Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Jan Płaskoń
|

Lewą ręką za prawe ucho, czyli jak omamić Strasburg

0
Podziel się:

Ministerstwo Finansów oświadczyło ustami wiceministra Jarosława Nenemana, że nie obawia się orzeczenia w sprawie skarg, jakie wpływają do Strasburga z powodu podatku akcyzowego od samochodów sprowadzanych z państw starej Unii.

Lewą ręką za prawe ucho, czyli jak omamić Strasburg

Gdy zapadną rozstrzygnięcia, kierownictwo resortu będzie już pewnie przebywać na politycznej emeryturze, więc obawiać się powinni raczej ci, którzy wprowadzą się do gabinetów przy Świętokrzyskiej po wyborach. Przedmiot sporu jest bowiem tak oczywisty, że argumentowanie na zasadzie chwytania się prawą ręką za lewo ucho, jest zwyczajnym graniem głupa.

Pan Neneman twierdzi, że akcyza na używane samochody podlega prawu krajowemu, a nie unijnemu, więc Strasburg powinien skargi oddalić. Zapomina wszak o jednym: że naliczaniem tej akcyzy zajmują się urzędy celne, co jednoznacznie wskazuje, że mamy tu do czynienia z formą ukrytego cła, a nie podatkiem akcyzowym. Te same urzędy obwieściły z końcem starego roku, że będą sprawdzać podejrzanie tanie zakupy aut na Zachodzie. Operacja obciąży oczywiście kieszeń polskiego podatnika i nie przyniesie żadnych efektów, ponieważ właściciel komisu we Frankfurcie czy pod Paryżem musiałby być skończonym idiotą, żeby powiedzieć polskiemu urzędnikowi: tak jest, herr urzędnik, wystawiłem Kowalskiemu zaniżoną fakturę.

W Polsce na tysiąc mieszkańców przypadają 294 auta, co plasuje nas w końcówce państw unijnych, wśród których prym wiedzie Italia z 597 samochodami i Niemcy z 546. Dziesięciomilionowe Czechy wyprzedzają nas o 50 aut, ale tam państwo dokłada starań, żeby konsumentom opłacało się kupować nowe pojazdy, a nie sprowadzać złom znad Renu. W styczniu czeskie salony prowadzą masową wyprzedaż wszystkich marek z ubiegłorocznej produkcji, a rabaty wynoszą w przeliczeniu od 15 do 45 tys. zł i wszystkim się kalkuluje, włącznie z fiskusem ustalającym wysokość akcyzy.
Czesi wykonali szybką operację, kiedy zorientowali się, że do listopada sprzedali 122 tys. nowych aut, czyli o 11 proc. mniej niż w analogicznym okresie roku 2003. Polacy od maja do grudnia przywieźli natomiast z Zachodu 800 tys. pojazdów, co spowodowało spadek obrotów w salonach samochodowych przynajmniej o 40 proc. Dilerzy przędą coraz cieniej, więc pewnie niebawem zaczną się przebranżawiać, a resort finansów, zamiast myśleć o stworzeniu korzystnych warunków dla handlu nowymi autami, kombinuje jak obejść unijne prawo i wyssać kasę z importu aut używanych.

Wiceminister Neneman zapowiada wprowadzenie zamiast akcyzy (coś zatem jest na rzeczy, skoro resort chce się z niej wycofać) nowego podatku, który ma być pochodną pojemności silnika i norm emisji spalin. Normy takie blokowały import samochodów przed naszym wejściem do Unii i przestały obowiązywać w maju. Struktury unijne, choć mocno zbiurokratyzowane, nie tolerują bowiem idiotyzmów w rodzaju ustalania wysokości spalin w roku 2005 dla samochodów wyprodukowanych dziesięć lat wcześniej, kiedy dominowały gorsze technologie i obowiązywały mniejsze reżimy. Ciekawe w jaki sposób resort będzie próbował normować motoryzację obecnie.

W sytuacji, kiedy państwo wykazuje absolutną nieporadność, import używanych samochodów kwitnie niczym tulipany w maju. Na internetowych giełdach mnożą się ogłoszenia o sprzedaży aut, a kupujący dopiero w momencie zawierania transakcji, dowiaduje się, że towar zostanie przywieziony z Zachodu. Z fakturą na jego nazwisko. Po pośredniku nie zostanie najmniejszy ślad, choć najlepsi w branży potrafią na jednym samochodzie zarobić nawet 10 tys. zł. Tego procederu nie dostrzega ministerstwo, zajęte dywagacjami jak opanować sztukę drapania się lewą ręką po prawym uchu, żeby Strasburg się nie przyczepił. Albo nie chce dostrzegać.

Autor pracował w „Prawie i Życiu” oraz „Przeglądzie Tygodniowym”. Obecnie jest redaktorem naczelnym „Panoramy Opolskiej” i wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu.

motoryzacja
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)