Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Agata Kalińska
Agata Kalińska
|

Unijne dotacje dla Polski: 5 mld zł pod znakiem zapytania

0
Podziel się:

Unijne pieniądze wydawane były za wolno, za wolno też wprowadzano unijne dyrektywy do naszego prawa. Brak spełnienia warunków wstępnych może spowodować, że Komisja Europejska może wstrzymać fundusze dla Polski - mówi money.pl wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński.

Unijne dotacje dla Polski: 5 mld zł pod znakiem zapytania
(Leszek Szymański/PAP)

- Unijne pieniądze wydawane były za wolno, za wolno też wprowadzano w Polsce unijne dyrektywy- mówi money.pl wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński, odpowiedzialny w rządzie za pieniądze unijne. Konsekwencje? Jego zdaniem [Komisja Europejska](https://wiadomosci.wp.pl/komisja-europejska-ke-6032696584520833c) może wstrzymać wypłatę funduszy dla Polski. Z ponad 80 mld euro, które nasz kraj ma do dyspozycji, przez ostatnie dwa lata wykorzystaliśmy 3 mld. Tyle że złotych, nie euro.

Agata Kalińska, money.pl: Mamy przyznane 82,5 mld euro, a wykorzystaliśmy ledwie ok. 1 proc. tej kwoty. Dlaczego korzystanie z unijnych funduszy idzie tak opornie?

Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju: Fakt, przeciętnie powinniśmy wydawać 1 proc., ale miesięcznie, a nie przez dwa lata. W podpisanych umowach mamy rozdzielone 6 proc. pieniędzy. W tej chwili powinniśmy kontraktować 2-3 proc. miesięcznie. To opóźnienie jest bardzo duże. Pierwszy konkurs z tej perspektywy ogłoszony został w końcu grudnia 2014 r., a kolejne - wiosną 2015 r. Jednak tak naprawdę to dopiero teraz ruszamy z dużą falą konkursów. Zostało ich ogłoszonych ponad 800 z budżetem opiewającym na ponad 70 mld zł.

W czym tkwi problem?

Jest kilka powodów, w tym obiektywne, ze strony Komisji Europejskiej. Kilkumiesięczne opóźnienie mieliśmy po stronie przygotowania rozporządzeń. Formalne negocjacje programów z Brukselą zakończyły się dopiero w lutym 2015 r. – czyli rok po tym, jak wystartowała perspektywa. Do tego doszła mała sprawność naszych polskich instytucji. W rezultacie w zeszłym roku w nowych funduszach unijnych rzeczywiście działo się niewiele.

Komisja Europejska nie jest z takiego obrotu spraw zadowolona.

Komisja postawiła bardzo konkretne i zdecydowane warunki, które muszą spełnić państwa członkowskie korzystające z polityki spójności, również Polska. I są one o wiele bardziej restrykcyjne niż te, z którymi mieliśmy do czynienia przed startem perspektywy 2004-2006 i 2007-2013.

Czego domaga się Bruksela?

Chodzi głównie o kwestie legislacyjne. Przykładowo Komisja Europejska wymaga implementacji do naszego prawa określonych dyrektyw. Są regularne spotkania, na których przekazujemy relację z zaawansowania prac. Komisja ma też tabelę, w której odznacza po kolei wypełnione przez nas zadania.

I co wynika z tej tabeli?

Że jest jeszcze kilka warunków, których nie spełniamy. Zarówno na poziomie krajowym, jak i regionalnym. Dopóki tej sprawy nie załatwimy, to nie ruszymy z niektórymi inwestycjami. A obecnie części warunków wciąż nie spełniamy.

Na przykład?

Na przykład to, że nie wdrożyliśmy unijnej dyrektywy wodnej, hamuje nam wszystkie działania związane z inwestycjami w wodociągi, kanalizację, oczyszczalnie ścieków, ochronę przeciwpowodziową, żeglugę śródlądową. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z wodą.

Do kiedy mamy czas, by spełnić wymagania Brukseli? Wdrożenie dyrektywy wodnej jest w polskich warunkach bardzo trudne, było już kilka podejść do tego tematu.

