Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Komu potrzebna jest państwowa służba zdrowia?

0
Podziel się:

Wydawałoby się, że to proste pytanie. Jak to komu, chorym oczywiście. Jak każda usługa, teoretycznie istnieje ona wówczas, gdy są potrzebujący. Dopóki są chorzy do wyleczenia, dopóty dyskusja nad jej istnieniem wydaje się bezprzedmiotowa. Ale nie w Polsce.

Komu potrzebna jest państwowa służba zdrowia?

W Polsce służba zdrowia to przede wszystkim urząd państwowy. A w urzędzie to wiadomo, petenci są potrzebni, ale niekoniecznie w nadmiarze, niekoniecznie z poważnymi problemami do rozwiązania, ale już z pewnością nie tacy, na których trzeba poświęcić zbyt wiele czasu, pieniędzy. Chyba, że to kuzynka Pani Stasi, albo dobra znajoma żony szefa. Za to mile widziani są klienci z grubym portfelem, którzy nie żałują jego szerokości przy załatwianiu swoich spraw, tacy obsługiwani są poza kolejnością, a na ich nawet najbardziej trudne sprawy znajdują się zawsze konkretne rozwiązania.

Generalnie więc każdy urząd państwowy służy w naszym kraju przede wszystkim generowaniu miejsc pracy i to zwłaszcza krewnym znajomym wszelkiej króliczej braci. Tak jest w urzędach, agencjach, funduszach, ZUS-ach, KRUS-ach, NFZ-tach, tak jest w kulturze, edukacji, tak jest i w jednostkach publicznej służby zdrowia. Pacjent-petent jest co najwyżej piątym kołem u wozu, pretekstem dla którego te służby-urzędy powstały, od których jest bezwarunkowo uzależniony, i jak już musi być to przynajmniej niech siedzi cicho szczęśliwy, że w ogóle za próg przyjęcia zaszczytu dostąpił.

Służba zdrowia zrywa się do protestów zawsze wówczas, gdy zmiany prawa bądź sytuacja ekonomiczna zaczyna zagrażać kieszeni zatrudnionych w niej pracowników. I nigdy w każdym innym przypadku. Czy ktoś słyszał o protestujących lekarzach, którzy nie mogą przyjąć pacjentów ponad „limit”? Czy kiedykolwiek panie pielęgniarki urządziły głodówkę w obronie pacjentów przed przyjmowaniem ich na korytarz, słyszałem tylko o walce o ustawę „203”. Czy panowie lekarze rozdzierają szaty, gdy ustawiają pacjentów w tasiemcowe kolejki „na zabieg” albo „na operację”, w czasie których ich stan zdrowia co najmniej się pogarsza?

Nie. Służba zdrowia protestuje, bo nie ma „203”, bo za mało płacą lekarzom rodzinnym, bo komornik chce wejść na pensje. To, że szpitale trzeszczą w długach, a chorzy płacą bardzo wysokie składki – to już jest poza protestem. To, że bałagan, korupcja i marnotrawstwo panoszy się wszędzie, też nie jest powodem do wyłącznego przyjmowania przez personel wody i soków. Czy nie przypomina to Wam, Drodzy Czytelnicy, do złudzenia takich samych praktyk jak na kolei? Tam też brudne pociągi i brudne dworce nikogo nie obchodzą, grunt żeby płace były i „gwarancja zatrudnienia”.

Oczywiście, rację mają ci, którzy zaraz powiedzą o godnej pracy i płacy, powołując się przy tym na ewangelię (albo na prawo pracy i socjalistyczne prawa człowieka pracy). Ale nie można żądać płacy za cenę tak naprawdę przymykania oczu na złodziejski system. Nie może pracowników obchodzić tylko własna miska, zaś dobro klienta-pacjenta pozostawać gdzieś na drugim planie. Jedno i drugie będzie współistnieć tylko w przypadku prywatnej służby zdrowia. Czy w prywatnych przychodniach pielęgniarki i rejestratorki domagają się „203”? Czy komornicy dybią na prywatne praktyki lekarskie, a lekarze wyznaczają limity?

Dlatego ja, pacjent-petent państwowej służby zdrowia (z usankcjonowanego prawem przymusu) nie popieram obecnych protestów służby zdrowia. Dla mnie bowiem oznaczają wyższe składki, takie samo jak dotychczas traktowanie, współ-płacenie za usługi, za które i tak płacę piekielnie wysokie składki, większy dług publiczny państwa, za który zapłacę zwiększonymi podatkami, jakieś 50 afer i malwersacji więcej, i w końcu nerwy, które w efekcie skrócą o X-dni moje cenne życie.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)