Eurostat opublikował ostatnio zestawienie krajów pod względem liczby samochodów na tysiąc mieszkańców. I tu niespodzianka - wyprzedzamy w tej kategorii Niemców.
Nie tylko zresztą ich. Mamy więcej aut niż najbogatsi na kontynencie Szwajcarzy i Norwegowie. Francję to już w ogóle bijemy na głowę. Spośród mieszkańców dużych państw bardziej zmotoryzowani od nas są tylko Włosi i Finowie.
Nietrudno zgadnąć, że powodem naszego, wydawałoby się dobrego, statusu jest import tanich aut używanych, które sprowadzamy z krajów położonych na zachód od naszych granic. Znaczna część naszych samochodów pierwszego właściciela miała właśnie w Niemczech.
Przedsiębiorczy laweciarze
Polska jest członkiem Unii Europejskiej od 1 maja 2004. Nasi przedsiębiorczy rodacy dość szybko zorientowali się, że dzięki temu można zaimportować do kraju tanie samochody. W ruch poszły lawety.
Już w 2005 roku z 6,7 mln aut ponad 10-letnich zrobiło się u nas nagle 7,5 mln. W 2008 roku liczba wiekowych aut przekroczyła 10 mln, a w 2015 - 15 mln. Obecnie jeździ ich prawdopodobnie 16 mln. Niemiec płakał i sprzedawał, a Polak w końcu miał czym jeździć, bo było go stać. Ponad 10 lat ma u nas aż 73 proc. aut.
Najstarsza flota w Europie
Od kilku lat zbierane są dane o liczbie samochodów ponad 20-letnich. Takich jest w Polsce aż 7,3 mln. To niemal równo co trzeci samochód, jaki jeździ po naszych drogach.
Tak starej floty samochodów nie ma w żadnym kraju Europy. Najbliżej nas są Estończycy i Turcy. Co ciekawe wieloma starymi samochodami jeździ się jeszcze na Malcie i w Finlandii.
Ponad 20-letnich aut nie uznają za to Brytyjczycy, Duńczycy i... Słoweńcy. W tym pierwszym kraju takich staroci jest zaledwie 1,9 proc. W Niemczech po drogach jeździ zaledwie 6 proc. motoryzacyjnych emerytów.
A u nas? Jest ich aż 33,7 proc. Cieszą się z tego oczywiście warsztaty samochodowe i sprzedawcy części do aut. Powinien też się cieszyć biznes złomujący samochody.
Ale i Polacy, których na auta jest w końcu po prostu stać, są z tego powodu zadowoleni. Owszem, kupują auto, które trzeba wciąż naprawiać. Ale czy stracą na tym więcej niż ktoś, kto kupując nowy samochód, już po wyjechaniu z salonu traci 10 proc., a po trzech latach często nawet połowę wartości?
Nawet jeśli właściciel używanego ponad 10-letniego auta wyda rocznie na naprawy 5 tys. zł, to po trzech latach straci 15 tys. zł. A to przecież wariant pesymistyczny. Ponadto wartość samochodu w tym wieku już tak szybko nie spada.
Najtańsze nowe samochody kosztują ponad 40 tys. zł, więc strata po trzech latach wyniesie niecałe 20 tys. A uwzględnić trzeba zwykle koszt kredytu na sfinansowanie zakupu. Rachunek wydaje się korzystny dla aut używanych, czego nasi rodacy nie przegapili. Dzięki temu zamiast na drogie nowe auto, stać nas na inne rzeczy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl