Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Większość nie ma racji

0
Podziel się:

Zarówno na rynku akcji, jak i na rynku walutowym pewność, co do kierunku indeksów i kursów walut była pod koniec zeszłego roku tak duża, że prawie niemożliwe było, by ten scenariusz został zrealizowany.

Większość nie ma racji

Rynek amerykański

Zakładałem, że przecena zacznie się na giełdach dopiero w drugim tygodniu stycznia, ale rynek był bardziej niecierpliwy. Giełdy amerykańskie i WGPW od początku roku ruszyły ostro na południe. Jeden tydzień wystarczył, żeby S&P wrócił do poziomów z początku grudnia, a NASDAQ z końca listopada. Mówi się, że jaki styczeń taki i koniec roku, a są i styczniowi ekstremiści, którzy uważają, że jaki pierwszy tydzień stycznia taki będzie i cały styczeń. Jak to bywa ze wszystkimi historycznymi prawidłowościami, liczne są wyjątki, ale z pewnością słaby start w 2005 rok nie poprawił morale obozu byków. Szczególnie, że kończące rok wzrosty miały miejsce na sesjach ze śladowym wolumenem, a teraz aktywność inwestorów znacznie wzrosła. Jednak nadzieje na wzrosty są nadal olbrzymie. Tak niewielu jest „niedźwiedzich” analityków, że są prawie wytykani palcami. Ostatnio Byron Wien, z Morgan Stanley, dołączył do tego grona. Stwierdził, że rynek w 2005 r. nie da zarobić (będzie „płaski”), bo stopy procentowe będą rosły, optymizm
inwestorów jest nadmierny, dolar pozostanie słaby, konsumenci zadłużeni, co zrównoważy w miarę silne podstawy gospodarki. To wszystko prawda, ale nie uważam, żeby w pozostałej części stycznia byki stały na straconej pozycji. Widziałem już „efekty stycznia” zaczynające się w drugim jego tygodniu.

Twierdzi się, że wyprzedaż akcji wywołała publikacja protokółu z posiedzenia FOMC z 14 grudnia. Rzeczywiście, protokół ten wyraźniej stwierdzał, że jeśli stopy procentowe nie będą podwyższane to inflacja stanie się groźna, ale tak naprawdę to stwierdzenie niczego w polityce Fed nie zmienia. Wszyscy zakładali, że stopy będą podnoszone (w okolice 3,5 proc.), a z tego protokółu wcale nie wynika, że będzie to proces szybszy niż dotychczas. Faktem jest jednak, że po raz pierwszy w komunikacie Fed stwierdził, że na rynkach pojawiła się „nadmierna skłonność do podejmowania ryzyka”. Wskazał dużą aktywność na rynkach pierwotnych (IPO) i mnożące się fuzje firm, nadmierną łatwość udzielania kredytów oraz lokalne przejawy spekulacji na rynku nieruchomości. Wszystko to nieomylnie sygnalizuje, że hossa na wielu rynkach się kończy. Inwestorzy jeszcze się tym za bardzo nie przejęli – zaczęliby myśleć dopiero, gdyby w lutym FOMC podniósł stopy o 50 punktów bazowych, a nie o standardowe 25. Tylko czy Alan Greenspan będzie tak
odważny? Jednak i bez tego komunikatu wynik tygodnia byłby podobny. Zarówno na rynku akcji, jak i walutowym, pewność, co do kierunku indeksów i kursów walut była w końcu zeszłego roku tak duża, że prawie niemożliwe było, żeby ten scenariusz został zrealizowany. Tak duża większość rzadko ma rację. Na rynku walutowym dzieła w piątek dopełnił John Snow, sekretarz skarbu USA, który po raz kolejny powiedział, że administracja amerykańska podtrzymuje politykę mocnego dolara i zrobi dużo, żeby zredukować deficyt budżetowy. Rynek ponownie nie uwierzył w jego słowa, ale tym razem był to wygodny pretekst do ucieczki z długich pozycji na EUR/USD. Po ciosach z tego tygodnia euro długo się będzie leczyło, ale w nadchodzącym najbardziej prawdopodobne jest jakieś odbicie. Za duże jest wyprzedanie techniczne rynku, a poza tym w nadchodzącym tygodniu dowiemy się, jakie były deficyty budżetowy i w handlu zagranicznym. W dłuższym terminie jednak, jak zwykle na początku roku, dolar powinien się wzmacniać. Ostrzega przed tym na
przykład odbicie ceny złota od górnego ograniczenia kanału 23-letniego kanału trendu spadkowego.

