Polskie Koleje Państwowe są w złej sytuacji ekonomicznej i od kilku lat przynoszą straty. To rezultat m.in. nierzetelności umów i korupcjogennych działań zarządu PKP - wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli.
NIK zarzuca także ministerstwu transportu brak skutecznego nadzoru nad działaniami szefostwa PKP.
Izba zbadała stan finansowy kolei w okresie od początku 1998 roku do połowy 2000 roku. Okazało się, że PKP praktycznie utraciły płynność finansową. W 1999 roku zakończyły działalność stratą ponad 2,5 mld zł. Wstępne wyniki za rok ubiegły wskazują również na stratę w wysokości ponad 2 mld zł.
Według NIK, kłopoty kolei m.in. wynikają z nieskutecznej windykacji należności z tytułu robót i usług. Na przykład w listopadzie 1998 r. były prezes PKP Jan Janik wyraził zgodę na umorzenie Hucie Katowice odsetek z tytułu nieterminowego regulowania należności. Huta miała w zamian zapłacić należności bieżące. Z obowiązku się nie wywiązała, a mimo to koleje darowały jej ponad 54 mln zł odsetek.
Istotny wpływ na sytuację finansową przedsiębiorstwa miały też poważne nieprawidłowości w wykorzystywaniu dotacji i kredytów bankowych. Izba dopatrzyła się, że niektórzy członkowie zarządu PKP podejmowali decyzje o charakterze korupcjogennym i wskazujące na popełnienie przestępstwa.
'Ogólna kwota środków wydatkowana lub rozdysponowana z naruszeniem prawa lub niegospodarnie, zamknęła się kwotą blisko 50 mln zł. Istnieje również groźba powstania zobowiązań wekslowych na kwotę ponad 580 mln zł' - czytamy w raporcie. W tych sprawach NIK skierowała do prokuratury trzy zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Jak poinformował w piątek prezes NIK Janusz Wojciechowski, zawiadomienia dotyczą ośmiu osób z byłego zarządu PKP i szefostwa spółek, w których koleje mają udziały.
Z raportu NIK wynika, m.in., że PKP rażąco wykorzystały środki na 50 lokomotyw. Do 31 marca 2000 r. PKP nie otrzymały żadnej lokomotywy, a na obsługę umowy wydały ponad 95 mln zł.
NIK twierdzi, że większość umów kredytowych na finansowanie bieżącej działalności przedsiębiorstwo zawierało w sposób nierzetelny, w pośpiechu i bez oceny prawnej. 'W rezultacie nierzetelnie sporządzonych umów kredytowych PKP poniosły niezasadne koszty obsługi tych kredytów w wysokości ponad 409 tys. zł' - czytamy w raporcie.
W raporcie czytamy, że zarząd PKP pieniądze na inwestycje, które otrzymywał z budżetu państwa, nielegalnie przeznaczał na wydatki bieżące. Na przykład na wynagrodzenia dla pracowników.
PKP nie nadzorowały także spółek, w których miały udziały. Kontrolerzy zarzucają kolei, że powoływała do życia spółki, które nie przyniosły w ogóle zysku.
Z nadzorem - według NIK - ma również kłopoty ministerstwo transportu. Według prezesa Izby, przyczyną patologii w PKP jest przede wszystkim jednoosobowe decydowanie prezesa kolei o wydawaniu wielkich pieniędzy. 'Minister transportu powinien lepiej nadzorować te działania' - dodał prezes NIK.
W jego opinii system nadzoru nad PKP nie sprawdza się i odpowiada za to minister transportu. Wojciechowski wyjaśnił, że nie chodzi o tworzenie kolejnych programów naprawy kolei, ale o dogłębną kontrolę i korygowanie błędów w zarządzaniu tym przedsiębiorstwem.
Z zarzutami NIK dotyczącymi braku nadzoru nie zgadza się minister transportu Jerzy Widzyk. W piśmie do Wojciechowskiego z 24 kwietnia Widzyk informuje, że wykorzystał wszystkie środki nadzoru przewidziane przepisami ustawy o przedsiębiorstwie państwowym Polskie Koleje Państwowe.
Jego zdaniem również, wykorzystanie środków budżetowych przez PKP niezgodnie z ich przeznaczeniem nie było spowodowane ich niewłaściwym przekazywaniem przez resort transportu.
Z zarzutami Izby 'zasadniczo zgadza się' zarząd PKP. Według rzecznika PKP Romana Hajdrowskiego, obecny zarząd kolei kieruje przedsiębiorstwem od lata 1999 roku i nie ma nic wspólnego z kłopotami finansowymi PKP. Powstały one bowiem za rządów poprzedniego prezesa Jana Janika - twierdzi rzecznik.
Według rzecznika, stan ekonomiczny kolei jest tak zły, że mimo różnych podejmowanych działań sytuacji nie da się szybko uzdrowić.