Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Inwestowanie w ziemię w kontekście przystąpienia Polski do UE

0
Podziel się:

Sprawa możliwości zakupu przez obywateli Unii Europejskiej ziemi w Polsce wzbudza w naszym kraju coraz większe emocje. Najbardziej zagorzali przeciwnicy ostrzegają przed możliwością masowego osiedlania się obcokrajowców, szczególnie Niemców, na zachodnich terenach Polski

Długość okresu przejściowego na zakup ziemi, z uwagi na jego znaczenie dla strony polskiej, będzie jedną z najtrudniejszych spraw poruszanych w negocjacjach z UE.

Z sondaży jasno wynika, że kwestia sprzedaży ziemi cudzoziemcom nie cieszy się w Polsce dużym poparciem. Warto przyjrzeć się temu kto jest przeciw, a kto za. Swój sprzeciw wyraża ponad 75% Polaków. Dwie trzecie z tej grupy to osoby z niskim wykształceniem (podstawowym lub zawodowym). Nieprzychylni nabywaniu ziemi przez obcokrajowców są przede wszystkim ludzie o niskich dochodach, bezrobotni oraz mieszkający na wsi. Za przyznaniem cudzoziemcom takiego prawa opowiada się około jedna ósma społeczeństwa, mająca wyższe wykształcenie i dochody.

W Niemczech aktywnie działa Związek Wypędzonych (BdV), na którego czele stoi Erika Steinbach. Ta i inne, podobne jej, organizacje są w tym kraju dość wpływowe. Choć władze niemieckie oficjalnie uznają granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, to kwestię odszkodowań za konfiskaty dokonywane na Ziemiach Odzyskanych traktują jako wciąż otwartą. Nie będą jednak z tego powodu opóźniać wejścia Polski do Unii. Gdyby utracone majątki oddawano za darmo liczba chętnych byłaby duża (w końcu jedna trzecia naszego terytorium należała przed wojną do Niemiec), ale jeśli należałoby je kupić po cenach rynkowych wtedy gwałtownie ubędzie chętnych.
W krajach Unii, po zjednoczeniu obawiano się problemu odwrotnego, a mianowicie gwałtownego odpływu kapitału wskutek masowych zakupów ziemi dokonywanych za granicą. Dlatego np. Wielka Brytania i Irlandia przez dwa i pół roku po uzyskaniu członkostwa zabraniały swym obywatelom kupowania gruntów poza granicami. W tej chwili Brytyjczycy bardzo chętnie wykupują działki np. we francuskiej Normandii. Polacy również będą mogli kupować działki rekreacyjne czy grunty np. we włoskich Alpach czy na wyspach greckich gdzie ceny nie są wcale takie wysokie, zwłaszcza dla lepiej zarabiającej części naszego społeczeństwa. Nie wiadomo więc, w którą stronę będzie wędrował kapitał.

Problem zakupu ziemi przez obcokrajowców będzie jedną z ostatnich kwestii omawianych podczas rozmów na temat przystąpienia Polski do Unii. Na nasze sprzeciwy władze UE mogą patrzeć niechętnie, traktując je jako brak zaufania do krajów „piętnastki”. Poza tym w prawie UE istnieje pojęcie obywatela europejskiego, który ma m.in. prawo do zakupu ziemi. Obywatelstwo to posiada każdy kto jest obywatelem jednego z państw unijnych, choć o przyznaniu obywatelstwa np. polskiego nadal decydowałby nasz rząd.

24 marca 2001r. weszła w życie nowelizacja ustawy z 1920r. o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców. Wprowadza ona m.in. nową definicję cudzoziemca co wiąże się z realizacją Narodowego Programu Przygotowania do Członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Z punktu widzenia nowelizacji cudzoziemcem jest: osoba fizyczna nie posiadająca obywatelstwa polskiego, osoba prawna mająca siedzibę za granicą, nie posiadająca osobowości prawnej spółka osób fizycznych lub prawnych oraz osoba prawna i spółka handlowa nie posiadająca osobowości prawnej mająca siedzibę na terytorium Polski, kontrolowana bezpośrednio lub pośrednio przez osoby lub spółki wymienione wcześniej. Ustalenie czy spółka jest cudzoziemcem czy nie może wszak okazać się trudne ponieważ trzeba określić czy podmiot-cudzoziemiec wywiera tzw. decydujący wpływ na działalność spółki. Znowelizowana ustawa łagodzi zasady nabywania nieruchomości przez podmioty pochodzące z Unii Europejskiej, ale ułatwienia te nie dotyczą np. obywateli WNP, a także nabywania
zasobów naturalnych, gruntów leśnych oraz rolnych. Również lokalne władze administracyjne mogą odmówić wydania zezwolenia.

