Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Przypadek BPH pokazał, że prywatyzacja banków nie była przemyślana

0
Podziel się:

Jeżeli spór o BPH ujawnił bezsilność Skarbu Państwa wobec globalnych procesów konsolidacji sektora bankowego, to jej źródła tkwią w umowach prywatyzacyjnych z lat 90.

Przypadek BPH pokazał, że prywatyzacja banków nie była przemyślana

Jeżeli spór o BPH ujawnił bezsilność Skarbu Państwa wobec globalnych procesów konsolidacji sektora bankowego, to jej źródła tkwią w umowach prywatyzacyjnych z lat 90.

Minister skarbu państwa Andrzej Mikosz chce zablokować połączenie Banku BPH z Pekao. Powołuje się na umowę prywatyzacyjną z 1999 r., w której włoski UniCredito kupując od państwa akcje Pekao zobowiązał się nie nabywać w Polsce innego, konkurencyjnego banku. Jednak w ostatnim czasie UniCredito stał się właścicielem polskiego Banku BPH. Doszło do tego w wyniku konsolidacji europejskiego sektora bankowego: Włosi przejęli bowiem niemiecką grupę HVB, dotychczasowego właściciela BPH.

W odpowiedzi na te przekształcenia własnościowe, których rezultatem byłoby powstanie największego banku krajowego, większego od kontrolowanego przez państwo PKO BP, minister Mikosz wezwał UniCredito do sprzedaży w ciągu miesiąca akcji Banku BPH.

Chociaż za wezwaniem ministra przemawiają racjonalne argumenty (niektórzy ekonomiści np. Richard Mbewe twierdzą, że połączenie banków Pekao i BPH może spowodować ograniczenie konkurencji i zapoczątkować budowę wielkich konsorcjów czy karteli, które będą dyktowały zasady na rynku bankowym), to nader wątpliwe wydaje się, żeby państwu polskiemu udało się wygrać spór z UniCredito na płaszczyźnie prawnej.

Nie tylko dlatego, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, że organem właściwym do zbadania połączenia obu banków pod kątem zgodności z prawem antymonopolowym jest Komisja Europejska, a ta wydała już Włochom niezbędną zgodę, ale także z powodu niedopatrzeń prawników Ministerstwa Skarbu Państwa (MSP) w umowie prywatyzacyjnej Pekao, podpisanej z UniCredito w 1999 r.

Załóżmy, że Włosi nie odsprzedadzą akcji Banku BPH lekceważąc żądanie polskiego ministra skarbu. Szefowi MSP pozostanie wtedy procesować się o odszkodowanie na podstawie wspomnianego zapisu z umowy prywatyzacyjnej Pekao, zabraniającego UniCredito nabywać konkurencyjne banki w naszym kraju. Sęk w tym, że w przywołanej umowie prawdopodobnie nie ma określonej, precyzyjnie kwoty umownej odszkodowania, które inwestor winien zapłacić Skarbowi Państwa w razie złamania kluczowego zapisu kontraktu.

Cytowany przez „Rzeczpospolitą” prawnik Marcin Gmaj z kancelarii Baker & MacKenzie przestrzega, że jeśli takiej kwoty nie wpisano do umowy z UniCredito z 1999 r., ministrowi skarbu ciężko będzie udowodnić w ewentualnym procesie sądowym z Włochami „wymierną i bezpośrednią szkodę”.

Jestem osobliwie pewny, a pewność ta nie napawa mnie optymizmem, że prawnicy MSP w 1999 r. nie zadbali o wpisanie rzeczonej kwoty do umowy prywatyzacyjnej Pekao. Prywatyzacji banków i nie tylko towarzyszył w tamtych latach hurraoptymistyczny nastrój, a decydującym kryterium była wysokość przychodów Skarbu Państwa ze sprzedaży jego aktywów. W mniejszym stopniu liczyły się długofalowe skutki dla gospodarki.

Bez względu na to, jak dzisiaj oceniamy tamte decyzje - czy piejemy z zachwytu nad rekordowymi wpływami do budżetu, czy też załamujemy ręce nad widocznymi po latach niepożądanymi rezultatami przekształceń własnościowych - faktem bezpornym pozostaje, że istotny wpływ na ówczesną politykę prywatyzacyjną miała silna, by nie powiedzieć, wręcz dominująca osobowość ministra finansów Leszka Balcerowicza (UW). Dzisiejszy prezes NBP świetnie rozumiał się z I wiceminister skarbu Alicją Kornasiewicz (również z rekomendacji Unii Wolności), która odpowiadała za najważniejsze prywatyzacje.

