Dzień dobry. Kolejny dzień dobry, a nawet bardzo dobry dla mediów mogących na okrągło wałkować temat międzypałacowego konfliktu z Brukselą w tle. Konfliktu nie pierwszego i nie ostatniego, bo kampania prezydencka dopiero się rozkręca.
Cieszą się także firmy badające opinię społeczną i z pewnością już wkrótce dowiemy się, jaki wpływ ma ta przepychanka na wizerunek obu mężów stanu wskazującego na ich oderwanie się od rzeczywistości.
Oczywiście prawie cała uwaga poświęcona zostanie głównym bohaterom, a ich ocenę można przewidzieć: premier, uchodząc za _ ofiarę _ ambicji prezydenta, straci mniej w sondażach. Nie wykluczone, że nawet zyska. Podkreślana będzie także złośliwość tego drugiego, który, korzystając z okazji, bezczelnie próbuje zawłaszczyć sobie przewodniczenie delegacji rządowej.
Z okazji skorzystają także różni politycy, szczególnie ci, z których usług wyborcy już zrezygnowali. Będą krytykować i premiera i prezydenta z intensywnością podyktowaną sympatiami, oraz chęcią zaistnienia w świadomości społecznej jako ci, którzy _ gdyby mogli, to postępowali by inaczej, czyli lepiej _.
Będzie też mowa o infantylizacji naszej sceny politycznej, tak, jakby w innych państwach wśród polityków nie było żądnych władzy głupców i łgarzy... (Że jest ich mniej, to zasługa tamtejszych dziennikarzy i wyższej świadomości obywatelskiej).
Tu należy wspomnieć o otoczeniu wspomnianych bohaterów. Czyli tych, którzy walczą o utrzymanie się na stołkach w Pałacu Większym (bo co będą robić, jak ich Pan przegra za dwa lata, jaka przyszłość ich czeka?), oraz tych, którzy już widzą się w wygodniejszych fotelach niż te, które wygrzewają w Pałacu Mniejszym.
Bzdurne usprawiedliwienia i kłamstewka, a przede wszystkim opisy konkurencyjnych szefów, którymi próbowali uzasadniać swoją obecność w tymczasem zajmowanych miejscach, doprowadziły do sytuacji patowej uniemożliwiającej wycofanie sięLechowi Kaczyńskiemuz konfliktu niwelującego wysiłki związane z próbami ocieplenia jego wizerunku.
Z drugiej strony trzeba przyznać, że sztabowcy premiera, znając profil psychologiczny prezydenta, skutecznie wykorzystują jego wady: pychę i skłonność do obrażania się oraz łatwość do wyprowadzania z równowagi. Nic więc dziwnego, że zręczne prowokacje powodują, iż mimo wysiłków swoich spindoctorów Lech Kaczyński wciąż strzela sobie w stopę. Udowadniając, iż powinien już dać sobie spokój z polityką.
Jeśli jednakDonald Tusknie zapanuje nad nadgorliwością swoich totumfackich, to i jego gwiazda przygaśnie. Przecież dotąd siła PO tkwiła przede wszystkim w pozornie mniejszej agresji wobec przeciwników. Dlatego powinien raczej punktować błędy prezydenta. Na przykład przypominać jego nieudolne negocjacje w sprawie emisji zanieczyszczeń (bo chyba Lech Kaczyński nie chciał celowo spowodować wzrostu cen energii, by jego brat mógł krytykować rzekome nieudolne rządy premiera i jego formacji?), oraz przypominać o zapominanym powoli sojuszu lidera PiS z Giertychem oraz Lepperem i co słonko widziało...
Natomiast sztabowcy prezydenta powinni poprosić jego kapelana, by przypomniał mu słowa św. Augustyna: _ Źródłem wszelkiego grzechu jest pycha _.
- ZOBACZ TAKŻE:
- Prezydent poleci litewskim samolotem?
- Trybunał rozstrzygnie kto pojedzie na szczyt UE?
- Pawlak: Szczyt UE będzie głównie gospodarczy
- Kownacki o Sikorskim: To "zwykłe kłamstwo"
- Sikorski: Prezydent zgodził się na zabójcze rozwiązania
- Chlebowski: Premier nie powinien ustąpić
- Wiadomości z kraju i ze świata na Twojej stronie internetowej
Wreszcie wszystkim politykom, szczególnie tym, którzy na kolanach drą szaty w patriotycznej obronie godności narodowej, warto polecić słowa Napoleona Bonaparte: _ Od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok _.
My zaś, jeśli uważamy, iż ten krok został już zrobiony, kpiąc pamiętajmy pytanie Horodniczego: _ Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie _.
I pomyślmy o następnych wyborach.
Autor jest dziennikarzem i publicystą, ekspertem w zakresie etyki
i prawa reklamy, mediów i PR. Był doradcą ds. wizerunku w sztabach wyborczych różnych ugrupowań politycznych w latach 2000, 2001, 2002 i 2005.