Pod zainicjowanym przez prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego projektem ustawy zamieniającej święto Kacpra, Melchiora i Baltazara w dzień wolny od pracy podpisało się 700 tys. obywateli. Z kolei pomysł posła PO, aby dać ludziom wolne w Wielki Piątek poparło aż 57 proc. Polaków.
Pierwsza koncepcja przepadła z kretesem w głosowaniu sejmowym w październiku ubiegłego roku. Druga nie przebija się pewnie do pierwszego czytania. O co więc cały ten hałas? Ano o to, żeby gonić króliczka, gdyż w pościgu zawsze kawałek elektoratu można przeciągnąć na swoją stronę.
Podczas debaty o święcie Trzech Króli zdecydowanym przeciwnikiem zaznaczania w kalendarzu kolejnego dnia na czerwono był klub PO, który wprowadził nawet partyjną dyscyplinę, aby przypadkiem któryś poseł się nie wychylił. Eksperci Platformy wyliczyli, że dodatkowa laba kosztowałaby państwo 4 mld złotych i ten argument okazał się koronny w politycznych targach. Nie minęło pół roku, a platformowy poseł Włodzimierz Kula usiadł do komputera i nie bacząc na poprzednie rachunki, napisał nowy projekt. Niemcy mają w piątek przed Wielkanocą wolne, to i Polakom coś się od życia należy. Tyle że w Niemczech gospodarka jest ciut bardziej rozpędzona, a porównania PKB zostawiają nas kilkadziesiąt lat w tyle.
Kula powołał się na swą głęboką religijność, która w Wielki Piątek wymaga szczególnej pielęgnacji, a że katolicy są w Polsce zdecydowaną większością,więc wolny dzień powinni otrzymać w darze z tych samych powodów. Żeby się mogli bardziej skupić.
Argumentacja jest o tyle interesująca, że obecnie zdecydowana większość przebywa w przedwielkanocne piątki w hipermarketach, które medytacjom raczej nie służą.
Jeszcze bardziej pouczająca jest reakcja posłów PiS, którzy uprzedzili, iż projekt z pewnością odrzucą. Nie dlatego bynajmniej, że nie potrzebują w tym dniu skupienia, ale ze względu na pochodzenie ustawy. Genetyczna wrogość między partiami objęła więc także płaszczyznę świąt. W literaturze i teatrze zapisała się dotąd walka postu z karnawałem. Widać nadchodzi pora walki Trzech Króli z Wielkim Piątkiem.
W epoce rynkowej wszystko przelicza się na pieniądze, dobrze byłoby więc skalkulować, ile dotychczas kosztowały podatnika wszystkie czynności związane z próbami wprowadzenia kolejnych dni wolnych od pracy. Ile zapłaciliśmy za ekspertyzy, dyskusje w komisjach i awantury na sali obrad plenarnych. Rachunek wydaje się ważny również w aspekcie perspektywicznym, gdyż do boju o elektorat szykuje się też SLD.
Lewicowi posłowie wymyślili, żeby nowy zakreślony na czerwono dzień był wolny od jednego światopoglądu. W szczegółach nie wiadomo jeszcze, o co chodzi, ale można się domyślać, gdyż z tej strony sceny wpuszczono już do przestrzeni informacyjnej termin: _ święto ruchome _. Skoro rzecz miałaby się sprowadzić do tego, żeby poszczególne partie w kolejnych latach mogły zadysponować owym dniem, to trzeba się chyba szykować do powrotu 22 lipca.
Gorzej jeśli SLD zechce uczcić rewolucję październikową. W październiku przeważnie wiatr wieje w oczy i deszcz zacina. Gdyby nawet wolny dzień pozwolił wykręcić kolejny długi weekend, to nie dałoby się sensownie odpocząć ani w Zakopanem, ani na sopockim molo.
Autor jest wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu
i redaktorem naczelnym _ Panoramy Opolskiej _.