Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zielińska
Agnieszka Zielińska
|
aktualizacja

Wyciek z Nord Stream to dobrze wykonany sabotaż? "Baltic Pipe też może stać się celem"

Podziel się:

Eksperci twierdzą, że wyciek w gazociągach Nord Stream nie był przypadkiem. Na liście mogą pojawić się kolejne cele jak infrastruktura komunikacyjna Europy. - Niestety Baltic Pipe również może stać się celem. W dodatku nie ma skutecznego sposobu obrony dla infrastruktury, która obejmuje kilkaset kilometrów. Na pewno musiałby pojawić się stałe patrole marynarki wojennej - mówi Robert Cheda, były oficer operacyjny Agencji Wywiadu.

Wyciek z Nord Stream to dobrze wykonany sabotaż? "Baltic Pipe też może stać się celem"
- Niestety Baltic Pipe również może stać się celem. W dodatku nie ma skutecznego sposobu obrony dla infrastruktury, która obejmuje kilkaset kilometrów - mówi Robert Cheda (PAP, PAP/Marcin Bielecki)

Przypomnijmy: najpierw, w przededniu otwarcia Baltic Pipe, doszło do wycieku z Nord Stream 2. Z kolei w dniu symbolicznego uruchomienia polskiego gazociągu poinformowano o kolejnych dwóch wyciekach - tym razem chodziło o nitki Nord Stream 1. W miejscach uszkodzeń zanotowano podwodne eksplozje. - Jeszcze za wcześnie na konkluzje, ale to jest niezwykła sytuacja. Przecieki są trzy, trudno sobie wyobrazić, aby mogło to być przypadkowe - powiedziała premier Danii Mette Frederiksen duńskiemu nadawcy publicznemu DR.

Inni komentatorzy również nie uwierzyli w przypadek. - Patrząc na ten wykres i skok cen gazu po prawdopodobnym wysadzeniu NS1/NS2 przez Rosjan, nie wyobrażam sobie, by marynarka brytyjska i europejska nie stanęły w stan pogotowia na Bałtyku i Morzu Północnym. To wygląda jak ewidentne ostrzeżenie/eskalacja ze strony Rosji - napisał Maciej Bukowski, prezes zarządu WiseEuropa na Twitterze.

Naprawa uszkodzonych gazociągów to ogromne koszty

Piotr Syryczyński, analityk rynku energetycznego i doradca w wielu infrastrukturalnych projektach również uważa, że uszkodzenie trzech nitek jednocześnie to sabotaż i to wykonany przez dobrze przygotowany merytorycznie zespół ludzi.

Według niego uszkodzenie zostało najprawdopodobniej spowodowane silnymi ładunkami wybuchowymi, które na jakimś odcinku gazociągu przerwały i płaszcz betonowy na rurze i samą rurę. - Reperacja takiego uszkodzenia będzie wymagała zorganizowania statku z barkami, takiego samego, jaki układał gazociąg. Ze względu na sztormy zimowe, rozpoczęcia prac możliwe byłoby nie wcześniej niż w maju 2023 roku - wyjaśnia.

Dodaje, że ewentualna naprawa będzie trudna i wieloetapowa, bo cała operacja może jeszcze bardziej uszkodzić gazociąg. Łączne koszty przywrócenia trzech nitek do działania całości wraz z kosztami statków, badań i testów, to jego zdaniem kwota co najmniej 250 - 280 mln dol. lub więcej.

Przekraczanie barier wpisuje się w działania Rosji

Robert Cheda, były oficer operacyjny Agencji Wywiadu, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, również nie wierzy, że to przypadek. Jego zdaniem jest to rosyjska dywersja, która wynika bezpośrednio z rosyjskiej doktryny wojskowej, jaką Rosjanie obecnie realizują.

W ostatnim czasie została ona uzupełniona o dwa kolejne elementy - pierwszy, czyli hybrydowy, a drugi to tzw. podprogowy. W praktyce to są po prostu operacje specjalne trudne do zidentyfikowania, ale będące w rzeczywistości atakiem zbrojnym. Znając tę doktrynę, sądzę, że stoją za tym Rosjanie - komentuje.

