Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Monika Rosmanowska
Monika Rosmanowska
|

Gra w życie. Prawnik z sercem do planszówek

11
Podziel się:

Dla gier planszowych porzucił dobrze płatną pracę w korporacji. A ci, którzy wówczas pukali się w czoło, dziś gratulują mu biur w Polsce, Szkocji, USA i kultowego produktu – gry "Ogniem i Mieczem".

Gra w życie. Prawnik z sercem do planszówek
(John Morgan/Flickr (CC BY 2.0))

Dla gier planszowych porzucił dobrze płatną pracę w korporacji. A ci, którzy wówczas pukali się w czoło, dziś gratulują mu biur w Polsce, Szkocji, USA i kultowego produktu – gry "Ogniem i Mieczem".

Planszówki towarzyszyły mu od najmłodszych lat, choć trudno powiedzieć, by dostępne w Polsce lat 70. i 80. ­– Chińczyk czy Grzybobranie – były w stanie rozpalić dziecięcą wyobraźnię. Świat za żelazną kurtyną był dużo ciekawszy, szczególnie w kontekście stale zyskujących na popularności gier wojennych. Jako 15-latek z szarego kraju pustych półek wyjechał na obóz skautowski do Holandii. I trafił do raju...

– To wtedy poznałem pierwsze gry z figurkami. Całe kieszonkowe wydałem na jedną z nich. Zresztą mam ją do dziś – zdradza Konrad Sosiński, właściciel firmy Wargamer, zajmującej się produkcją i sprzedażą gier strategicznych.

Prawnik z żołnierzykami w teczce

Na polski rynek gry planszowe zaczęły płynąć szerokim strumieniem po upadku komunizmu. W większości były to spolszczone kopie tych wydawanych na Zachodzie. Poważny student prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego mógł wreszcie niemal bez ograniczeń bawić się żołnierzykami. – Nikogo to specjalnie nie szokowało. Rodzina i przyjaciele doskonale znali moje zainteresowania. Co więcej, wielu z nich udało mi się zarazić pasją do gier – mówi.

Wtedy też Sosiński zaczął tworzyć własne gry.

– Nie było wówczas dostępu do takich technologii, jak chociażby druk 3D. Swoje postaci szkicowałem, kolorowałem kredkami i wycinałem. Jak na te czasy, była to całkiem niezła i dość zaawansowana produkcja – śmieje się.

Życie to jednak nie jest gra i zaraz po studiach absolwent prawa trafił do Urzędu Ochrony Państwa, a następnie do dużej firmy konsultingowej.

Jednak pasja do gier pozostała i po godzinach młody prawnik pisał teksty dla amerykańskiego wydawcy gry Warzone. I choć spółka upadła, to po latach Sosińskiego odnalazł człowiek, który zamierzał odnowić opisywaną przez niego grę.

Tak się zaczęła współpraca i pomysł na biznes. Sosiński zaczął sprzedawać grę Warzone w Polsce, najpierw na stronie internetowej, a później w jednym z warszawskich sklepów.

– W pewnym momencie biznes zaczął się rozkręcać, a ja wiodłem dwa życia – w tygodniu spotykałem się z dyrektorami finansowymi ogromnych korporacji, latałem samolotami i spałem w pięciogwiazdkowych hotelach, a w weekendy jeździłem na konwenty, spałem na podłodze w szkołach i pokazywałem żołnierzyki młodym ludziom – wspomina.

Z Warszawy do Jackson w USA

Na dłuższą metę takie rozdwojenie było męczące i w pewnym momencie Sosiński zrezygnował z pracy w korporacji. – Wielu wówczas pukało się w głowę – wspomina.

Był 2005 rok, a pierwsza siedziba Wargamer mieściła się w... mieszkaniu. Szybko jednak udało się otworzyć sklep przy ul. Wilczej w Warszawie, a później kolejne. To czasy, gdy planszówki przeżywały swój renesans, a na rynku zaczęło powstawać mnóstwo podobnych firm.

