Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Ceny tabletów i smartfonów wzrosną, jeśli ZAiKS przeforsuje te zmiany

0
Podziel się:

- Każdy dzień zwłoki to milion złotych straty dla twórców - zapewniają pomysłodawcy. Producenci i sprzedawcy są innego zdania.

Ceny tabletów i smartfonów wzrosną, jeśli ZAiKS przeforsuje te zmiany
(© neirfy - Fotolia.com)

Ceny smartfonów i tabletów w Polsce wzrosną od 8 do 10 procent - ostrzegają producenci. ZAiKS chce rozszerzenia listy urządzeń obciążonych dodatkową opłatą na rzecz artystów. - To nie jest podatek od piractwa - zapewnia. - Próba zakwalifikowania smartfonów i tabletów jako urządzeń służących do kopiowania to absurd i kolejny skok na kasę - kontruje branża.

Ogień dyskusji ponownie rozgorzał w momencie, w którym Organizacje Zbiorowego Zarządzania (OZZ) zaczęły się domagać rozszerzenia listy urządzeń objętych tak zwaną opłatą reprograficzną. Jak twierdzi ZAiKS, wraz z rozwojem technologii zwiększa się liczba sprzętów, które mają możliwość zwielokrotniania utworów, za które twórcom należy się rekompensata. Pierwotna lista została zatwierdzona rozporządzeniem ministra kultury w 2003 roku. Obowiązkiem resortu jest jej aktualizowanie, ale ostatnio uczynił to w 2008 roku. A, jak zauważa ZAiKS, owe siedem lat w branży elektronicznej i IT to już cała epoka.

Stąd właśnie propozycja objęcia coraz bardziej popularnych smartfonów i tabletów opłatą w wysokości, odpowiednio 1,5 procent w przypadku smartfonów i 2 procent w przypadku tabletów. - Decyzja o rozszerzeniu listy urządzeń, leżąca w gestii ministra kultury, powinna być podjęta jak najszybciej. Każdy dzień bez aktualizacji listy to milion złotych zysku dla producentów - i tyle samo straty dla twórców - przekonuje Marek Hojda, wiceprezes ZAiKS.

Źródło: Money.pl za International Survey on Private Copying 2013 Tabela 6.

Jednak próba zakwalifikowania smartfonów i tabletów jako urządzeń służących do kopiowania, czy też utrwalania utworów, wzbudziła kontrowersje zarówno wśród ich producentów i importerów, jak również samych użytkowników - głównie ze względu na niemal pewny wzrost cen tych urządzeń.

W gorącą dyskusję zaangażowały się zarówno Organizacje Zbiorowego Zarządzania w tym ZAiKS jak i Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego ZIPSEE, reprezentujący takie firmy jak Samsung, LG, Nokia, Panasonic, Philips, Sony, Xerox, Canon, Sharp, Konica Minolta, JVC Polska, Komputronik czy Manta. Głos zabrali także sami artyści, którzy przynajmniej w myśl ustawy mają być beneficjentami rozszerzenia tych opłat.

Podatek od piractwa? To bzdura! To nie jest podatek od piractwa - przypomina ZAiKS. Opłata reprograficzna jest daniną ustaloną przez państwo, do której zobowiązuje Polskę dyrektywa unijna (2001/29/WE) o społeczeństwie informacyjnym. Dlatego też nie jest ona podatkiem w sensie ścisłym. Nie może być również rekompensatą za pliki uzyskane ze źródeł nielegalnych - czyli pirackich. Prawo unijne nie pozwala na wprowadzanie opłat za piractwo, co potwierdził wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z ubiegłego roku. Opłata reprograficzna jest opłatą za legalne kopiowanie wykonane na użytek prywatny przez legalnego nabywcę. Chodzi więc o przypadek, w którym kopiuje się na smartfona np. kupioną płytę CD.

Opłata uderzy nie tylko w użytkowników, ale i w gospodarkę?

Statystycznego Kowalskiego najbardziej interesuje kwestia przewidywanej podwyżki cen tabletów i smartfonów, w momencie ewentualnego objęcia tych urządzeń opłatą reprograficzną. Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego podkreśla, że marża producencka wynosi obecnie od 0,5 do 1 proc. wartości urządzenia, więc wprowadzenie planowanej opłaty automatycznie wymusi przerzucenie dodatkowych kosztów na konsumentów.

- Polski rynek jest nienasycony tego rodzaju sprzętem, wciąż pozostajemy w ogonie Europy jeśli chodzi o korzystanie z urządzeń mobilnych. Ceny są stosunkowo wysokie, a ich dodatkowe podwyższenie nie poprawi sytuacji - przekonuje w rozmowie z *Money.pl *dyrektor ZIPSEE Michał Kanowni. - Ludzie będą szukać innych, tańszych źródeł dystrybucji, często w szarej strefie. Bardziej będzie się opłacać kupić sprzęt za granicą niż u nas, albo kupić przykład przez internet na zagranicznych aukcjach. Stracą na tym nie tylko polskie firmy, ale też budżet państwa, bo odprowadzany podatek dochodowy będzie niższy, tym samym mniej dostaną również twórcy, którego interesu miała by bronić ta opłata - przekonuje.