Jego zdaniem wskazują na to jeszcze inne kwestie. Zwraca uwagę na fakt, że od momentu rozpoczęcia wojny w Ukrainie Rosja łamie wszelkie konwencje, grożąc także bronią jądrową. - Z punktu widzenia psychologicznego i politycznego to, co dzieje się od wybuchu wojny w Ukrainie, to przekraczanie kolejnych czerwonych linii. Przekraczanie wszystkich barier wpisuje się także logicznie w działania związane z uszkodzeniem NS1 i NS2 - twierdzi.

Jak dodaje ekspert, Rosja ma narzędzia do przeprowadzenia takiej akcji. - Trzeba pamiętać także o tym, że Rosjanie mają łódź podwodną, która w praktyce jest konstrukcją posiadającą jednocześnie kilka małych łodzi podwodnych. Według rosyjskich doniesień może ona się zanurzać bardzo głęboko i nadaje się do typowych dywersyjnych działań. Jest dostosowana do tego, aby niszczyć specjalne czujniki NATO, zlokalizowane na Morzu Północnym, które wykrywają ewentualne ruchy rosyjskich okrętów atomowych - mówi Robert Cheda.

Putin chce zastraszyć Europę, aby ją skłonić do ustępstw

Jaki konkretnie cel w przeprowadzaniu takiej operacji miałaby Rosja? - To wszystko dzieje się w ramach pokerowej rozgrywki, aby szantażem wymusić zakończenie wojny, oczywiście na rosyjskich warunkach. Powodem jest m.in. fakt, że sytuacja militarna Rosji jest w tej chwili fatalna. Sankcje na Rosję działają w stopniu dużo większym, niż nam się wydaje. Dlatego Putinowi potrzebne jest wyjście z konfliktu z twarzą - komentuje Robert Cheda.

Jego zdaniem ewentualny sabotaż związany z uszkodzenie NS1 i NS2 jest także próbą obliczoną na wywołanie paniki w Europie przed nadchodzącym sezonem grzewczym oraz na wywarcie nacisku na Niemcy, które przed wojną w Ukrainie były jednym ze strategicznych partnerów Rosji.

Obecnie tego typu działania mają utrudnić Europie przejście do realizacji budowania tzw. zielonej gospodarki. Z punktu widzenia Rosji, zarówno ekonomicznego, jak i politycznego, uniezależnienie Europy od rosyjskich surowców stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie. Celem jest więc wywołanie zamieszania, bo z powodu braku gazu obecnie Europę czeka nieuchronna recesja, a wszystkie plany inwestycyjne na Starym Kontynencie będą musiały zostać zawieszone - tłumaczy.

Kluczowe jest objęcie Baltic Pipe ochroną NATO

Nasz rozmówca nie wyklucza eskalacji taktyki zastraszania, co nieuchronnie nasuwa pytania także o Baltic Pipe. - Niestety Baltic Pipe również może stać się celem. W dodatku nie ma skutecznego sposobu obrony dla infrastruktury, która obejmuje kilkaset kilometrów. Na pewno musiałby pojawić się stałe patrole marynarki wojennej. Dlatego w tej chwili dla nas kluczowe jest, aby wymusić na NATO objęcie ochroną Baltic Pipe - ocenia Robert Cheda.

Piotr Syryczyński z kolei uważa, że nie ma prostych metod, aby zadbać o bezpieczeństwo takiego gazociągu. - Wiele osób błędnie sądziło, że Nord Stream jest bezpieczny, bo pokryty jest pancerzem lodowym (o grubości od 50 do 100 cm). Jednak możliwe jest, że z powodu sankcji i wyłączenia uszkodzone nitki nie miały akurat tego zabezpieczenia, a ocalała jedynie ta, która np. posiadała pancerz lodowy. Każdą infrastrukturę można jednak zniszczyć, o ile wybierze się odpowiednią technikę - wyjaśnia.

