Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Czy kraje demokratyczne powinny handlować z dyktaturami?

0
Podziel się:

Najnowszy kryzys kubański odświeża pytanie, za jaką cenę warto handlować z dyktaturą, która każdego dnia gwałci podstawowe normy obowiązujące w społeczeństwach otwartych.

Czy kraje demokratyczne powinny handlować z dyktaturami?

Najnowszy kryzys kubański odświeża pytanie, za jaką cenę warto handlować z dyktaturą, która każdego dnia gwałci podstawowe normy obowiązujące w społeczeństwach otwartych.

Jeszcze kilka lat temu Hiszpania, Włochy, Francja i Kanada były w czołówce inwestorów czerpiących zyski z handlu z komunistyczną dyktaturą na Kubie.

Hiszpanie celowali w inwestycjach w przemysł hotelowy. Z ich słynną siecią Melia rywalizowały hotele francuskiego koncernu Accor. Francuzi weszli też w sektor telekomunikacyjny. Podobnie uczynili Kanadyjczycy, którzy ulokowali swoje kapitały również w przemyśle wydobywczym. Od kilku lat wiadomo jednak, że reżim braci Castro wykorzystał naiwność zachodniego kapitału, by pozyskać środki finansowe potrzebne do przedłużenia swojego istnienia. Odkąd po masowych aresztowaniach i pokazowych procesach opozycjonistów w 2003 r. Unia Europejska i inne kraje zachodnie uświadomiły sobie, że inwestowanie na Kubie oznacza legitymizację jednej z ostatnich enklaw stalinizmu, dyktatura zwróciła się do takich inwestorów jak Wenezuela i Chiny, którzy nie żądają od Hawany respektowania praw człowieka i obywatela.

Teraz, gdy śmiertelna być może choroba Fidela Castro stawia pod znakiem zapytania dalsze losy komunizmu na karaibskiej wyspie, Zachód powinien wstrzymać wdrożenie nowych projektów inwestycyjnych ograniczając się do podtrzymywania swej bieżącej aktywności ekonomicznej. Z frontu bojkotu tyranii Fidela niech wyłamie się - skoro już musi - jedynie Hiszpania, której pragnienie bycia inwestorem numer jeden na Kubie nie jest jedynie wymysłem ekipy premiera Jose Luisa Rodrigueza Zapatero.

Hiszpańska determinacja odnośnie obecności na Kubie jest uwarunkowana historycznie (lobby potomków kolonizatorów rządzących wyspą do 1899 r.) na podobnej zasadzie jak nasza potrzeba utrzymywania przynajmniej poprawnych stosunków z Białorusią, która jest ojczyzną i wiezieniem dla setek tysięcy żyjących tam Polaków. Poza wymienionymi dwoma przypadkami nikt inny nie musi współpracować z Aleksandrem Łukaszenką i Fidelem Castro. To kwestia wyboru i smaku, nie tylko rachunku ekonomicznego.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)