Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Czy Polska jest skazana na rosyjski gaz?

0
Podziel się:

Polska chce uniezależnienia od dostaw gazu z Rosji. Ale na liście potencjalnych dostawców nie można umieścić: Norwegii, Algierii, Azerbejdżanu, Turkmenistanu i krajów Zatoki Perskiej.

Czy Polska jest skazana na rosyjski gaz?

Polska chce uniezależnienia od dostaw gazu z Rosji. Tylko czym go zastąpić? Skoro na liście potencjalnych dostawców nie można umieścić: Norwegii, Algierii, Azerbejdżanu, Turkmenistanu i krajów Zatoki Perskiej.

Podejmowane obecnie prób powrotu do tematu importu obu surowców z Norwegii są przynajmniej o dekadę spóźnione i nie mają już większego sensu. **

Uruchomienie przesyłu wymagałoby zbyt wiele czasu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa byłby on zresztą rosyjskiego pochodzenia. Ekscytujące bowiem naszych polityków legendarne bogactwo norweskich zasobów gazowych jest na chwilę obecną w pełnym tego słowa znaczeniu „legendą”.

Stan potwierdzonych złóż szacowany był w końcu 2004 roku na „zaledwie” 2,4 biliona metrów sześciennych i w stosunku do poprzedniego roku zmniejszył się o 4%, co przy zachowaniu obecnego tempa eksportu gazu przez ten kraj i braku nowych odkryć uczyni zeń po 15 latach importera surowca.

_ Statoil, sztandarowa kompania norweska, coraz ściślej współpracuje z Gazpromem, pokładając ogromne nadzieje na uzyskanie licencji i wspólną z nimi eksploatację złóż arktycznych należących do Federacji Rosyjskiej. _Kryje się w tym pełna odpowiedź dlaczego koncerny BASF i EON związały się z Gazpromem budową rurociągu bałtyckiego i nie chodzi tu o udziały w złożu Jużno-Russkoje, po prostu nie miały alternatywnego kierunku zaopatrzenia. Gdyby miały zapewnioną ciągłość tańszych dostaw ze złóż znajdujących się w obszarze Norwegii NEGP nigdy by się nie pojawił. Nie wolno zresztą mylić pojęć, to nie państwo niemieckie buduje gazociąg lecz koncerny BASF i EON.

Zresztą samo podejście wielu polskich polityków do problemów własnościowych w sektorze nafty i gazu jest karygodne. Wiąże się to też bezpośrednio z kwestią importu surowców wydobywanych na obszarze norweskim. Choć całościowym udziałowcem Statoil jest państwo norweskie, to nie tamtejsze czynniki rządowe podejmują decyzję lecz sam koncern mając na uwadze swój interes finansowy. Dokładnie to usłyszał w czerwcu bieżącego roku podczas szczytu w szefów rządów Rady Państw Morza Bałtyckiego Reykjaviku, Kazimierz Marcinkiewicz od premiera Jensa Stoltenberg . Słowa "chcę podkreślić, że to nie rząd norweski sprzedaje gaz. " nie pozostawiły żadnych wątpliwości. Nie minęły dwa miesiące a dokładnie z tym samym problemem zwrócił się z problemem do Jensa Stoltenberga premier Jarosław Kaczyński uzyskując identyczną odpowiedź co poprzednio.

O ile indolencja polityków usprawiedliwiona jest szerokim zakresem ich obowiązków to jednak rodzi się pytanie o kompetencje ciał doradczych.
Odchodząc do rozpatrywania kolejnych potencjalnych źródeł zaopatrzenia należy w dalszej kolejności wykluczyć nadzieje na możliwość pozyskania gazu algierskiego.

Zdecydowana większość kontraktów, na mocy których importuje się stąd gaz,_ Algieria posiada dwukrotnie większe niż Norwegia potwierdzone zasoby surowca, ma też od lat całkowicie zapewniony na nie zbyt. _jest bardzo silnie upolityczniona, a o zawarciu nowych nie może być mowy, gdyż Algierczycy i tak borykają się z ogromnymi problemami, chcąc wywiązać się z istniejących już zobowiązań. Ponadto brać pod uwagę należy również sytuację wewnętrzną Algierii – najbardziej niestabilnego politycznie państwa Maghrebu, od lat pogrążonego w „cichej” wojnie domowej.

