Pieniądze zyskane w ten sposób miałyby trafić do artystów. Rząd bowiem uważa, że nowoczesny sprzęt elektroniczny służy często do słuchania muzyki czy oglądania telewizji, więc automatycznie często oznacza łamanie praw autorskich twórców.
Z takim podejściem nie zgadzają się Polacy, o czym pisze "Rzeczpospolita". W sondażu Social Changes aż 75 proc. społeczeństwa jest przeciwna wprowadzeniu takiego podatku.
Opłata reprograficzna. "Elementarną sprawiedliwością byłaby rekompensata za koszty"
Nie podoba im się szczególnie moment dyskusji na ten temat. Gdy w dobie pandemii sprzęt elektroniczny stał się de facto niezbędny do codziennego funkcjonowania, obciążenia przy jego zakupie powinny zdaniem Polaków maleć, a nie rosnąć.
A skutkiem wprowadzenia opłaty będzie na pewno wzrost cen elektroniki. Z jednej z najtańszych w Europie stanie się ona praktycznie najdroższa. Ucierpią przede wszystkim polskie firmy, które utracą konkurencyjność.
– Znowu zostaną otwarte drzwi dla szarej strefy. Na decyzję polskiego rządu już ręce zacierają e-sklepy z Chin – podkreśla w "Rz" Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska.
Rząd ma jednak problem. Prezydent Duda dość jasno zadeklarował, że podatku od smartfona nie popiera. I że w razie czego nie podpisze ustawy, która go wprowadza.