Udział wojsk koalicji, w tym Polski, w operacji w Iraku jest tak nieznaczny, że nie uzasadnia wysokich kosztów, jakie USA w związku z tym ponoszą - twierdzi na łamach "New York Timesa" politolog z Uniwersytetu Ohio Patricia Weitsman.
Wypomina ona Polsce redukcję wojsk w Iraku i przypomina, że na wniosek prezydenta George'a W. Busha Kongres USA przyznał 200 mln dolarów (tzw. Fundusz Solidarności) na pomoc wojskową krajom, które dostarczyły swe oddziały do misji w Iraku, głównie z Europy Środkowowschodniej. Polska otrzymała z tego funduszu 57 mln dolarów.
Zdaniem prof. Weitsman, korzyści z ich udziału w operacji irackiej są niewielkie - głównie symboliczne i polityczne, ale nie wojskowe. Państwa te w dodatku redukują swoje siły w Iraku.
_ W Iraku, oprócz około 138 tys. wojsk amerykańskich, stacjonuje obecnie 7500 żołnierzy brytyjskich i około 12 tys. z innych krajów. _"W zeszłym roku USA zapłaciły za przewiezienie 2400 żołnierzy polskich do Iraku, zbudowały ich obozy i dostarczyły im sprzęt. Polska otrzymała również 57 mln dolarów z Funduszu Solidarności, chociaż nie powstrzymało to jej przed zmniejszaniem liczby swych wojsk z Iraku" - pisze autorka.
Przypomina też, że "ostatnio Polska dodała 50 żołnierzy do swych sił w liczbie 100 w Afganistanie i może całkowicie wycofać się z Iraku w 2007 roku".
"Czy nie płacimy za wysokiej ceny za prawo nazywania tej wojny wielonarodową? Czy w ogóle powinniśmy płacić krajom za to, żeby były naszymi partnerami? Nasza inwestycja raczej nie przynosi wielkich zysków. W Iraku nasza koalicja ani nie zwiększyła prawdopodobieństwa zwycięstwa, ani nie zmniejszyła kosztów" - pisze politolog z Ohio.
Wzywa ona Kongres, aby ostrożniej przyznawał fundusze na pomoc dla krajów sojuszniczych. "Subwencje powinny być zmniejszone dla krajów, których udział jest w zasadzie symboliczny" - pisze prof. Weitsman.