*Znaczna część, o ile nie większość osób uchodzących za znawców problematyki ochrony zdrowia została zaskoczona niedawnymi wynikami badań, z których wynikało, że większość obywateli jest za współpłaceniem i prywatnymi dodatkowymi ubezpieczeniami w zamian za lepszą opiekę zdrowotną. A wśród ludzi młodych takich było prawie 2/3. *
Nic zaskakującego, Panie i Panowie! To jest proces, który postępuje w miarę, jak ludzie, obserwując rzeczywistość, wyciągają wnioski ze swoich doświadczeń. W metodologii nauk społecznych nazywa się to oczekiwaniami adaptacyjnymi.
Sześć lat wcześniej jeden z tygodników zrobił ankietę, pytając czytelników o poprzednie _ reformy _ ministra Łapińskiego (przypominam: centralizacja wszystkiego, włącznie z pieniędzmi na leczenie). Już wówczas tylko 26 proc. ankietowanych oczekiwało, że po wprowadzonych zmianach sytuacja się poprawi. Natomiast 44 proc. stwierdziło, że lepiej będzie, gdyby ochronę zdrowia sprywatyzować.
Dzisiaj, po doświadczeniach zmarnowanych sześciu lat (bo za rządów PiS min. Religa chciał utrzymać model państwowego molocha), procent zwolenników zmian w kierunku większej - czy wręcz decydującej - roli sektora prywatnego wzrósł jeszcze bardziej.
ZOBACZ TAKŻE:
Przy czym najnowsze badania cytowane powyżej zasługują na uwagę z jeszcze jednego powodu. Mianowicie ankietowanym wyraźnie przedstawiono alternatywę: większe pieniądze na państwową ochronę zdrowia poprzez podatki płacone przez wszystkich albo indywidualne opłaty w konkretnych przypadkach i/lub składki w prywatnych firmach.
Ludzie otrzymali więc wyraźną alternatywę: wrzucać pieniądze w państwową beczkę bez dna lub płacić za konkretne świadczenia bądź za gwarancję lepszej opieki w prywatnych firmach. Prosty rachunek kosztów i korzyści.
I tak jest zawsze. Odpowiedź na _ bezcenne _ (bo nie podające kosztów) pytanie: _ Czy jesteś zwolennikiem darmowej państwowej służby zdrowia? _ będzie zawsze twierdząca. Bo jak coś jest darmo, popyt jest nieskończony (a koszty nieznane).
Zupełnie inaczej będzie z pytaniem: _ Czy jesteś za tym, aby nadal płacić co miesiąc prawie 300 zł _ (9,5 proc. płacy, przy średniej płacy przekraczającej 3000 zł), _ a w przyszłości płacić jeszcze więcej? _. Zwolennicy państwowego molocha twierdzą bowiem, że jedyną drogą poprawy jest dalsze wrzucanie pieniędzy w tę beczkę bez dna.
Kiedy jednak im się pokaże koszty _ darmowej _ państwowej służby zdrowia, dochodzą do wniosku, że współpłacenie jest lepsze, ponieważ w jakimś stopniu kontroluje się jakość usług otrzymywanych za te dodatkowe pieniądze. Kontrola nad składką jest natomiast żadna.
ZOBACZ TAKŻE:
Idąc tym tropem za następnych 6 lat odpowiedź czy obywatele chcą prywatnej ochrony zdrowia (prywatnie świadczonych usług, nawet jeśli współfinansowanych przez państwo), będzie jednoznacznie twierdząca. Zresztą, przypuszczam, że ten model ochrony zdrowia, który rozłazi się w szwach nie przetrwa następnych sześciu lat. A histeryczna obrona państwowych szpitali doprowadzi jedynie do tego, że szpitale przetrwają fizycznie, to znaczy jako budynki.
Natomiast lekarze, ci lepsi i pracowitsi, pracować będą w nowo zbudowanych prywatnych jednostkach szpitalnych należących do dużych sieci świadczących usługi medyczne. Czyli i tak będziemy mieć prywatną służbę zdrowia (nawet jeśli usługi będą w części finansowane z podatków), tyle że większym kosztem niż gdyby część państwowych szpitali została sprywatyzowana.
Autor jest profesorem ekonomii.
W latach 1994-2003 był kierownikiem Katedry Ekonomii
na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą.
Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.