Potwierdzają to autorzy raportu Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. "W zależności od skali nasilenia tego zjawiska skutkować ono będzie obniżeniem poziomu sprzedaży, a co za tym idzie także rentowności przedsiębiorstw zajmujących się krajowym handlem elektroniką, redukcją zatrudnienia w tym segmencie handlu oraz spadkiem podatków odprowadzanych do budżetu państwa przez te firmy oraz ich pracowników".

Jak oszacowali, przeciętna cena rynkowej urządzeń po wprowadzeniu opłat, wzrośnie mniej więcej o 50 złotych. "Obłożenie opłatami reprograficznymi smartfonów i tabletów na początkowym etapie krajowego łańcucha handlowego może spowodować znacznie większy wzrost ceny detalicznej tych urządzeń niż proponowane 1,5 czy 2 procent. Negatywne efekty nałożenia opłaty reprograficznej odczują przede wszystkim klienci detaliczni" - czytamy w raporcie IBnGR. "W rezultacie mogą więc stracić na tym wszyscy uczestnicy łańcucha handlowego, czyli producenci, dystrybutorzy i sprzedawcy detaliczni. Jedynym beneficjentem będą wtedy organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi, jednak ich przychody, z uwagi na niższy popyt, mogą się też okazać niższe od oczekiwanych."

Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową wskazuje jeszcze na inny problem związany z podwyżką cen. Zdaniem analityków, skutkiem może być również pogorszenie konkurencyjności polskiego eksportu. W istocie może to rzutować może na postrzeganie atrakcyjności Polski jako kraju, w którym globalne koncerny rozważają lokowanie swoich inwestycji produkcyjnych.

Przeciwnego zdania jest dyrektor ZAiKS, Krzysztof Lewandowski, który przedstawił wyliczenia wskazujące, iż w latach 2011-2013 ceny smartfonów na świecie obniżyły się o 25 procent, choć w większości państw podlegają opłatom reprograficznym. W Polsce ceny tego rodzaju sprzętu są bardzo wysokie, pomimo że obowiązujące niemal w całej Unii Europejskiej (a także poza nią) opłaty za czyste nośniki mają w Polsce wyjątkowo niski poziom. Wynoszą one 0,04 euro per capita - mniej od nas zbierają jedynie Hiszpanie i Grecy, gdy we Francji sięgają one 2,64 euro - argumentuje.

"Obecnie na rynku polskim jest wielka podaż urządzeń i nośników, które ewentualnie zostaną objęte opłatami. Ceny ich są porównywalne z cenami w innych krajach europejskich, co w porównaniu z pensjami czyni je bardzo wysokimi" - czytamy w opracowaniu Związku Artystów. "W wypadku objęcia tych urządzeń opłatami od czystych nośników prawdopodobieństwo podniesienia ich ceny jest znikome gdyż może to obniżyć popyt. Opłaty mogą wpłynąć co najwyżej na nieznaczne zmniejszenie zysku producentów i importerów tych urządzeń".

Przewodniczący zarządu Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, prof. dr hab. Janusz Fogler, ostro skrytykował działania Związku Importerów i Producentów. "Na potrzeby kampanii propagandowej każda podwyżka cen, nawet absurdalna, będzie wmawiana polskim konsumentom. ZIPSEE ma świadomość, że żaden konsument nie będzie wgłębiał się ani w materię prawną, ani w wyliczenia. Jak usłyszy, że drożej, to zaprotestuje bez dalszych pytań" - pisał na łamach "Polityki" przewodniczący zarządu ZAiKS.

Artysta na końcu łańcucha

Dyskusja o rozszerzeniu opłaty reprograficznej przerodziła się w ostatnich miesiącach w ostry spór między oskarżanym o poszukiwanie nowych źródeł finansowania - przede wszystkim - własnej działalności, przy jednoczesnym zasłanianiu się dobrem artystów ZAiKS-u, a ZIPSEE-m, któremu z kolei zarzuca się lobbing na rzecz wielkich koncernów i zasłanianie się dobrem konsumenta.

