Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jacek Bereźnicki
Jacek Bereźnicki
|

Reforma szkolnictwa PiS. Nowa szefowa MEN podtrzymuje plan likwidacji gimnazjów

0
Podziel się:

- To będzie pierwsza decyzja, ona jest bardzo prosta, bardzo łatwo jest zmienić projekt ustawy - powiedziała dziennikarzom Zalewska w czasie konferencji prasowej.

Anna Zalewska - nominowana przez Beatę Szydło na ministra edukacji posłanka PiS. Zdjęcie z lipca 2015 r.
Anna Zalewska - nominowana przez Beatę Szydło na ministra edukacji posłanka PiS. Zdjęcie z lipca 2015 r. (PAP/Marcin Obara)

Zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków to priorytet Ministerstwa Edukacji Narodowej - zadeklarowała w poniedziałek Anna Zalewska, desygnowana przez Beatę Szydło na szefową tego resortu. Zapowiedziała również, że gimnazja będą wygaszane, ale zapewniła, że nie odbędzie się to bez konsultacji z nauczycielami. Nowa szefowa MEN potwierdziła tym samym, że kluczowe, a zarazem najbardziej kontrowersyjne pomysły na reformę oświaty Prawa i Sprawiedliwości będą wprowadzane w życie.

- To będzie pierwsza decyzja, ona jest bardzo prosta, bardzo łatwo jest zmienić projekt ustawy - powiedziała dziennikarzom Zalewska w czasie konferencji prasowej po ogłoszeniu przez przyszłą premier Beatę Szydło składu swojego rządu.

Jak dodała, zmiana projektu ustawy, znosząca obowiązek szkolny dla sześciolatków i danie rodzicom wyboru w kwestii posyłania dzieci do pierwszej klasy od kolejnego roku szkolnego, może zostać wprowadzona już w grudniu.

Znacznie większe emocje budzi zapowiedziana przez PiS w czasie kampanii likwidacja gimnazjów. Przyszła minister edukacji przyznała, że nie ma jeszcze projektu ustawy w tej sprawie i zadeklarowała, że tworzenie go rozpocznie się od konsultacji ze środowiskiem nauczycielskim i związkami. - Jestem nauczycielką, bez nich tej zmiany nie zrobię - oznajmiła.

Warto zaznaczyć, że poniedziałkowa nominacja na stanowisko ministra edukacji w przyszłym rządzie była o tyle zaskakująca, że poseł Anna Zalewska nawet przez swoją partię nie była wymieniana wśród osób, które są kompetentne do wypowiadania się na temat oświaty. Gdy tuż po wyborach money.pl starał się o potwierdzenie planów PiS odnośnie reformy oświaty, biuro prasowe PiS odsyłało nas wyłącznie do Elżbiety Witek oraz Sławomira Kłosowskiego. Nasze wielokrotne próby kontaktu z tymi politykami w sprawie reformy oświaty okazały się jednak nieskuteczne.

Co może oznaczać przeforsowanie przez Prawo i Sprawiedliwość swoich sztandarowych pomysłów na reformę oświaty? Jak w rozmowie z money.pl zauważył prof. Stanisław Gomułka, wieloletni wykładowca London School od Economics, przesunięcie momentu rozpoczęcia obowiązku szkolnego o rok jest dla systemu ubezpieczeń społecznych tym samym, co przesunięcie wieku emerytalnego także o rok.

- Wszystkie składki na ubezpieczenie społeczne to 12,5 proc. PKB Polski, a przy założeniu, że mamy 40 roczników płacących te składki, każdy z nich płaci ok. 5-6 mld zł składek. Jeśli wskutek reformy wypadnie jeden rocznik, to na konta ZUS wpłynie o tyle mniej środków - tłumaczy ekonomista.

Dotychczasowa minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie z money.pl przekonywała, że cofnięcie ustawy sześciolatków jest zagrożeniem dla etatów nauczycielskich. - Gdyby PiS cofnął sześciolatki ze szkół podstawowych, to czeka nas chaos i pusty rok w systemie edukacji - oceniła. - Nauczyciele wczesnoszkolni, którzy w czerwcu skończyli pracę z trzecią klasą, we wrześniu nie mieliby co robić i nie mieliby pracy przez kolejne trzy lata - ostrzegała szefowa resortu edukacji.

Trzeba jednak zaznaczyć, że to scenariusze zakładające, że wszystkie dzieci po reformie PiS będą szły do szkoły w wieku 7 lat. Jak jednak wynika z zapowiedzi Anny Zalewskiej, cofnięcie reformy Platformy oznacza danie rodzicom wyboru, czy posłać dzieci do szkoły w wieku 6 czy 7 lat. Biorąc pod uwagę fakt, że zdecydowana większość rodziców, którzy posłali dzieci do szkół o rok wcześniej, deklaruje, że zrobiliby to jeszcze raz, można się spodziewać, że wielu kolejnych podejmie taką samą decyzję, gdy będą mieć wybór.

Wizja likwidacji gimnazjów to dla Joanny Kluzik-Rostkowskiej jeszcze większe zagrożenie dla etatów nauczycielskich. Szefowa MEN zwraca uwagę na skutki niżu demograficznego. - Likwidacja gimnazjów oznacza, że tam, gdzie szkoła pracuje na dwie zmiany, trzeba będzie dopchnąć kolanem dwa roczniki dzieci, które dzisiaj są w gimnazjum. Wracają więc dwa roczniki do starych budynków - mówi minister edukacji w rządzie Ewy Kopacz. Jak ocenia, może to oznaczać, że pracę straci, a także wypadnie z zawodu kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli gimnazjalnych.

- Wszystkich nauczycieli wczesnoszkolnych mamy 150 tysięcy, a to oznacza, że bez pracy na trzy lata może zostać ok. 20 tys. nauczycieli - szacuje Joanna Kluzik-Rostkowska. - To koszt społeczny, ale też realny dla samorządu. Nauczycielom, którzy tracą pracę, przysługują półroczne odprawy. Co więcej, te same problemy dotkną nauczycieli wyższych klas - dodaje.

Kluzik Rostkowska podkreśliła, że likwidacja gimnazjów oznacza konieczność napisania od nowa podstawy programowej dla każdej z dwunastu klas, co jest "dużym wysiłkiem na kilka lat, także finansowym". Z wypowiedzi jej następczyni wynika, że ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Jak zapowiedziała Zalewska, nad zmianą podstawy programowej prace potrwają jedynie do końca roku, a już na początku stycznia ma zostać przedstawiony harmonogram wygaszania gimnazjów.

Anna Zalewska zapowiedziała też odkręcenie "kilku absurdalnych pomysłów" swojej poprzedniczki. Jak wyjaśniła, chodzi o "uwolnienie edukacji od biurokracji. Zadeklarowała też, że w porozumieniu z ministrem zdrowia będzie dążyć do odkręcenie reformy dotyczącej żywienia w szkołach oraz funkcjonowania sklepików szkolnych.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)