Do końca tego roku. Jeżeli tego nie zrobimy, to w najgorszym wypadku Komisja może nam wstrzymać fundusze w tych częściach programów, tzw. osiach priorytetowych, które są powiązane ze spełnieniem danego warunku.

To jest dopiero katowski topór.

Ano właśnie. Uważam, że do tej pory działania prowadzone były zbyt wolno. Teraz w rządzie zajmujemy się głównie przekładaniem unijnych dyrektyw na język naszej krajowej legislacji. Te opóźnienia są bardzo duże, wleczemy się w europejskim ogonie. To taki niemiły spadek, który odziedziczyliśmy. I opóźnienia we wdrażaniu nowej perspektywy też z tego względu po części wynikają.

Skoro mowa o poprzednikach. Jaka część unijnych pieniędzy na lata 2007-2013, które zostały po rządach Platformy Obywatelskiej, jest zagrożona? Ile Polska może stracić?

W połowie listopada zagrożone było 9 mld euro. Teraz do rozliczenia pozostało niecałe 5 mld złotych i robimy wszystko, by zakończyć poprzednią perspektywę bez straty.

Dlaczego tak dużo?

Też tego nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego nam zostawiono na koniec perspektywy tak duże zagrożone pieniądze do rozliczenia. Do końca 2015 r. powinniśmy mieć już wszystkie pieniądze wydane i faktury przekazane przez beneficjentów. Powinniśmy spokojnie zamykać stare programy i rozliczać je z Komisją, a intensywnie skupić się na nowej perspektywie.

Polska miała czas, żeby zakończyć i rozliczyć wszystkie inwestycje do końca zeszłego roku. Jakie jest więc pole manewru, żeby teraz - po upływie ponad czterech miesięcy od tego granicznego terminu - cokolwiek ratować?

Byliśmy zobowiązani, by do końca trwania perspektywy wystawić wszystkie faktury i zapłacić za nie. I to jest sprawa nieodwołalna. To, czego nie wydaliśmy w zeszłym roku, w żaden sposób nie zostanie nam zakwalifikowane do wykorzystania funduszy unijnych.

Jest jednak parę instrumentów, które wykorzystujemy. Jednym z nich jest nadkontraktacja, która pozwala, by inwestycja zrealizowana w zeszłym roku, albo nawet wcześniej, dostała dofinansowanie unijne. Dokonujemy jej jeszcze w tej chwili, ale do tego musimy mieć projekty, które zostały zamknięte, zapłacone i rozliczone.

To tak wolno?

Dostaliśmy oficjalną zgodę Komisji Europejskiej i przekazaliśmy informację o niej innym państwom, z którymi jeszcze w listopadzie ubiegłego roku podjęliśmy wspólne działania na rzecz pełnego wykorzystania funduszy 2007-2013. Proszę mi wierzyć: i dla nas, i innych krajów jest to bardzo ważne. Do tej pory nie wiedzieliśmy, czy projekt, który zrealizowaliśmy w zeszłym roku, możemy objąć dofinansowaniem poprzez podpisanie umowy w tym roku. Niektóre kraje to robiły, ale poniekąd na własną rękę. Teraz mamy zgodę na zawieranie umów o dofinansowanie zrealizowanych już projektów, także w 2016 r.

Czyli może się okazać, że przykładowo jakiś samorząd kupił komputery w 2010 r, a teraz dostanie do nich dofinansowanie?

Tak, to dotyczy inwestycji realizowanych od 1 stycznia 2007 r. do końca grudnia 2015 r. Wprowadzamy taki projekt w system, po czym umawiamy się z samorządem, że mu zwrócimy pieniądze, jeśli Komisja nam je rozliczy i oczywiście będą wolne środki, np. z oszczędności czy wynikające ze zmian kursu złotego do euro. Do tej pory otrzymaliśmy około 95 proc. wszystkich funduszy, a resztę Komisja nam wypłaci po marcu przyszłego roku, kiedy mija termin złożenia dokumentów zamknięcia programów na lata 2007-2013.

