Dzielne francuskie społeczeństwo walczy na ulicach miast ze swoją władzą, która zdaje się dostrzegać dno w publicznej szkatule. Nawet w takiej bogatej Francji uprawianie socjalizmu na taką skalę jak dotychczas prowadzi do bankructwa. Ale zdemoralizowane socjalem społeczeństwo ani myśli słuchać tego typu argumentów. Z naszego socjalu nie oddamy ani guzika od koszuli, zdają się krzyczeć miliony demonstrantów.
I rząd się ugina. Prezydent Francji Jacques Chirac ogłosił, iż postanowił zastąpić umowę o pierwszą pracę planem prowadzącym do zatrudniania młodych osób w trudnej sytuacji. Czyli kapitulacja na pełnej linii pozorowana jako strategiczny odwrót.
Umowa CPE przeznaczona była dla osób poniżej 26 roku życia i pozwalała pracodawcom na zwalnianie pracowników w ciągu dwóch lat, bez podawania przyczyny. Coś, co u nas jest normalnością, we Francji zostało przez lewicowe społeczeństwo odebrane jako krwiożercze zakusy kapitalizmu. I nie ważne, ze bezrobocie cały czas rośnie, że wzrost gospodarczy stabilizuje się wokół wartości błędu statycznego, że firmy wieją z produkcją do Chin, Europy Wschodniej i dosłownie tam, gdzie pieprz rośnie (do Indii). Ważne, że Francuzi są przekonani o tym że socjalizm jest najdoskonalszym ustrojem gospodarczym i społecznym jaki istnieje. I próbują nas do niego zaadoptować.
Stworzona przez premiera de Villepina umowa miała przyczynić się do zmniejszenia bezrobocia wśród młodych ludzi, które sięga już 23%, została już nawet w marcu 2006 roku przyjęta przez francuski parlament. Jej skuteczność byłaby i tak bardzo wątpliwa, gdyż to tylko jedna mała kropla w morzu potrzeb. Niestety, Francuzi nie zgodzą się na nic, a społeczeństwo któremu raz się pozwoli na anarchię, tak łatwo nie zrezygnuje z nadmiernych przywilejów.
A tym czasem za kilka lat trzeba będzie otworzyć granicę i rynek pracy przed polskimi, węgierskimi, a później także rumuńskimi hydraulikami i kelnerkami. Nie da się też zatykać swojego rynku wewnętrznego przed konkurencją z Azji, która nie tylko jest znacznie tańsza, ale powoli dorównuje też jakością. Jeśli więc Francuzi, a także i Niemcy czy Włosi nie życzą sobie żadnych reform i ograniczania socjalizmu ich gospodarek, to Unia Europejska nie będzie w stanie sprostać żadnej konkurencji. I żadna agenda lizbońska czy kolejna dyrektywa nic tu nie pomoże.
Dla Polski w krótkim okresie czasu (kilka lat) oznacza to stosunkowo łatwy rozwój, gdyż w dalszym ciągu będą do nas napływać inwestycje w postaci przenoszonej produkcji. Będziemy też zwiększać eksport, gdyż po prostu jesteśmy tańsi. Ale w dłuższym okresie (kilkanaście lat), gdy ta renta zostanie skonsumowana, wpadniemy w dość poważną stagnację, gdyż na zdobywanie innych niż unijne rynki po prostu zabraknie przewagi konkurencyjnej. Co więcej to Chiny i Indie podbiją nas doszczętnie wraz z innymi rynkami Europy.
Ale czy ktoś wyciągnie na starym kontynencie z tej lekcji jakiekolwiek wnioski? No chyba, że mieszka w Estonii...