Na żądany 18-letni okres przejściowy nie ma szans. Jego długość może mieć związek z czasem trwania zakazu podejmowania pracy przez Polaków na Zachodzie. Unii zależy na jak najbardziej zbliżonych warunkach członkostwa państw kandydujących, a tak się składa że stanowisko Polski jest najbardziej restrykcyjne. Np. Estonia i Słowenia nie widzą powodów do obaw i nie domagają się wprowadzenia dodatkowych regulacji w obrocie ziemią, zaś Węgry wystąpiły o zakaz sprzedaży gruntów rolnych przez 10 a terenów pod inwestycje przez 5 lat. Właśnie Węgry a także Słowacja otrzymały zgodę UE na okres przejściowy liczący siedem lat. Dlatego mało prawdopodobne wydaje się uzyskanie przez Polskę dłuższego, niż dziesięcioletni, okresu przejściowego.

Istnieją jednak metody, które mogą ograniczyć napływ cudzoziemców z zakusami na polską ziemię. Stosuje się je w Danii. W legalny sposób sprzedaż ograniczyć mogą przepisy wymagające np. posiadania odpowiednich kwalifikacji do uprawy roli. Można wymagać wykazania się odpowiednio długim czasem zamieszkania w Polsce lub wprowadzać restrykcyjne plany zagospodarowania przestrzennego szczególnie w regionach atrakcyjnych na przykład z punktu widzenia turystyki. Ważne, aby nie narazić się na zarzut dyskryminacji na tle narodowościowym. Wymogi dotyczące kwalifikacji lub czasu pobytu da się jednakże obejść np. zatrudniając miejscowego zarządcę.

Należy pamiętać, że na wartości gruntów w Polsce ciąży socjalistyczna przeszłość. Zaniedbania w rozwoju infrastruktury z czasów realnego socjalizmu, wysokie koszty kredytów czy zła jakość usług komunalnych obniżają atrakcyjność terenów położonych w miastach. Relacja ceny do wartości w Polsce jest, z punktu widzenia zachodnich warunków, niezbyt korzystna. Co innego grunty rolne, rekreacyjne i leśne. Słaba infrastruktura powoduje, że są one do nabycia za kilkakrotnie niższe pieniądze niż ich odpowiedniki na zachodzie Europy. Z tych rozważań trzeba wykluczyć lasy, których osiemdziesiąt procent należy do państwa, a to nie chce się ich pozbywać. Obrót nimi obejmowałby więc stosunkowo niewielką część znajdującą się w rękach prywatnych.

Tymczasem różnica pomiędzy cenami ziemi w Polsce i Unii Europejskiej sięga już 1000 – 1200%. W wielu przypadkach posiadający ziemię rolnicy chętnie pozbyliby się gruntów, gdyby nastąpił kilkukrotny wzrost ich ceny. Opłacalność produkcji rolniczej spada znacznie szybciej niż koniunktura w pozostałych sektorach gospodarki. Ponad 1,5 mln ha ziemi leży odłogiem. Wielką szansą jest pro-europejski projekt zalesiania nieużytków i słabych rolniczo gleb pośledniejszych klas. Pieniądze z dotacji (swojego rodzaju renta ziemska) są często większe niż zyski z uprawy rolniczej. Problem w tym, że Unia Europejska chce program finansować tylko w części, zaś częściowo finansowanie spada na barki budżetu i odpowiednich funduszy około-budżetowych. Jednakże z powodu zapaści gospodarczej i dziury budżetowej nie ma co się łudzić, że Państwo będzie przeznaczać, jakieś większe pieniądze, na ten cel w najbliższych swoich budżetach.

Jest jeszcze jeden czynnik, który powstrzymuje ucieczkę i wyprzedaż gruntów. Jest nim ogromne bezrobocie na wsi i brak możliwości znalezienia alternatywnego zajęcia poza rolnictwem. Proces pozbywania się ziemi z pewnością przybrałby na szybkości, gdyby sprzedający mogli znaleźć alternatywne zajęcie i źródło utrzymania. W ostatnim roku wręcz obserwuje się powolny powrót na wieś ludzi, którzy nie znaleźli szczęścia w mieście. Można więc powiedzieć, że bezrobocie hamuje potencjalną podaż gruntów.

Podsumowując, nikt nie ma wątpliwości, że inwestycje w grunty przyniosą w długim terminie godziwe zyski. Aby jednak tak się stało potrzebne są przede wszystkim dwa czynniki: jasność w procesie integracji z Unią Europejską (w tym konkretne zasady ochrony polskiej ziemi) oraz znaczący wzrost miejsc pracy w mieście, który pozwoli łatwiej podejmować decyzje o pozbywaniu się ziemi.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)