Inny przypadek to zwrotne instrumenty finansowe. Umowy były podpisane najpóźniej w zeszłym roku, ale beneficjenci korzystają z tych pieniędzy nadal. Chodzi tu na przykład o gwarancje udzielane przez Bank Gospodarstwa Krajowego czy pożyczki na przedsięwzięcia innowacyjne udzielane przez PARP.

A kolejarze, którzy nie byli w stanie wyrobić się z inwestycjami w siedem lat, przełożyli część na kolejne...

To tak zwane fazowanie. Rzeczywiście, dotyczy ono głównie inwestycji kolejowych, ale nie tylko. Podobnie jest przy projektach informatycznych. Fazowanie polega na tym, że wydzielona część projektu, której nie byliśmy w stanie wykonać do końca zeszłego roku, zostaje przeniesiona na nową perspektywę 2014-2020 - o ile na takie cele są pieniądze, a w przypadku kolei je mamy. Komisja Europejska wyznaczyła termin, że do marca 2017 r. to, co zostało z pieniędzy unijnych sfinansowane, ma być zakończone i ma działać. Gdyby było inaczej, to Komisja nie tylko nie zaakceptuje nam faktur, ale odejmie także te środki, które zostały wydane na dany projekt wcześniej.

Kolejarze dostali więcej czasu niż wszyscy inni.

Kolejarze nam obiecali, że zakończą rozliczać inwestycje ze starej perspektywy do czerwca tego roku. Choć wcześniej obiecywali, że się wyrobią do końca zeszłego roku. Ale warto pamiętać o tym ryzyku, że jeśli Komisja nam nie zaakceptuje tych faktur, to trzeba będzie też zwracać za poprzednie. To są bardzo duże pieniądze.

W spółkach kolejowych kończą się porządki. Jest nowy zarząd w PKP PLK. Z naszej perspektywy najważniejsze jest, żeby ta nowa struktura była sprawna w realizowaniu inwestycji. Zarówno starych, jak i nowych. I tutaj mamy kolejny problem, bo koszyk z projektami na nową perspektywę 2014-2020 jest pusty. A jak wiadomo, potrzeby są bardzo duże. Przed spółkami kolejowymi stoi zatem ogromne wyzwanie, ale i szansa, by polską kolej skierować wreszcie na właściwe tory.

A kiedy ruszą negocjacje dotyczące unijnych pieniędzy na kolejne lata po 2020 r.?

Właściwie to już o tym rozmawiamy. Ale na razie jesteśmy w bardzo wstępnej fazie. Współpracujemy z innymi państwami, które tak jak my korzystają z polityki spójności, by razem przekonywać do jej utrzymania w kolejnych latach. Takie spotkanie zorganizowaliśmy w Krakowie. Ale musimy mieć świadomość, że ta perspektywa to prawdopodobnie ostatnie duże pieniądze z Unii dla Polski. Później będzie ich znacznie mniej, bo polskie regiony się bogacą. Mazowsze już wyskoczyło z grona regionów kwalifikujących się do objęcia najwyższym wsparciem. Zaraz jego śladem pójdą kolejne. Dlatego chcemy, żeby te pieniądze, które teraz mamy do wykorzystania, jak najszybciej zaczęły pracować dla naszej gospodarki, ale również, żeby miały silniejszy prorozwojowy charakter.

Na przykład w programie Polska Cyfrowa przygotowujemy projekt polegający na podłączeniu wszystkich szkół w Polsce do internetu. Potrzeby związane z rozwojem dostępu do szybkiego internetu są w naszym kraju nadal duże, a środki na ten cel, mimo unijnego wsparcia, ograniczone. Nie chcemy rozpraszać tych funduszy i myślimy o tym, jak zwiększyć ich efekt, kierując je na wybrane ważne projekty. Właśnie takie jak internet w każdej szkole. Takie samo podejście stosujemy także w realizacji innych programów.

fundusze unijne
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)