– To wtedy, chcąc zdystansować się od konkurencji, wpadliśmy na pomysł produkcji własnej gry. Tak narodziła się koncepcja "Ogniem i Mieczem" – opowiada Sosiński.

Podobnego projektu, którego akcja rozgrywałaby się w XVII-wiecznej Polsce wówczas nie było. A magnesem przyciągającym graczy miała być husaria. Prototypy figurek Konrad Sosiński i jego wspólnik Rafał Szwelicki zrobili sami. – Mając zasady i figurki, zaczęliśmy grać, testując "Ogniem i Mieczem" na znajomych. Spodobało im się – mówi Konrad.

Wydanie gry okazało się nie lada wyzwaniem. Trudno było znaleźć firmę, także za granicą, która zajmuje się profesjonalnym odlewaniem figurek oraz grafika. Wreszcie się udało, a do gry został dołączony 400-stronicowy podręcznik. To był strzał w dziesiątkę. Jego premiera podczas Targów Książki Historycznej w Warszawie przyciągnęła tłumy.

Angielską wersję swojego produktu Wargamer prezentował na konwentach w Anglii, Belgii, Austrii, Niemczech czy USA.

– Dobra passa gry trwa. Wydajemy kolejne dodatki, opowiadamy o nowych konfliktach. Dochodzą nowe armie, oprócz Rzeczpospolitej, Szwecji, chanatu krymskiego, imperium osmańskiego i Moskwy także Siedmiogród, Brandenburgia, Austria czy Księstwo Kurlandzkie... Można grać nawet armią miasta Gdańska – wylicza Sosiński.

Dziś firma ma swoje biura w Edynburgu i w Jackson w stanie Missisipi w USA. Obecnie pracuje też nad kolejnymi grami.

Naprzeciw pędzącej husarii

Planszówki to tylko jedna z pasji Konrada Sosińskiego. Właściciel Wargamer jest żołnierzem ciężkiej piechoty, specjalizującej się w rozbijaniu formacji przeciwnika.

– To niesamowite uczucie stać w szeregu, na który szarżuje husaria. Wrażenie, gdy konie pędzą w twoim kierunku, ziemia drży, a żołnierze mają pochylone kopie, jest porażające – zdradza.

Wraz z kolegami z grupy rekonstrukcyjnej odtwarza bitwy, jeżdżąc do Rosji, na Ukrainę, Węgry, do Czech, Belgii, Holandii oraz Niemiec.

Partnerem artykułu jest Alior Bank

wiadomości
gospodarka
gospodarka polska
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(11)
adam
6 lat temu
planszówki sa super i dla młodych i dla starych super opcja na spędzenie wieczoru a gry bitewne to juz wyzszy lewel gry nie jest to hobby dla wszystkich i nie na kazda kieszen
vitos
6 lat temu
Dawniej wystarczyła talia kart by grać i się dobrze bawić. Teraz potrzebne figurki , plansze , tomy instrukcji ... i kasa, ... i reklama ... i sponsorowany artykuł
WojtekM
6 lat temu
I świetnie. Oby więcej z nad przebudziło się do własnej przedsiębiorczości. Zachodnie trendy dawno już osłabły i wielu Polaków szuka czegoś swojego. Zresztą, zawsze był z nas fajny i swojski naród. Więcej optymizmu.
mondry
6 lat temu
RODZICE gry planszowe bardziej rozwijają umysł niż książki, krzyżówki itp. Einstein nie posługiwał się logiką i wiedzą przy opracowaniu swoich teorii a wyobraźnią. Dzieci powinny grać w takie gry codziennie. Profesor matematyki bez wyobraźni może co najwyżej sprawdzać już istniejące wzory. Komputer może bez trudu obliczać ogromne ilości danych ale wyobraźnie ma zerową. Obecnie szkoły częściej stawiają na wiedzę dzieci niż umiejętności ludzkiego umysłu a te są przeogromne.
rockefeller
6 lat temu
Ale biznes, to ja oferuje robienie niewielkiej, słabo widocznej i krótkotrwałej mgiełki na eventy. Na oferty czekam przy barze.