Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Maciej Miskiewicz
|

Wyraźnie widać, że złoty powinien kosztować...

0
Podziel się:

Prof. Dariusz Filar mówi, czy kryzys przestał już łomotać do naszych drzwi.

Wyraźnie widać, że złoty powinien kosztować...
(East News)

Money.pl: Miało być załamanie, a wygląda na to, że wciąż jest nieźle. Ważny dla naszego przemysłu * *indeks PMI * *w styczniu wystrzelił w górę. Jest na najwyższym poziomie od pół roku. Może ten kryzys, o którym mówił premier, że łomocze do naszych drzwi, właśnie od nich odchodzi?

Prof. Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej przy premierze: To by było zbyt optymistyczne spojrzenie. Ten kryzys, o którym mówił premier, był spodziewany przede wszystkim w kontekście europejskim. A wciąż mamy cały szereg krajów w Europie, które borykają się ze spadkami PKB. Dziś sytuacja jest zupełnie inna w Skandynawii, inna w Niemczech, a jeszcze inna w krajach na południu kontynentu.

Europa dużo bardziej niż kiedyś się zróżnicowała. Ten element sytuacji się nie zmienił. Jest szereg zagrożeń dla naszego wzrostu wynikających z tego, że część krajów UE w tej chwili sobie nie radzi.

Mimo tego dane GUS pokazujące dynamikę PKB w ubiegłym roku pozytywnie zaskoczyły. Może ta nasza odporność, którą wykazujemy od 2008 roku, kolejny raz okaże się skutecznym antidotum na kryzysowe zawirowania?

Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/210/190418.jpg ) ] (http://www.money.pl/archiwum/felieton/artykul/to;nie;dzieki;nim;mozemy;wyjsc;z;kryzysu,204,0,1013708.html) *To nie dzięki nim możemy wyjść z kryzysu * Ekonomiści zjechali do Davos, ale problemów nie rozwiążą - pisze Paweł Zawadzki.

Ta nasza odporność w ostatnim okresie - czyli w czwartym kwartale 2011 roku - moim zdaniem wynikała w dużej mierze z tego, że nasz eksport po raz kolejny okazał się bardzo elastyczny i pozytywnie zareagował na słabszego złotego.

Wydaje mi się, że gdy poznamy szczegółowe dane za IV kwartał, okaże się, że kontrybucja eksportu do wzrostu PKB była jeszcze większa niż w III kwartale 2011 roku. Przypomnę tu, że wcześniejsze kwartały były mniej więcej na zerze. Sprzedawaliśmy, ale z tego tytułu przyspieszenia wzrostu nie było.

A nasza własna konsumpcja - póki co dane też są bardzo dobre - też wciąż broni nas przed recesją?

Ten silnik także działa. To, że jesteśmy dużym rynkiem wewnętrznym, a Polacy nie boją się tak bardzo zagrożeń i chętnie kupują, ma pozytywny wpływ na kondycję gospodarki.

Trzecim czynnikiem są inwestycje. Oczywiste jest to, że ciągną je u nas prace publiczne realizowane przy udziale środków unijnych. Jednak ruszyło się też w firmach. Nie jest to może wzrost imponujący, ale inwestycje przedsiębiorstw także pociągnęły naszą gospodarkę.

W efekcie zamiast przepowiadanego przez niektórych ekonomistów dramatu mamy wciąż całkiem niezłą koniunkturę. Styczeń to wzrosty na GPW. WIG 20 zyskał w miesiąc blisko 10 procent. Mówi się, że giełda wyprzedza realną gospodarkę. To znaczy, że będzie dobrze, a szacunki ministra Rostowskiego - który zakłada w budżecie wzrost PKB w 2012 roku o 2,5 proc. - są zbyt ostrożne?

Trzymam się prognozy wzrostu na poziomie 2,5 proc. Sytuacja w gruncie rzeczy nie zmieniła się od momentu, w którym premier mówił o łomoczącym do drzwi kryzysie. Zagrożenie na zewnątrz wciąż istnieje. Póki co potrafimy się przed nim bronić. Ale nie widzę możliwości uniknięcia spowolnienia tempa wzrostu w stosunku do 2011 roku.

