Ostatnie dwie doby zapisały się na światowych giełdach naftowych raptownym wzrostem cen surowca. Ropa _ arabian light _ podrożała w transakcjach rozliczanych gotówkowo o przeszło 4 proc., _ brent _ jeszcze więcej.
Jeśli brać sytuację z ostatniego tygodnia wieści są jeszcze gorsze - wzrost kursu baryłki ropy sięga 7-8 proc. Takie tempo podwyżek na pewno w najbliższych dniach, być może już dzisiaj, zostanie wyhamowane, ale sam trend wzrostowy utrzyma się przynajmniej do najbliższego grudniowego spotkania państw OPEC w Nigerii.
_ Utrzymujące się jeszcze niskie ceny na polskich stacjach benzynowych to uboczny efekt silnej złotówki i słabnącego dolara oraz koniunkturalnego niskiego na przełomie listopada i grudnia popytu. Niestety dla nas ten korzystny układ nie będzie trwał wiecznie. _Powody wzrostu cen zdają się prozaiczne: niepokój w Libanie, cięcia limitów produkcyjnych OPEC etc - słowem to co zawsze. Prawdziwe obawy budzą jednak wieści docierające zza oceanu. Doniesienia o najniższym od lat stanie rezerw surowca w Stanach Zjednoczonych nakładające się na informacje o rosnącym deficycie budżetowym nie brzmią pomyślnie.
W znacznej mierze są one bowiem pochodną interwencji zbrojnych w Afganistanie i Iraku a pogarszająca się tam z dnia na dzień sytuacja oznacza brak możliwości ograniczenia obciążających amerykański budżet wydatków.
Ostatnia kierowana pod adresem Białego Domu propozycja irańskiego prezydenta zaprowadzeniu spokoju w Iraku pod warunkiem natychmiastowego wycofania amerykańskich żołnierzy z tego kraju, była w istocie zakamuflowaną groźbą Teheranu, sygnalizującą, kto tak naprawdę kontroluje wydarzenia nad Tygrysem i Eufratem. Sama wizja irańskiej supremacji w regionie o tak kluczowym znaczeniu dla światowego wydobycia ropy nie rokują nadziei na rychłą poprawę nastrojów na rynkach naftowych.