Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Tomasz Sąsiada
Tomasz Sąsiada
|

Politycy znikną z ulic. W końcu ulżą i nam, i sobie

0
Podziel się:

O słusznej decyzji kandydatów do Europarlamentu pisze Tomasz Sąsiada.

Politycy znikną z ulic. W końcu ulżą i nam, i sobie

Dobra wiadomość z frontu bitwy o Europarlament. Dolnośląscy i opolscy kandydaci PO zapowiedzieli, że nie będą atakowali wyborców plakatami i ulotkami. Druk ma zostać ograniczony do minimum, zamiast tego nacisk pójdzie na spotkania z mieszkańcami. Idea słuszna, ale dlaczego zawężona tylko do jednego regionu i jednej partii? Bo dowodów na to, że inni politycy też powinni pójść tą drogą, jest mnóstwo. Ulżyliby i sobie, i nam, a przy okazji okazali nieco litości środowisku.

Weźmy takiego Krzysztofa Makowskiego z Twojego Ruchu. Na zdjęciu wyborczym wygląda na znacznie szczuplejszego od siebie w realu. To nie problem - zapowiada kandydat - bo taką sylwetkę będzie miał w dniu głosowania. Makowski odchudzał się już kiedyś do wyborów, kiedy walczył o miejsce w Senacie stracił aż 13 kilogramów! Serce się kraja na myśl o wyrzeczeniach, na jakie musiał wtedy pójść, by nie być posądzany, że utuczył się u władzy. A teraz miałby tę katorgę powtarzać?

Więcej informacji o wyborach do Europarlamentu znajdziesz tutaj

Oczywiście Makowskiego trzeba chwalić, że chce zadbać o linię, niezależnie od motywów, jakimi się kieruje. Na zmiany w końcu nigdy nie jest za późno. Tak jak i na naukę naszego ojczystego języka. O tym, że do łatwych on nie należy, przekonała się boleśnie Solidarna Polska. I to w osobie samego Zbigniewa Ziobry. Ktoś z partii wrzucił na Twittera plakat wyborczy prezesa z ortografem, zachęcający do opowiedzenia się _ za solidarną Europom _. Ziobro przed publikacją pewnie nawet tego nie widział, jakiś czas później grafika zniknęła zresztą z serwisu, ale niesmak pozostał.

Oczywiście gdyby prezes w ogóle nie miał plakatów, do takiego kiksu by nie doszło. W 2011 roku był taki przypadek. To znaczy kandydujący nie miał plakatów w okręgu, z którego startował, za to wisiało ich całkiem sporo na drugim końcu Polski. Chodzi o należącego do PiS Zbigniewa Girzyńskiego, kandydującego z Torunia. Pracownicy firmy rozwożącej partyjne plakaty i ulotki nie mogli połapać się w zawiłościach kadrowych PiS. Bo oprócz Girzyńskiego z Torunia, w wyborach startował jeszcze Szymon Giżyński z Częstochowy. I tak jakoś wyszło, że materiały obu kandydatów pojechały pod Jasną Górę.

Gdyby tak w ogóle zrezygnować z druku, problemu by nie było. Nie mówiąc już o tym, ile drzew uszłoby dzięki temu z życiem i jak bardzo skorzystałyby nasze miasta. Już teraz są oszpecone reklamami do tego stopnia, że ustawą o ochronie krajobrazu zajął się sam prezydent. A dołożenie milionów plakatów wyborczych na pewno nie sprawi, że wypięknieją. Tym bardziej, że - nie oszukujmy się - politycy na wyjętych z żurnala raczej nie wyglądają i wpatrywanie się w ich szczere, oddane oblicza do najprzyjemniejszych nie należy.

Aż ciężko sobie wyobrazić sytuację, w której na liście wyborczej do europarlamentu skreślamy nazwisko kandydata, którego nie kojarzymy z twarzy, ale z konkretnymi dokonaniami. Ale być może miałoby to jakiś sens.

Autor felietonu jest dziennikarzem Money.pl

Czytaj więcej w Money.pl

dziś w money
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)