Choć o możliwym wybuchu wojny w Ukrainie mówiło się od dawna, atak Rosji tydzień temu wywołał duże zamieszanie w Polsce. Ludzie ustawiali się w kolejkach do stacji paliw i banków. Oblężenie przeżywały też kantory.
– Jak tylko usłyszałem o rakietach spadających na Ukrainę, od razu przypomniały mi się czasy stanu wojennego w Polsce i okres, gdy polska waluta była praktycznie bezwartościowa. Udało mi się wyciągnąć z banku połowę oszczędności i kupiłem za nie kilka tysięcy dolarów i kilkaset euro – relacjonuje nasz czytelnik pan Hubert, który ma 61 lat i dobrze pamięta, co działo się w polskiej gospodarce w XX wieku.
Dolar najdroższy od ponad 20 lat. Eksperci: strach jest najgorszym doradcą
Kantory i platformy wymiany walut przyznają, że w ostatnich dniach widać wzmożoną aktywność klientów.
– Nasi użytkownicy wymieniają teraz złotego głównie na dolara, ale też na euro. Zainteresowanie amerykańską walutą wzrosło w ostatnim czasie prawie trzykrotnie, a europejską blisko dwukrotnie – wskazuje w rozmowie z money.pl Piotr Kiciński, wiceprezes Cinkciarz.pl.
Okazuje się, że nie tylko wielu zwykłych obywateli w ostatnich dniach kupowało euro i dolary. Podobnie zachowywali się spekulanci z rynków finansowych, co faktycznie doprowadziło do istotnego osłabienia złotego.
Jeszcze 23 lutego kurs euro był na poziomie 4,52 zł, a dokładnie tydzień później sięgał nawet 4,83 zł. W XXI wieku równie wysokie notowania euro zdarzyły się tylko dwa razy (na początku 2004 i 2009 r.).
Także wartość dolara w ciągu tygodnia wzrosła z niecałych 4 zł do 4,35 zł. W przypadku amerykańskiej waluty mamy do czynienia z poziomami niewidzianymi od ponad 20 lat.
Choć polska waluta traci na wartości, wszyscy eksperci pytani przez money.pl zgodnie twierdzą, że należy zachować spokój, a strach jest najgorszym doradcą. Przyznają, że wojna w Ukrainie uderzyła w złotego, ale jest to tylko przejściowa sytuacja. Podkreślają, że Narodowy Bank Polski czuwa, a zgromadzone przez lata potężne rezerwy walutowe zapewniają bezpieczeństwo.
Słaby złoty. Lekcja z historii
Większość ludzi myśli o wymianie złotego na dolary, bo dobrze pamiętają jeszcze dawne czasy, gdy nasza waluta nie liczyła się na arenie międzynarodowej. Była w pewnym momencie tak słaba, że wynagrodzenia były liczone w milionach.
Przez bardzo podobne kryzysy walutowe przechodziła kilkukrotnie np. Argentyna, w której nawet teraz na zakupy trzeba brać grube pliki banknotów, a każdy, kto może od razu wymienia rodzime peso właśnie na amerykańską walutę.
– Obawy ludzi są zasadne. Kurs euro przekroczył maksimum z końcówki marca 2004 r. Warto jednak przypomnieć, że rok później euro spadło do 4,09 zł. Po fali osłabienia złotego i tym razem przyjdzie odbicie – uspokaja dr Bogusław Bławat z katedry bankowości, ubezpieczeń i ryzyka Akademii Leona Koźmińskiego (ALK).
W rozmowie z money.pl kilkukrotnie odniósł się do przykładów z historii, gdzie okazywało się, że po silnym osłabieniu złotego, następowało jego umocnienie. Zbija też argument nawiązujący do sytuacji w stanie wojennym.
– Na koniec grudnia 1980 r. poziom rezerw walutowych w NBP był na poziomie 127 mln dol., a teraz to prawie 145 mld dol. Od lat Polska wzmacnia rezerwy i to zapewnia nam bezpieczeństwo. Od tej strony jestem bardzo spokojny – podkreśla Bogusław Bławat.
Dodaje, że NBP z tych rezerw właśnie teraz aktywnie korzysta. We wtorek i środę przedstawiciele banku centralnego informowali o interwencji na rynku w celu obrony złotego. Bogusław Bławat jest przekonany, że bank centralny będzie aktywny także w kolejnych dniach.
Ekspert ALK zauważa też pewną rolę polskiego rządu, który mógłby przyczynić się do umocnienia złotego. Gdyby ustąpił Unii Europejskiej i odblokował środki z Funduszu Odbudowy, wtedy Polska dostałaby ogromny zastrzyk finansowy, a miliardy euro wymienione na złote wsparłyby umocnienie naszej waluty.