Obie strony zgodnie przyznają, że w tym wszystkim najbardziej poszkodowani jednak są sami twórcy i artyści. Zdaniem ZAiKS-u dlatego, że są od lat "strzyżeni" i - jak twierdzi prof. Janusz Fogler - dlatego nie stać ich nawet na opłacanie sobie ZUS-u, podczas gdy wielkie koncerny żerując na ich pracy nie chcąc się dzielić ogromnymi pieniędzmi. ZIPSEE z kolei twierdzi, że to organizacje zbiorowego zarządzania - czyli prywatne instytucje, na których kontach gromadzone są środki - źle dysponują pieniędzmi należnymi artystom, nieudolnie reprezentując ich interesy.

- Apelujemy o zwiększenie transparentności wydawania środków zbieranych przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS oraz o racjonalność w podejściu do systemu pobierania tej opłaty, pobieranej przez organizacje Zarządzania Zbiorowego typu ZAiKS - stwierdza Kanownik. Jego zdaniem, zamiast ściągać kolejny "podatek" na rzecz twórców, który trafia do nich w bardzo znikomym stopniu, należałoby rozwinąć inne źródła, tym razem bezpośredniego finansowania artystów, na przykład przez streaming. - Wówczas za każdy odsłuchany utwór pieniądze poszłyby do konkretnego artysty - stwierdza Kanownik.

Okazuje się, że sami główni zainteresowani podzielili się na zwolenników i przeciwników rozszerzenia opłaty reprograficznej. Szczególne znaczenie w tej dyskusji ma apel Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych podpisanych między innymi przez: Monikę Brodkę, Jerzego "Dudusia" Matuszkiewicza, Krzysztofa Pendereckiego, Irenę Santor, Stanisława Sojkę, Muńka Staszczyka, Janusza Zaorskiego, Krzysztofa Zanussiego czy Wiktora Zborowskiego.

"My, twórcy kultury, artyści i wydawcy, jesteśmy zbulwersowani ostatnimi działaniami przedstawicieli producentów i importerów urządzeń elektronicznych i reprograficznych. Nie zgadzamy się, by ich odmowa ponoszenia opłat z tytułu tzw. czystych nośników narażała polską kulturę na dalsze straty" - czytamy w treści apelu.

Na stronie akcji "Czyste nośniki" popierającej inicjatywę ZAiKS i opłatę reprograficzną z kolei, w filmie promującym wykorzystane zostały słowa Jacka Cygana, który argumentuje: "U nas jest bardzo zakorzenione, zresztą historycznie jest to uzasadnione, myślenie tego typu: "Chcą nam zabrać, znowu będziemy pokrzywdzeni, znowu będziemy więcej płacić, to jest zamach na naszą wolność". A przecież czy nie jest zamachem na wolność twórców to, że ich utwory są bezprawnie wykorzystywane na smartfonach i tabletach? Przecież to jest to samo, tylko w drugą stronę." Apel znanego tekściarza niesie w tym kontekście przekłamanie, bo jak już pisaliśmy opłata reprograficzna dotyczy legalnego użytkowania utworów.

Nie wszyscy twórcy jednak chcą nowej opłaty doliczanej do tabletów i smartfonów. Kazik Staszewski, znany z restrykcyjnego podejścia do własności intelektualnej i główny przeciwnik piractwa wcale nie uważa, że ustalanie nowego "parapodatku" przyniesie cokolwiek dobrego. Na swoim oficjalnym profilu zabrał głos: "Najpierw państwo zabiera mi jako artyście (a wszyscy artyści to...) 100 zł w postaci coraz wyższych podatków, by potem obłożyć jeszcze innym podatkiem ustrojstwa, zedrzeć z kupujących je posiadaczy i użytkowników (koniec końców każdy podatek od sprzedaży uderza w użytkownika, który kupuje ustrojstwo - producenci wliczą go sobie w cenę), utworzyć kolejne etaty by tę grabież usankcjonować i podzielić (między urzędników i artystów w stosunku,powiedzmy 7:3) i oddać mi po roku 1 zł. Doprawdy udławcie się tą jałmużną z pieniędzy ukradzionych pierwej prostemu a uczciwemu człowiekowi."

Pieniądze dla twórców

Jak przypomina artysta, w systemie opłat reprograficznych twórca jest ostatnią osobą stojącą w kolejce do pieniędzy.

Skoro użytkownicy tak wykorzystują sprzęty, to opłata jest uzasadniona

Zdaniem producentów ani smartfony, ani tablety nie są urządzaniami stworzonymi z myślą o kopiowaniu czegokolwiek, w przeciwieństwie do pozostałych sprzętów objętych opłatą. Ich zdaniem odróżnia je to zasadniczo od urządzeń widniejących na obecnej liście, a służących właściwie głównie do powielania materiałów. - Nie jesteśmy przeciwni samej opłacie reprograficznej, od lat nasi członkowie ją opłacają - zaznacza Michał Kanownik. - Jesteśmy przeciwni próbie objęcia tą opłatą urządzeń typu smartfony czy tablety.

