Administracja prezydenta Busha obniżyła prognozę tegorocznego deficytu o 127 mld dolarów. Przy okazji John Snow, były już sekretarz skarbu USA stwierdził, że "obniżki podatków przynoszą sukces", co oczywiście miało na celu udowodnić, iż warto je nadal obniżać.
W rzeczywistości boom gospodarczy w USA wywołało przede wszystkim utrzymywanie przez długi czas stóp procentowych na niezwykle niskim poziomie, a redukcja podatków jedynie w nieznacznym stopniu przyczyniła się do zwiększenia aktywności gospodarczej. Za to z pewnością zwiększyła rozwarstwienie społeczeństwa, bo na zmniejszeniu obciążeń podatkowych skorzystali ludzie i tak już zamożni.
Warto przy okazji zastanowić się, czy rzeczywiście ciągła redukcja podatków jest korzystna dla społeczeństwa jako całości. Nie mówię o jednostkach, bo oczywiste jest, że jest korzystne dla lepiej zarabiających. Ja też chciałbym płacić jak najmniej, ale buntuję się przeciwko nazywaniu podatków "daniną", a tak właśnie nazywane są one przez media i wielu ekonomistów.
To jest jeszcze jeden przykład pokazujący, jak semantyka pomaga w zwalczaniu poglądów. Wystarczy powiedzieć "danina", co niesie za sobą negatywne skojarzenia, a nie "obowiązek obywatelski" i już zapędza się dyskutanta do narożnika.
Uważam, że podatki - mimo że ich płacenie nie należy do przyjemności - umożliwiają prawidłowe działanie państwa, dzięki czemu nie dochodzi do takiej kompromitacji, jak w USA. Tam po ataku huraganu na Nowy Orlean okazało się, że służby państwowe były niedofinansowane i przez to bezradne. Problemem jest tylko w umiejętności wykorzystania tego, co płacimy skarbowi państwa, ale to jest już całkiem inna historia.