Równie problematyczne, a w praktyce niemożliwe jest sięgnięcie do kaspijskiego czy też środkowo-azjatyckiego zaplecza surowcowego. W przypadku dostaw gazu doświadczyła tego na własnej skórze Ukraina w końcu ubiegłego roku, a w styczniu bieżącego roku – Gruzja i Armenia. W rzeczywistości bowiem spora część istniejącej tu sieci przesyłowej kontrolowana jest w mniejszym bądź większym stopniu przez rosyjskie koncerny. One też aktywnie uczestniczą w budowie nowych rurociągów.

_ Azerbejdżan, choć to irracjonalne, tak chętnie wymieniany przez naszych polityków jako potencjalne źródło dostaw, ma go niespełna 1,4 biliona metrów sześciennych czyli niewiele więcej od Ukrainy. Na dodatek, o czym niechętne się w Polsce wspomina, od dziesięciu lat sukcesywnie zmniejsza swoją produkcję, pokrywając obecnie ponad połowę swego zapotrzebowania importem. _Region kaspijski to jednak przede wszystkim ropa naftowa a nie gaz. Wyłączywszy Iran, który ma ogromne zasoby obu surowców, żadne z położonych tu państw nie jest i nigdy nie będzie potentatem w eksporcie gazu.

Znacznie zasobniejszy w gaz jest równie często wspominany Turkmenistan. Ci jednak, którzy wymieniają nazwę tego państwa, wspominając o bezpieczeństwie energetycznym Polski, delikatnie nazywając rzecz po imieniu nie wiedzą o czym mówią. Trudno bowiem przyjąć do wiadomości, aby ktokolwiek mający choćby namiastkę elementarnej wiedzy o turkmeńskich realiach mógł z podobną sugestią wystąpić świadomie.

Sama perspektywa zawarcia z takim partnerem strategicznego aliansu napawa przerażeniem. Nieobliczalność Saparmurada Nijazowa, czyli Turkmenbaszy, władającego niepodzielnie Turkmenistanem, nie zna granic. Dożywotni prezydent, uznający się za potomka Aleksandra Wielkiego, potrafi sprzedać ten sam gaz, czy licencję na wydobycie kilkakrotnie. Stąd tez cenowo zawsze będzie bezkonkurencyjny. Co gorsze, tak naprawdę nikt nie wie, ile liczą zasoby turkmeńskiego gazu, gdyż oficjalne dane podawane przez Aszchabad są oszacowane przez „ojca wszystkich Turkmenów”.

Na domiar wszystkiego jedyną siecią przesyłową turkmeńskiego gazu na północ jest magistrala Gazpromu, a wizjonerzy wspominający o możliwości budowy nowego rurociągu, chcąc uniknąć rozczarowań, niezwłocznie powinni zapoznać się z losami projektu transkaspijskiej magistrali gazowej TCGP z Turkmenbaszy przez Baku i Tbilisi do tureckiego Erzurum.

Z kręgu potencjalnych źródeł zaopatrzenia w ropę i gaz wykluczyć należy oczywiście też państwa Zatoki Perskiej. Samo wyliczenie wszystkich powodów, nie pozwalających nam wiązać z tym obszarem nadziei na możliwość zapewnienia stamtąd Polsce stałych dostaw surowców energetycznych, mogłoby stanowić treść obszernego opracowania. Poprzestając na jednej, może nieco lakonicznie brzmiącej przyczynie: to po prostu nie stać nas na to tak finansowo, jak i politycznie.

Jest jeszcze jedna nie wymieniona poważna przeszkoda w praktyce wykluczająca kierunki obszar Zatoki Perskiej jak i Afrykę Pn. Polska nie leży nad otwartym morzem o czym często się zapomina. Dostęp do Bałtyku ograniczają Cieśniny Duńskie. Nawet najnowsze tankowce Sovkomfłotu (zresztą armatora szybko modernizującego swą flotę zbiornikowców na tym akwenie), jak Władimir Tichonow nie są w stanie przejść tędy, mając w ładowni tylko połowę ładunku. Co prawda istnieją logistyczne rozwiązania tego problemu dla indywidualnych przypadków, nie mające jednak racji bytu, gdy chodzi o skalę masową, a tylko z importem na taką skalę wiążę się gwarancja bezpieczeństwa energetycznego.

Problem ten należy wziąć pod rozwagę również w kontekście budowy Gazoportu i rozbudowy Naftoportu, jeśli nie mają one służyć wyłącznie przeładunkowi rosyjskich surowców, na co zresztą niewiele wskazuje.

Autor jest wykładowcą stosunków międzynarodowych, autorem artykułów
i książek o tematyce bliskowschodniej. Naukowo zajmuje się
stosunkami politycznymi na obszarze Bliskiego Wschodu
oraz relacjami między polityką naftową a sytuacją polityczną w świecie.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)