Wątpliwości wyrazili również autorzy raportu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, którzy przytaczają ekspertyzę pracowników naukowych Politechniki Gdańskiej - Sławomira Gajewskiego, Małgorzaty Gajewskiej i Marcina Sokoła. "Smartfonów i tabletów nie należy uznawać za urządzenia podobne do magnetofonów i magnetowidów, co wynika przede wszystkim ze znacząco odmiennego przeznaczenia tych urządzeń oraz, co najważniejsze, z technicznej istoty ich działania" - czytamy w publikacji.

Źródło: TNS OBOP Lipiec 2014

Również profesor Marek Wierzbowski cytowany w raporcie Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową udowadnia brak próba obłożenia tych sprzętów opłatą reprograficzną jest nie zgodna z prawem.

"Tablety lub smartfony nie służą do kopiowania utworów na odrębne czyste nośniki, a jedynie umożliwiają ściągnięcie utworów z sieci internet i ich odtwarzanie z wewnętrznej pamięci urządzenia. Zapisanie utworu w pamięci wewnętrznej urządzenia nie jest przy tym zwielokrotnieniem utworu, bowiem służy wyłącznie jego odtworzeniu na tym konkretnym urządzeniu. Dlatego też tablety lub smartfony nie mogą zostać uznane za urządzenia podobne do magnetofonu lub magnetowidu w rozumieniu art. 20 ust. 1 pkt 1 Prawa autorskiego."

Inaczej widzi to jednak ZAiKS, który podpiera się z kolei badaniami TNS OBOP prowadzonych w lipcu 2014 roku, które sugerują, że niemal co trzeci Polak ma w swym smartfonie zapisaną muzykę, e-booki, czy audiobooki. Zdaniem OZZ-ów, to podważa tezę lansowaną przez ZIPSEE, iż smartfon i tablet służą głównie do komunikacji i pracy.

Opłata reprograficzna funkcjonuje w większości krajów Unii Europejskiej

Jako kontrargument dla badań TNS OBOP podnoszonych przez OZZ-y, Michał Kanownik przywołuje inne, z grudnia, przeprowadzone przez Federację Konsumentów. - Wynika z nich, że jesteśmy bardzo konserwatywni w użytkowaniu tego typu sprzętów. Aż 60 proc. konsumentów korzystających ze smartfonów i tabletów, używa ich głównie do komunikowania się. To pokazuje, że jeżeli nawet urządzenie posiada funkcję kopiowania, to nie oznacza przecież, że automatycznie będzie wykorzystywane do kopiowania - argumentuje dyrektor ZIPSEE.

Pozostaje więc pytanie, czyj interes właściwie wyjdzie na tej sprawie najlepiej. Zwłaszcza, że dbając o własny, politycy wcale nie śpieszą się z podjęciem jednoznacznej decyzji.

Minister cyfryzacji Andrzej Halicki kilkakrotnie dał do zrozumienia, że nie jest zwolennikiem rozciągania opłaty reprograficznej na smartfony i tablety - co przypomina portal Infor. Także Janusz Piechociński, minister gospodarki, z dystansem podchodzi do nowej opłaty reprograficznej. W komunikacie na stronie ministerstwa czytamy, że ujęcie w znowelizowanym rozporządzeniu także smartfonów i tabletów byłoby nadmiernym doregulowaniem przepisów prawa.

Przypomnijmy, że już drugi rok pracują nad zmianą w ustawie, która nie dość, że dyskutowana jest tak żywo, to jeszcze mimo powszechności opłaty reprograficznej, wzbudza nie mniej kontrowersji w całej Europie.

Czytaj więcej w Money.pl
To prawo czeka na zmiany od 20 lat Trwają prace nad trzema rządowymi projektami zmian w Prawie autorskim: nad jednym już niedługo pochylą się posłowie, dwa pozostałe nie wyszły jeszcze z rządu. Mam nadzieję, że wszystkie zostaną uchwalone do końca kadencji - mówi dyr. Karol Kościński z MKiDN.
Ubywa firm niepłacących ZAiKS-owi opłat za prawa autorskie najczęściej nie regulują nowe przedsiębiorstwa. Często wynika to z braku świadomości takiego obowiązku.
Prawo autorskie. Opłata za pożyczenie książki Przyjęte przez rząd propozycje zapewniają też twórcom książek piszącym po polsku i tłumaczom wynagrodzenia z tytułu użyczania egzemplarzy ich utworów przez biblioteki publiczne.
ZAiKS: koncerny IT są przeciwko twórcom Dalszy ciąg kampanii w sprawie opłat reprograficznych od smartfonów i tabletów. ZAiKS zarzuca ZIPSEE, że reprezentuje interesy koncernów IT i RTV, które oszczędzają miliony na tym, że opłat nie ma. Podtrzymuje postulat ich wprowadzenia.
giełda
kraj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)