Wzrost jest procesem dynamicznym. Muszą pojawiać się nowe bodźce, które go napędzą. Płace realne w gruncie rzeczy stoją w miejscu, tylko kompensują inflację. Nie widać więc, by popyt wewnętrzny mógł nas popchnąć w górę. Sytuacja za granicą jest taka, że część krajów nie będzie dobrymi nabywcami naszych towarów. Skompensowanie tego na tych rynkach, które radzą sobie lepiej, wcale nie jest takie łatwe. Choć trzeba oczywiście próbować się przebić.

Z kolei inwestycje unijne wciąż idą, ale część projektów się kończy, a potrzeby fiskalne zmuszają ministra finansów, by trochę powstrzymać zapożyczanie się samorządów. Czynników, które by dokonały przyspieszenia tempa wzrostu, w tej chwili nie ma. Utrzymanie skromnego wzrostu na poziomie 2,5 proc. to jak na obecną sytuację i tak będzie niezły wynik.

Eksport, który się dokładał do wzrostu PKB zyskiwał na słabym złotym. Teraz nasza waluta się umacnia...

Złoty nawet po ostatnim umocnieniu jest wciąż powyżej progów opłacalności sektora eksportowego. One, w zależności od branży, są na poziomach między 3,6 a 3,8 zł za euro. Tak długo, jak jesteśmy powyżej, to eksporterzy będą sobie radzić. Choć oczywiście mocniejszy złoty będzie redukował ich wyniki finansowe. Co z kolei może wpływać na decyzje o inwestycjach, płacach, itp.

Eksporterzy powinni więc przyzwyczajać się do myśli, że zarobią mniej w tym roku? Z drugiej strony dla Polaków, którzy mają kredyty w walutach, to byłyby dobre wieści. Złoty będzie kontynuował marsz w górę?

Silnie wierzę w długookresowe średnie kursowe - takie wyciągane z okresów 10-letnich i dłuższych. Wydarzeniem fundamentalnie zmieniające sytuację Polski w ostatnich latach było wejście do Unii w 2004 roku. Wtedy - w 2004 roku, aż do początku 2005 roku - widzieliśmy wyraźne umocnienie złotego. Jeżeli zaczepimy kurs na moment przed wejściem do UE, czyli w IV kwartale 2003, i z tego zrobimy średnią do dziś, to ten kurs jest nieco poniżej 4 zł za euro.

Patrząc na to wyciągam dwa wnioski. Pierwszy to taki, że prawdziwa wartość złotego jest w tych okolicach. Ona była bardzo stabilna na tym poziomie do lata 2007 roku i to bez żadnych interwencji.

Dopiero lato 2007 roku tym zachwiało. Wahania kursu złotego od tego momentu to wynik zawirowań na globalnym rynku walutowym, a nie odzwierciedlenie naszej sytuacji.

Konkluzja jest więc taka. Jeżeli sytuacja na globalnym rynku finansowym się uspokoi - bo jeszcze się nie uspokoiła - to złoty powinien być w okolicach 4 zł za euro. W tej chwili jest odchylony od tego kursu o jakieś pięć procent. Co nie jest tragedią.

Mimo tej relatywnie dobrej koniunktury w ostatnich miesiącach bezrobocie idzie w górę. To tylko efekt czynników sezonowych, czy też to zjawisko powinno nas niepokoić mocniej?

Wzrost bezrobocia jest przede wszystkim zjawiskiem sezonowym. Ale ja na rynek pracy patrzę przez pryzmat tworzenia nowych miejsc pracy. A tu dynamika zatrudnienia nam siadła w ostatnim czasie.

To jest spójne z tym, o czym mówiłem wcześniej. Jeżeli nie ma nowych bodźców, które by przyspieszały wzrost gospodarki, to siłą rzeczy firmy nie będą zatrudniać. Sytuacja pewnie poprawi się na wiosnę. Jak zwykle sezonowo. Ale takich wzrostów zatrudnienia jak widzieliśmy w pierwszej połowie 2011 roku nie zobaczymy.

Czytaj rozmowy o kryzysie w Money.pl
Taka jest smutna prawda o Davos Doradca prezydenta mówi jak na światowym forum zmieniły się recepty na kryzys.
Wystarczy jedna wiadomość i złoty... Prof. Witold Orłowski tłumaczy skąd bierze się umocnienie naszej waluty.
Winiecki: Ze złotym nie będzie spokojnie Ekonomista mówi, od czego będzie zależał wzrost polskiej gospodarki.
kryzys
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)