Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Czy Konstytucja wymusi podniesienie stóp procentowych?

0
Podziel się:

Obserwując ostatnio losy planu Hausnera oraz zachowanie złotego, zastanawiam się czy aby nie będziemy mieli ataku spekulacyjnego na naszą walutę. Wówczas jedyną obroną może okazać się, tak jak na Węgrzech, znaczące podnoszenie stóp procentowych, co skutecznie zatrzyma nasz wzrost gospodarczy i jeszcze bardziej utrudni przeprowadzenie reformy wydatków publicznych.

Czy Konstytucja wymusi podniesienie stóp procentowych?

Zadaje to pytanie celowo na samym początku. Z pozoru może się wydawać, że jest to niemożliwe. Gdzieś w dalekiej Azji, Brazylii, Argentynie, czy też niestabilnej Rosji, to owszem. Państwa te charakteryzują: znaczący dług zagraniczny, sztywne kursy walutowe powiązane z dolarem, czy też wysokie stopy procentowe zestawione ze znaczącą nierównowagą zewnętrzną i stosunkowo niewielkimi rezerwami walutowymi. A my przecież cieszymy się rosnącym jak drożdże w cieście eksportem, ustabilizowanym importem, deficytem obrotów bieżących poniżej 2 proc. PKB, a także rezerwami walutowymi sięgającymi ponad 30 mld dolarów.

A jednak spróbuję Was, drodzy Czytelnicy sprowokować do rozważań. Na początek pytanie – kiedy następują ataki spekulantów? Wówczas, gdy rząd lub też bank centralny danego kraju zmuszony jest bronić pewnych sztywnych barier wskaźników ekonomicznych. Ich przekroczenie jest dla rządzących niewyobrażalną katastrofą do tego stopnia, iż wolą ponieść ryzyko spekulacyjnego ataku walutowego. Inaczej mówiąc, spekulanci pojawiają się tam, gdzie wyraźnie czuć okazję, gdzie ofiara ma mało dróg wyjścia z pułapki, gdzie za nią jest już tylko ściana… bądź, jak kto woli, przepaść!

Taką ścianą dla naszego rządu i kraju jest obecnie konstytucyjnie ustanowiona granica 50% proc., 55 proc. i 60 proc. PKB dla długu publicznego. Kiedy je ustanawiano, myślano o nich jako o czysto teoretycznej hipotezie naukowej, która nigdy nie będzie mogła zrealizować się w rzeczywistości. Ówcześni autorzy wyobrażali sobie, iż zapis samozabezpieczający przed spiralą długu publicznego, będzie piękną i mądrą ozdobą Konstytucji, świadczącą o jakości i wspaniałości jej autorów, o ich mądrości i dojrzałości ekonomicznej.

Dzisiaj te konstytucyjne granice długu przekraczamy jedna po drugiej, niczym rączy koń w zawodach hippicznych. Rząd wie, iż taka prędkość oznacza całkowitą katastrofę dla kraju. I to wcale nie dlatego, że nie będziemy mogli unieść obsługi zadłużenia tak wielkiego długu. Moim zdaniem jesteśmy w stanie unieść nawet koszty obsługi długu o rozmiarze 80 proc. PKB. Problem w tym, że nasza Konstytucja, po przekroczeniu progu 60 proc., nakłada na nas tak drastyczne obowiązki dyscypliny fiskalnej. Przy nich państwo społecznej gospodarki rynkowej i socjaldemokratycznej ludzkiej twarzy nie może w praktyce istnieć. A stosowanie w tym przypadku Konstytucji prowadzi do paraliżu fiskalnego.

Nie chodzi mi o to, że zapisy w Konstytucji są pokrętnymi bzdurami. Trzeba tylko czym prędzej zmienić Ustawę zasadniczą. Jej twórcy mieli szlachetne intencje, podobnie, jak ministerstwo rolnictwa też ma szlachetne intencje, gdy interweniuje na rynku żywca wieprzowego czy zboża. Nie przemyśleli po prostu wszystkich aspektów tak rygorystycznych i sztywnych norm dla rządu, który stanie w obliczu tych barier. Każda bowiem interwencja, czy nierynkowa bariera sztucznie narzucona przez ustrój, ma oprócz doraźnych korzyści, także i skutki uboczne.
A tymczasem, naszą Konstytucję czytają także zagraniczni inwestorzy spekulacyjni. Oni wiedzą, że polski rząd stojący przed ścianą zadłużenia zrobi wszystko, aby powstrzymać poziom 60 proc. PKB. A dług rośnie na trzy zasadnicze sposoby:
- z jednej strony powiększają go coraz większe deficyty budżetowe – im większe wydatki względem dochodów budżetowych, tym szybciej zbliżamy się do 60 proc.;
- z drugiej strony, im szybszy wzrost gospodarczy, tym relacja długu względem PKB jest korzystniejsza;
- jest jednak nieoczekiwanie i trzecia strona medalu, ta nas interesuje najbardziej, dług rośnie wówczas, gdy osłabia się krajowa waluta, bo jego znacząca część jest nominowana w walutach obcych.

Spekulanci wiedzą, że plan oszczędności Hausnera idzie jak po grudzie. Już niewiele z niego zostało, a PO stawia takie warunki, iż nawet elastyczny Leszek Miller nie jest w stanie udawać takiej rozciągliwości przed swoim elektoratem. A złoty słabnie, trochę w wyniku słabszych nerwów uczestników rynku, a być może trochę w wyniku początku spekulacji. Sprzyja tej spekulacji szalony popyt ze strony budżetu na pieniądz kredytowy, zawsze bowiem początek roku budżetowego oznacza wielki niedobór w kasie, który trzeba pokryć pożyczkami.

Każdy nowy rekord kursu euro i dolara, to dla rządu kolejny przysłowiowy gwóźdź do trumny w kwestii progów 55 proc. i 60 proc. długu publicznego. Rząd stara się, póki co werbalnie, bronić kursu, ale mu średnio to wychodzi. Kurs stał się wrażliwy na przepychanki PO - koalicja rządowa. Jednak, gdy Rada Polityki Pieniężnej zmieni się na bardziej spolegliwą (a stanie się tak do końca lutego), ze strony rządu może pojawić się prośba o interwencję na rynku walutowym. Po co? Aby obronić dług przed przekroczeniem złowieszczych progów. A na to właśnie czekają spekulanci walutowi. Taki kąsek, jakim jest mały kraj broniący poziomu kursu własnej waluty przed dalszym osłabianiem, nie może zostać pozostawiony samemu sobie.

Obserwując ostatnio losy planu Hausnera oraz zachowanie złotego, zastanawiam się czy aby nie będziemy mieli ataku spekulacyjnego na naszą walutę. Wówczas jedyną obroną może okazać się, tak jak na Węgrzech, znaczące podnoszenie stóp procentowych, co skutecznie zatrzyma nasz wzrost gospodarczy i jeszcze bardziej utrudni przeprowadzenie reformy wydatków publicznych.

gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)