Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Jakimczyk: Co były esbek robił w szafie Lesiaka?

0
Podziel się:
Jakimczyk: Co były esbek robił w szafie Lesiaka?

*Jako jeden z pierwszych w szafie Lesiaka bobrował były esbek używający żyletki do dokumentów. *W zamieszaniu, jakie towarzyszy publicznej debacie nad ujawnioną częścią zawartości szafy płk. Jana Lesiaka, umykają istotne szczegóły, nad którymi warto pochylić się na chwilę. Weźmy chociażby informacje z artykułu „Kto buszował w szafie Lesiaka”, zamieszczonego we wczorajszej „Rzeczypospolitej”. „Szafę pułkownika Jana Lesiaka w UOP oficjalnie badały dwie komisje. Potajemnie, na własną rękę, nad zawartością szafy pracowali minister Zbigniew Siemiątkowski i szef UOP Andrzej Kapkowski (…) – czytamy na wstępie czując jak opanowuje nas nastrój znany z filmów Alfreda Hitchcocka, gdzie po zbrodni na początku napięcie stopniowo rośnie.

Z dalszej lektury dowiadujemy się, że „Interesujące zeznania złożyli też w prokuraturze oficerowie UOP, którzy badali szafę Lesiaka. 25 lipca 1997 r. szef UOP Andrzej Kapkowski wyznaczył dwóch oficerów - Waldemara Mroziewicza i Kazimierza Stefańskiego - do specjalnej misji. Mieli przejrzeć i opisać zawartość szafy. Oficerowie pracowali w piątek, do późnej nocy, pod presją czasu i w towarzystwie... Jana Lesiaka. Stworzyli naprędce protokół - niepełny spis materiałów. Zapieczętowali szafę, klucze oddali Kapkowskiemu.”

Czytelnika interesującego się historią polskich służb specjalnych z miejsca zastanowi obecność płk Waldemara Mroziewicza, który jako wieloletni funkcjonariusz Biura „C” (ewidencja i archiwum) MSW w okresie PRL współodpowiadał za niszczenie akt Służby Bezpieczeństwa pod koniec lat 80-tych. Płk Mroziewicz to niewątpliwie doświadczony archiwista, czy jednak skierowanie go przez zwierzchników do pierwszej inwentaryzacji zawartości szafy Lesiaka było tylko przejawem nieograniczonego zaufania, jakim darzyli swego podwładnego Zbigniew Siemiątkowski i gen. Andrzej Kapkowski.

A może właśnie chodziło o to, żeby ktoś taki jak Mroziewicz zobaczył, co w papierach zgromadzonych przez Lesiaka może być niewygodne dla rządzącego wówczas SLD, a co wybiórczo ujawnione zaszkodzi prącej wtedy do zwycięstwa w wyborach Akcji Wyborczej „Solidarność”. Do postawienia takiej tezy uprawnia późniejszy rozwój wypadków, kiedy w wyniku ujawnienia przez Siemiątkowskiego tylko jednego wątku z wieloletniej działalności zespołu Lesiaka w UOP – inwigilacji prawicy antywałęsowskiej za rządów Hanny Suchockiej, udało się skłócić środowiska skupione wokół AWS. Co ciekawe, nie ujawniono wtedy, że zespół Lesiaka, który pracował też w okresie pierwszych rządów SLD (1993-97) inwigilował też polityków lewicy nieeseldowskiej.

Wczorajsza „Rzeczpospolita” donosi też, że „Kolejna komisja UOP otworzyła szafę Lesiaka we wrześniu 1997 r. Cztery osoby spisywały jej zawartość przez cztery dni. Jak zeznał jeden z oficerów z komisji, na początku pracy pułkownik AB (imię i nazwisko utajnione - red.) przyniósł "kilka dokumentów wyjętych wcześniej z szafy i prosił o potraktowanie ich tak, jakby były cały czas w szafie". Inny pułkownik, K., spotykał się w tym czasie z kierownictwem UOP i przynosił wskazówki - które dokumenty wymieniać w raporcie i które ocenić. Między pierwszym otwarciem szafy (w lipcu) a drugim (we wrześniu) nad materiałami Lesiaka w tajemnicy pracowali najwyżsi urzędnicy służb. Pułkownik AB twierdzi, że na początku sierpnia Kapkowski kazał mu "dyskretnie zapoznać się", czy w szafie są dokumenty dotyczące polityków i polityki. AB przez kilka dni badał dokumenty. W tym czasie Kapkowski pytał go m.in. o sfałszowaną lojalkę Jarosława Kaczyńskiego. Wyjaśnienia oficera nie wystarczyły mu, bo w pierwszym tygodniu sierpnia Zbigniew
Siemiątkowski, minister koordynator do spraw służb, i Kapkowski zamknęli się w pokoju Lesiaka. Obaj robili notatki. Po jakimś czasie Kapkowski zażądał od AB dostarczenia kilku dokumentów: lojalki Kaczyńskiego, oceny partii i dokumentów z parafkami Andrzeja Milczanowskiego i Jerzego Koniecznego. Dokumentów tych nie wymieniał raport pierwszej komisji. Kiedy powołano drugą, pułkownik AB odniósł dokumenty, prosząc o "potraktowanie ich, jakby były cały czas w szafie".

Czy nie wygląda to manipulację szytą grubymi nićmi? Tajne i ściśle tajne dokumenty najpierw się wynosi, potem odnosi, ktoś zakulisowo wydaje dyspozycje, które materiały mają zostać włączone do raportu. Wreszcie jego ostateczną wersję się zmienia po szczegółowej analizie sfałszowanej lojalki Kaczyńskiego oraz dokumentów z parafkami Milczanowskiego i Koniecznego. A wszystko to po to, by na koniec niby od niechcenia powiadomić o znalezionych dokumentach dziennikarzy przed drzwiami sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Wcześniej przedstawicieli mediów do udania się tam zachęcał poseł SLD Jerzy Dziewulski, który kusząco napomykał, że minister-koordynator służb specjalnych Zbigniew Siemiątkowski ma jakieś rewelacje do przekazania.

Jakby tego nie było dość, w szafie Lesiaka bobruje jako oficer do specjalnych poruczeń niejaki płk AB, o którego wyczynach w Agencji Wywiadu komisja śledcza ds. PKN Orlen zawiadomiła prokuraturę podejrzewając przestępstwo. O technologii pracy płk. AB, którego Siemiątkowski zrobił pełnomocnikiem ochrony informacji niejawnych kierowanej przez siebie Agencji Wywiadu, najlepiej świadczy przysługa, jaką były esbek wyświadczył swemu szefowi. W 2003 r. Zbigniewowi Siemiątkowskiemu wygasł certyfikat uprawniający go do zapoznawania się ze ściśle tajnymi informacjami. Usłużny AB przy pomocy żyletki usunął z dziennika rejestracji procedur wywiadu dane oficera ubiegającego się o identyczny certyfikat, a w ich miejsce wpisał nazwisko Siemiątkowskiego.

Oglądając dzisiaj kopie wybranych akt z szafy Lesiaka, które odtajnił sąd, warto pamiętać, kto i w jaki sposób pracował nad nimi po zaraz otwarciu sejfu przed wyborami w 1997 r. Bez tej wiedzy ocena niektórych faktów i związków pomiędzy nimi może być nietrafna lub co najmniej niepełna.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)