Pierwsza panika będzie ustępować
– Rynkami finansowymi targają duże emocje. Jest dużo niepewności, ale nie przykładałbym większej wagi do krótkoterminowych wahań na złotym. Jest na rynku wielu spekulantów, ale mamy NBP, który będzie interweniował w razie potrzeby – komentuje sytuację główny ekonomista Banku Pekao Ernest Pytlarczyk.
Nie bierze nawet pod uwagę scenariusza, w którym mogłaby zostać naruszona granica Polski, a tylko wtedy mogłoby to mieć poważne konsekwencje dla polskiej waluty. Przyznaje, że w ostatnim czasie dostawał wiele pytań od znajomych, czy warto wymieniać złotówki na dolary. Odpowiada wszystkim, że nie ma to większego sensu.
– Już nie widać kolejek na stacjach paliw. Jeśli chodzi o wybieranie gotówki, wszystko wróciło do normy – wskazuje ekonomista Pekao. Ocenia, że gdy sytuacja za wschodnią granicą i na rynkach finansowych się uspokoi, kurs euro może wrócić w okolice 4,40 zł.
Podobny scenariusz kreśli Bartosz Sawicki. Analityk walutowy Cinkciarz.pl w rozmowie z money.pl prognozuje, że w tym roku jeszcze uda się wrócić do 4,50 zł i niższego poziomu euro. Z kolei kurs dolara znowu może mieć trójkę z przodu. Zastrzega, że nie wydarzy się to szybko, ale prognozy dla złotego są wciąż względnie optymistyczne w kontekście całego roku.
– Zanim będzie lepiej, może być jeszcze gorzej. Niekoniecznie mamy za sobą szczyt notowań – dodaje. Wierzy jednak, że 5 zł za euro nie osiągniemy. To zdecydowanie czarny scenariusz. Podobnie jak inni ekonomiści liczy w tym zakresie na skuteczność interwencji walutowych NBP.
Dolar jest pewny, ale można stracić
Choć Sawicki nie widzi w złotym drugiego rubla i wierzy, że z czasem notowania walut wrócą do normy, nie neguje pomysłu trzymania twardej waluty, jaką jest np. dolar.
– Dywersyfikacja i trzymanie pieniędzy w walutach obcych to nie jest zły pomysł, jeśli ma to zwiększyć w nas poczucie bezpieczeństwa. Przesadą byłoby przewalutowanie wszystkich oszczędności, ale zawsze dolary czy euro mogą się przydać, także przy różnych płatnościach – uważa.
– Nie traktowałbym waluty euro czy dolara jako sposobu na ucieczkę przed inflacją oraz kryzysem. Choć jednocześnie nie przeczę, że część pieniędzy można trzymać w walutach obcych. Warto zawsze mieć też pewien poziom gotówki – przyznaje również dr Bogusław Bławat.
Fakt, że dolar jest pewną walutą i swego rodzaju "bezpieczną przystanią", nie oznacza, iż nie stracimy na takiej wymianie.
– Obecnie kursy są ekstremalnie wysokie i oderwane od fundamentów. Gdy rynkowe niepokoje będą wygasać, notowania euro i dolara w złotym same z siebie spadną siłą grawitacji – prognozuje Bartosz Sawicki.
Obecnie na rynku forex 1000 dol. można kupić za około 4300 zł. Gdybyśmy w przyszłości wymienili je z powrotem po kursie sprzed dwóch tygodni (niecałe 4 zł), mielibyśmy 300 zł mniej.
Polska powinna przyjąć euro?
Przy okazji wojny w Ukrainie i obaw o kondycję złotego wrócić może zapomniany temat przyjęcia euro przez Polskę. Badania z 2021 r. pokazywały, że większość Polaków wolała zostać przy złotym. Teraz niektórzy mogliby zmienić zdanie.
– Jeszcze kilka lat temu byłem przeciwnikiem przyjęcia waluty euro – przyznaje dr Bławat. Przypomina, że wtedy Europa miała wiele własnych problemów. Mówiło się też o zagrożeniu rozpadem strefy euro.
– Teraz dołączenie do krajów posługujących się wspólną walutą rozwiązałoby wiele naszych problemów. Nie zastanawialibyśmy się, czy nasze oszczędności w wyniku wojny w Ukrainie mogą stracić na wartości. Jest to dobry moment, żeby wrócić do tematu euro. Myślę, że więcej osób w obecnej sytuacji mogłoby przychylniej patrzeć na tę opcję – uważa ekspert ALK.