Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Maciej Miskiewicz
|

Miskiewicz: Wirtualny poseł, czyli zrób sobie partię

0
Podziel się:

Utopijna wizja partii wszystkich internautów nie ma szans na przybranie konkretnego kształtu.

Miskiewicz: Wirtualny poseł, czyli zrób sobie partię

Kilka tygodni temu na łamach _ Dziennika _ konsultant polityczny Eryk Mistewicz wieścił, że za sprawą kryzysu na scenę polityczną - zamiast _ populistów w gumiakach _ w typie Samoobrony - wkroczy Pokolenie GoldenLine. Czyli młodzi profesjonaliści, którzy robią kariery w korporacjach. Skrzykną się przez internet, z którego ukrytej mocy nie zdają sobie sprawy _ tradycyjne _ elity polityczne.

Nie wiem czy Mistewicz miał jakieś przecieki, opierał się na analizie tego co działo się za Oceanem - to właśnieinternauci w dużej mierze stoją za sukcesem Baracka Obamy - czy też może posiada zdolności profetyczne. Faktem jest, że nie minęło zbyt wiele czasu i w wirtualnej rzeczywistości pojawiła się nowa inicjatywa polityczna - Partia Internetowa.

Twórcy projektu - póki co - działają jednak raczej mało profesjonalnie. I przyjęli dość zaskakującą metodę tworzenia zrębów nowego ugrupowania.

PI jeszcze nie wie czy będzie: centrowa, lewicowa czy prawicowa. Na razie zaprasza wszystkich - bez wyjątku internautów - i zbiera propozycje tematów, którymi powinna się zająć oraz spraw do załatwienia, z którymi na sztandarach mogłaby wejść do realnej polityki, a to miałoby nastąpić już w najbliższych wyborach do Sejmu w 2011 roku.

Biorąc pod uwagę to, że użytkowników sieci w Polsce jest ok. 17 milionów-a będzie jeszcze więcej - zapewne pojawią się postulaty wzajemnie się wykluczające Tak się bowiem składa, że internauci to grupa nie tylko całkowicie niejednorodna, ale też pozbawiona poczucia szczególnej wewnętrznej więzi i wspólnoty interesów. Tworzenie partii, której członków łączy tylko to, że korzystają z sieci jest - per analogiam - tym samym co zakładanie partii klientów sklepów spożywczych.

Przykłady potencjalnych sprzeczności można mnożyć:

- Młody hip-hopowiec chce legalnie palić skręta, bo przecież marihuana jest mniej groźna niż powszechnie dostępny alkohol. Pracownik MONAR-u będzie za całkowitym zakazem jej posiadania. Może przecież zachęcić do spróbowania mocniejszych narkotyków

- Przedsiębiorca-niespekulant, którysparzył się na opcjach walutowych będzie lobbował za tym, że trzeba jak najszybciej wejść do strefy euro. Emeryt obawiający się, że podrożeją bułki, będzie obstawał za pozostaniem przy złotym.

- Młody ojciec - który chciałby zabrać synka na mecz - będzie za całkowitym zakazem sprzedaży piwa na stadionie.Pseudokibic, który lub pobluzgać na sympatyków drużyny gości i uprawiać ćwiczenia fizyczne na świeżym powietrzu z wyrwanym krzesełkiem w ręku, stoisko z alkoholem może uznać, za kluczowy element zagospodarowania terenu stadionu.

- Doradcy z banków, które na mieszkania dają kredyty tylko w naszej walucie, będą chcieli ustawowego ograniczenia udzielania pożyczek denominowanych we frankach. Bo wahania kursowe są zbyt ryzykowne. Ci, którzy chcą niższych rat staną murem za szwajcarską walutą i wolnością wyboru.

Ale to nie jedyne zagrożenie. Nie wiadomo kto i na jakiej podstawie dokona selekcji haseł programowych. A nietrudno przewidzieć, że nawet wtedy, gdy proces ten będzie maksymalnie przejrzysty, wielu zawiedzionych tym, że ich postulaty przepadły, porzuci szeregi sympatyków nowej inicjatywy.

Wygląda więc na to, że wirtualna rewolucja nie wywróci naszej sceny politycznej kołami do góry. Zresztą twórcy Partii Internetowej zdają się sami nie być na to gotowi. Na razie polegli od broni, która miała być ich orężem.

(strona projektu PI wyglądała tak kilka minut po tym jak wiadomość o tworzeniu się partii pojawiła się na jednym z największych portali )

ZOBACZ TAKŻE:

Autor jest dziennikarzem Money.pl

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)