Wystarczy przypomnieć okoliczności prywatyzacji Banku Zachodniego w 1999 r. 80 proc. akcji banku objęła spółka AIB European Investments, należąca do Allied Irish Banks (AIB) z Dublina. Do budżetu w III kwartale 1999 r. wpłynęło 2 mld 300 mln zł. W owym czasia była to najwyższa cena zapłacona przez inwestora strategicznego za pakiet większościowy polskiego banku.

Dodatkowo Irlandczycy obiecali dokapitalizować Bank Zachodni sumą 150 mln USD. Zanim jednak sfinalizowano transakcję, poważne zastrzeżenia wobec prywatyzacji wyraziło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jego prawnicy stwierdzili, że skoro nabywcą akcji Banku Zachodniego nie zostanie bezpośrednio Allied Irish Banks, lecz jego spółka AIB European Investments o kapitale założycielskim wynoszącym 2 funty irlandzkie (sic!), nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Irlandczycy w dogodnych dla siebie okolicznościach i terminie odsprzedali Zachodni inwestorowi, który nie otrzymałby zgody polskich władz na inwestycję w sektorze bankowym.

Wystarczy bowiem - jak argumentowali juryści z MSWiA - żeby zmienił się właściciel AIB European Investments, by automatycznie kto inny został akcjonariuszem Banku Zachodniego. Na sprzedaż spółki AIB European Investments irlandzcy bankierzy nie potrzebują przecież zgody polskiej Komisji Nadzoru Bankowego.

Ostatecznie MSWiA uległo pod naciskiem ministra finansów Leszka Balcerowicza (por. Jarosław Jakimczyk, „Waga dwóch funtów”, Życie, 12-13 lutego 2000 r.). Wyliczył on, że każdy dzień zwłoki wydania zezwolenia na nabycie akcji banku Zachodniego to 3,5 mln zł utraconych odsetek, które można by uzyskać dla państwa od kapitału zdeponowanego na lokacie bankowej.

W tamtej epoce argumentację MSWiA podważano, bo nikt nie chciał wierzyć, by zagraniczny inwestor dokonał zmian właścicielskich bez uzyskania uprzednio stosownej zgody polskiego nadzoru bankowego. Pogląd ten okazał się tylko częściowo słuszny. AIB rzeczywiście nie pozbył się spółki będącej właścicielem Banku Zachodniego. Swój nowy nabytek połączył z Wielkopolskim Bankiem Kredytowym (WBK), którego akcjonariuszem został już w 1996 r. Tym sposobem na krajowym rynku pojawił się duży, skonsolidowany Bank Zachodni WBK.

Nie zapominajmy jednak, że w przypadku Banku BPH, którego najbliższa przyszłość spędza sen z powiek ministrowi Mikoszowi, polskie władze zostały postawione przed faktem dokonanym. Najpierw UniCredito wskutek przejęcia niemieckiej grupy HVB stał się właścicielem BPH, a dopiero później zaczął zabiegać o zgodę Komisji Nadzoru Bankowego.

Ktoś powie zaraz, że taka jest nieubłagana logika procesów globalizacji gospodarczej, bo trudno przecież oczekiwać, iż bankierzy z Mediolanu będą zabiegać o zgodę w Warszawie na zakup banku HVB w Monachium. Święte słowa, tylko, że rolą państwa polskiego jest przy pomocy odpowiednich instrumentów prawnych zawczasu zabezpieczać się przed ubocznymi skutkami globalizacji w bankowości w interesie jej klientów czyli całej gospodarki narodowej.

Mam poważne wątpliwości, czy tak postąpiono w obu opisywanych przypadkach z 1999 r. Już teraz pojawiły się spekulacje na temat możliwości kolejnych fuzji wśród czołówki polskich banków, kontrolowanych przez zagraniczne grupy finansowe. Pewne jest, że rząd będzie zmuszony przemyśleć, a może nawet przebudować do gruntu swoją strategię wobec największego dotąd banku w kraju - PKO BP - tak, aby aktywa należące do państwa nie straciły na wartości.

Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)