Przypomina, że sieci energetyczne uszkodzono m.in. także podczas wojny na Bałkanach. Z kolei w ataku na rafinerię w Arabii Saudyjskiej również precyzyjnie dobrano sposób ataku i zrobiono uszkodzenia w czubkach każdego z kluczowych zbiorników. - Wykonano to po mistrzowsku, aby zgodnie z Koranem pokazać wrogowi, że można go zniszczyć - mówi Syryczyński.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Wściekłość generałów Putina. "Oni chcą przeżyć"

Zagrożona jest także infrastruktura komunikacyjna Europy

Istnieje duże niebezpieczeństwo, że kolejnym celem ataku mogą stać się inne elementy europejskiej infrastruktury. Jakie? - Od dwóch lat Amerykanie i Brytyjczycy wzmacniają ochronę kabli podmorskich, czyli m.in. infrastrukturę komunikacyjną, w tym dla systemu SWIFT. Wyobraźmy sobie, co stałoby się, gdyby Rosjanie w zamiast gazociągu wysadzili np. taką infrastrukturę? Jaki chaos na całym świecie i światowych rynkach finansowych mógłby powstać? - mówi Robert Cheda.

Według niego prawdopodobny sabotaż związany z NS1 i NS2 jest więc zarazem komunikatem, który można odczytać następująco: "Zobaczcie, możemy w każdej chwili uderzyć w wasze newralgiczne punkty, w waszą strategiczną infrastrukturę, co przyniesie wam ogromne straty ekonomiczne i polityczne. Rosjanie przekazują w ten sposób informację, do czego są zdolni, a także informują, że są zdeterminowani".

Jego zdaniem musimy się więc liczyć z kolejnymi tego typu "podprogowymi" atakami, które nie będą oficjalnym wypowiedzeniem wojny, ale w praktyce będą działaniami zbrojnymi.

Nasz rozmówca nie ma jednocześnie wątpliwości, że działania Rosji są także próbą wywierania wpływu na prorosyjskie lobby w Europie, które istnieje i wbrew pozorom jest silne. W tej grupie znajduje się m.in. były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, który latem złożył wizytę Rosji i rozmawiał m.in. z Dmitrijem Pieskowem, rzecznikiem prasowym Kremla.

Na ten sam fakt zwrócił uwagę na Twitterze także Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich. "Gerhard Schröder, były kanclerz Niemiec i zarazem znany lobbysta w końcu lipca w Moskwie spotkał się z Putinem. - Po kilku dniach Rosjanie (Pieskow) ogłosili, że Putin zaoferował Niemcom 27 mld m szesc. gazu z NS2 (przepustowość 1 z 2 nitek)" - napisał w swoim wpisie.

- Celem Putina może być w tej chwili wzmocnienie w Europie sił, tzw. "ugodowców", którzy dążą do porozumienia z Rosją. Brak jednoznacznej niemieckiej pomocy militarnej dla Ukrainy świadczy o tym, że ta grupa ma wciąż mocną pozycję -  dodaje Robert Cheda.

Moskwa liczy na ekologiczne protesty?

Nasz rozmówca uważa także, że kolejną grupą, która może zostać wykorzystana przez rosyjskie służby, będą ekolodzy. Rosja w tym momencie najprawdopodobniej liczy na pojawienie się protestów ruchów ekologicznych, w związku z zagrożeniem katastrofą ekologiczną po wyciekach NS1 i NS2. To wpisałoby się w nurt, którego celem jest szybkie zakończenie tej wojny, a Rosji pozwoliłoby wyjść z obecnej sytuacji z twarzą, na zasadzie status quo.

Czego więc obecnie możemy się teraz spodziewać? Niestety zdaniem Roberta Chedy zbliżamy się dziś do bardzo niebezpiecznego i zarazem krytycznego momentu.

Ekspert przypomina w tym kontekście zapisy wspomnianej już rosyjskiej doktryny wojskowej. Znajduje się w niej punkt, który mówi o tym, że jeśli konwencjonalne siły rosyjskie nie będą w stanie powstrzymać przeciwnika lub pojawi się realne zagrożenie klęski, należy wówczas zdecydować się na działania, które mogą wywołać szok u przeciwnika i zmusić go zarazem do deeskalacji konfliktu.

- Dlatego, gdybyśmy chcieli określić kolorami obecną sytuację w Europie, zakładając zarazem, że czerwony to ostatni stopień, to należałoby stwierdzić, że kolor pomarańczowy, w jakim jesteśmy, staje się coraz bardziej czerwony -  podsumowuje.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl