Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Prędzej Unia się rozleci, niż Francja przystanie na brytyjskie warunki, czyli zgodzi się na mniejszy budżet.

0
Podziel się:
Prędzej Unia się rozleci, niż Francja przystanie na brytyjskie warunki, czyli zgodzi się na mniejszy budżet.

Nie udało się szefom państw UE dogadać w najważniejszej ze spraw – w kwestii pieniędzy. Rolnicy będą musieli jeszcze długo poczekać na 870 mld euro dotacji. Podział w UE przebiega coraz wyraźniej na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony takie kraje jak Francja, Belgia, czy Niemcy, dla których przyszła wspólnota ma być zorganizowana pod znakiem solidarności i socjalu. Z drugiej strony część starej unii, która chce się powoli oderwać od doktryny euro - socjalizmu. Wielka Brytania, Holandia, Szwecja, Hiszpania chcą Europy bardziej liberalnej, z mniejszym budżetem, składkami, sprawniejszej i gotowej na konkurencję. Po środku zaś niczym między blokami prasy hydraulicznej pozostają nowi członkowie, z którymi nikt się nie liczy, pozostający na łasce kłócących się możnych.

Nie ukrywajmy, do Brukseli jechaliśmy po pieniądze. Im szybciej zbliżał się dzień szczytu, tym w polskich mediach góra europejskiego grosza, a właściwie eurocenta, rosła. Jako biedny kraj, dołączaliśmy do chóru, który intonował pieśni o europejskiej solidarności, wyrównywaniu szans, pomocy, wsparciu i tego typu innych ważnych europejskich sprawach.

Na miejscu okazało się, iż każdy kraj ma swoje własne interesy, których zmyć nie może nawet międzynarodowa współpraca rządzących partii socjaldemokratycznych. Wszystkie kraje chciały wyjść ze szczytu na plus. W swoich dążeniach podzieliły się jednak na dwa obozy. Na tych, którzy chcą wyjść na plus i dostać więcej z budżetu, i na tych co chcą wyjść na plus mniej do niego wpłacając.

Do tego doszły jeszcze kwestie rabatu brytyjskiego, subsydiowania rolnictwa, dotowania biednych nowych krajów oraz oddźwięki z przegranych referendów we Francji i Holandii. Po wymieszaniu wyszedł z tego niezgorszy pasztet, nad którym od samego początku do samego końca nie mógł zapanować mały Luksemburg. Jego premier Jean Claude Juncer przyznawał to dość otwartym tekstem.

Niemcy i Francja naciskały na Wielką Brytanię, aby ta odstąpiła od brytyjskiego rabatu. Stopniowo żądania te były łagodzone, w ostatniej fazie negocjacji chodziło o sumy 5,5–8 mld euro rocznie. Ale Tony Blair, chcąc odrzucić te żądania, postawił kontrwarunki dotyczące zmiany unijnej polityki rolnej. Wielka Brytania ma dosyć tak pokaźnego subsydiowania rolnictwa, 870 mld euro w ciągu najbliższej siedmiolatki to stanowczo za dużo, aby myśleć o rozwoju Europy.

Tony Blair doskonale wiedział, że jego żądanie podziała na Jacquesa Chriaca niczym czerwona płachta na rannego byka, ranę bowiem już wcześniej zadała prezydentowi Francji własna opozycja forsując odrzucenie referendum konstytucyjnego. Gdyby Francja się zgodziła na warunki Albionu, to chyba Chirac mógłby już wystawiać walizki z pałacu prezydenckiego. Tym bardziej, że jego elektorat już raz ostro protestował, gdy zgodził się na zamrożenie budżetu rolnictwa w 2002 roku.

A teraz trzeba będzie jeszcze wysupłać wzrastające pieniądze na rolnictwo i infrastrukturę dla nowej dziesiątki, zgodnie z ustaleniami w Kopenhadze, a także pamiętać o Rumuni i Bułgarii, które załapią się na nową siedmiolatkę. A Rumunia nie jest takim małym krajem, razem z Bułgarią można ją porównać do Polski zarówno obszarowo jak i urbanizacyjnie. Jednym słowem tam z rolnictwa utrzymuje się tyle samo obywateli co u nas, a jego zacofanie jest chyba jeszcze większe.

Osobiście zdecydowanie bardziej podoba mi się ujęcie brytyjskie. Mniejszy budżet, mniejsze składki, zmiana priorytetów z rolnictwa na naukę i wolny handel. Wygląda na to, że prędzej się UE rozleci, niż w tej sytuacji Francja przystanie na warunki brytyjskie, a Wlk. Brytania na warunki francuskie.

Nawet w Polsce mamy zwolenników obu stron. Premier Marek Belka jest profrancuski i zgodzi się na wszelkie ustępstwa, byle wykazać się europejską odpowiedzialnością i solidaryzmem. Przynajmniej tak mu się wydaje. Natomiast lider PO Jan Rokita, choć wielki z niego euroentuzjasta, to jednak trzyma z poglądami brytyjskimi. Na miejscu rolników byłbym bardzo ostrożny w planowaniu wpływów w najbliższej siedmiolatce. A my konsumenci może doczekamy w końcu taniej niesubsydiowanej żywności krajowej, a także bananów, winogron i pomarańczy bez zbędnych ceł. Ale to tylko moje marzenie.

unia
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)