Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dzik: Polska jako republika pół-bananowa

0
Podziel się:

Podobno im kraj jest biedniejszy, tym lepszymi samochodami poruszają się jego dyplomaci. Śledząc ostatnie perypetie prezydenckiego TU 154 widzimy, że nie można reguły dyplomatycznych limuzyn ekstrapolować na rządowe samoloty.

Dzik: Polska jako republika pół-bananowa

To, że dyplomaci biednych krajów żyją bardzo dobrze, a przedstawiciele bogatych państw wykazują pewną skromność, jest dość naturalną konsekwencją różnic ustrojowych. Różnic między republikami prawdziwymi i bananowymi.

W rozwiniętej demokracji władza liczy się z egalitarnymi nastrojami wyborców i jest powściągliwa w wydawaniu pieniędzy na swoje gadżety. W demokracjach słabych bądź fasadowych, skażonych oligarchią i nieformalnymi układami, władza ignoruje opinię zwykłych ludzi, a kontrast między ubogim społeczeństwem a rządzącą kastą jest bardzo duży. Reguła ta nie dotyczy tylko egzotycznych państewek w Ameryce Łacińskiej, sprawdza się również w Rosji czy, trochę słabiej, w należącej już do UE Bułgarii.

W republice prawdziwej władza sprawnie kupi nowe samoloty, bo procedury są proste, a potrzeba zakupu zrozumiała dla wyborców. W republice bananowej władza sprawnie kupi nowe samoloty, gdy tylko będzie miała taki kaprys.

Z podziału na republiki prawdziwe i bananowe wyłamuje się Polska, wchodząc chyba do nowej kategorii republik pół-bananowych.

Z różnych stron słyszymy o słabość demokracji, o nieformalnych sieciach i układach, które rządzą naszym krajem, o bezkarności polityków. Po prostu idealne warunki dla władzy by czerpać korzyści z nieformalnych powiązań i pławić się w luksusach - choćby kupić w ustawionym przetargu samolot wysadzany kryształkami Swarovskiego i bezczelnie twierdzić, że innej możliwości nie było.

Tymczasem od kilku lat nie udaje się wymienić rządowej floty powietrznej, przez co na zagranicznych lotniskach postrzegani jesteśmy jako lubiący dreszczyk emocji miłośnicy podniebnych oldtimerów. Perypetie z TU 154 świetnie pokazują jakie są podstawowe problemy polskiej demokracji. Nie chodzi o nieformalne układy, pazerność władzy czy korupcję, ale, ugruntowane w prawie i obyczaju, braki decyzyjności i konsekwencji.

ZOBACZ TAKŻE:

Wbrew obiegowym opiniom, pierwszym i podstawowym problemem naszej demokracji nie są urzędnicy, którzy chcą się nieuczciwe dorobić, wykorzystując swoją pozycję. Jest nim dużo liczniejsza rzesza urzędników, która przyjmuje strategię: trwać na ciepłej posadzie i nie podejmować żadnych decyzji, bo można się komuś narazić. To niegłupia strategia w sytuacji, gdy za dobrą decyzję, np. rozstrzygnięty przetarg, nie dostaje się żadnej gratyfikacji, natomiast każda podjęta decyzja rodzi pretensje, protesty i kontrole piętnastu instytucji.

Drugim problemem jest stosunek władzy do wyborców, który przybiera formę demokratycznego sadomasochizmu. Czasem władza lekką ręką nakłada kolejne daniny i rozdaje przywileje, faworyzuje jednych i rujnuje drugich. Innym razem trzęsie się jak osika i czerwieni ze wstydu, gdy tylko media lub grupka wyborców mrukną, że coś im się nie podoba. Przypomina to bardziej zachowanie nastolatka w okresie burzy hormonalnej niż konsekwentną politykę.

Miejmy nadzieję, że decydentom jednak nie zabraknie rozsądku i zakupią nowy samolot zanim decyzyjny paraliż doprowadzi w końcu do tragedii. W przedziwnych realiach naszej pół-bananowej republiki takie decyzje są trudne, ale od czegoś trzeba zacząć.

Autor jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności,
autorem publikacji z zakresu ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu.
Współpracuje z miesięcznikiem psychologicznym _ Charaktery _.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)