Zapowiada się kolejny trudny tydzień z dużą ilością danych makro. Dane o inflacji będą bardzo dokładnie obserwowane i mogą narobić dużo zamieszania, bo po opublikowanym protokole z posiedzenia Fed inflacja znowu znalazła się w centrum uwagi. Umiarkowany wpływ na rynek będzie miała dynamika produkcji (ostatnio inwestorzy prawie na te dane nie reagują). Dla rynku walutowego niezwykle ważne będą dane o deficycie handlu zagranicznego i budżetowym oraz decyzje Banku Anglii i ECB. Im większe deficyty tym gorzej dla dolara. Jeśli zaś chodzi o decyzje banków to nikt nie oczekuje zmiany stóp, ale gdyby z komunikatu lub konferencji prasowej inwestorzy zrozumieli, że stopy niedługo spadną to euro wyraźnie straciłoby na wartości. Zaczyna się już sezon raportów kwartalnych. Na razie nie będzie ich wiele, ale za to ważnych dla rynku firm. Szczególnie ciekawe będą reakcje na wyniki, a przede wszystkim na prognozy Apple i Intela. Właśnie te reakcje powinny nam dużo o rynku powiedzieć i ustawić kierunek indeksów na dłużej.
Optymizm inwestorów do końca roku był tak duży, że byle rozczarowanie będzie wywoływało duże spadki indeksów. Jednak wyprzedanie oscylatorów nadal na początku tygodnia powinno pomagać bykom. Oczywiście o ile rynek akcji też nie wpadnie w panikę, bo wtedy żadne oscylatory się nie liczą.

Rynek polski
Od dłuższego czasu pisałem, że pojawiają się sygnały ostrzegające, że zarówno na rynku akcji, jak i na złotym, nadchodzi większa korekta. Szczególnie na indeksie WIG widać było wznoszący się klin, który bardzo często jest zapowiedzią spadków. Poza tym na oscylatorach widać było liczne dywergencje (nowe maksima indeksów nie były potwierdzone przez maksima oscylatorów). W końcu korekta nadeszła. Na południe prowadziły indeksy spółki surowcowe (KGHM i PKN). Cena miedzi wręcz zanurkowała, co może sygnalizować koniec hossy na tym rynku. Zanosi się na długą falę spadkową, a przecież cena miedzi zależy od koniunktury gospodarczej na świecie. Nie piszę jeszcze o końcu wzrostów, bo za dobrze zachowują się rynki Europy Centralnej (węgierski BUX i czeski PX-50), gdzie ciągle trwają jeszcze ostatnie fale hossy. Poza tym i u nas trudno oczekiwać, żeby jeszcze w styczniu popyt nie spróbował ataku.
Korekta dotknęła nie tylko rynek akcji. Złoty również osłabł, a obligacje staniały. W piątek pomógł obligacjom i naszej walucie raport Lehman Brothers, zalecający kupno polskich obligacji pięcioletnich. Korekta na złotym nie powinna być zaskoczeniem. WGI od dawna twierdziła, że styczeń przyniesie osłabienie naszej waluty. Zbyt jednoznaczne (bardzo prozłotowe) były prognozy olbrzymiej większości analityków, żeby tak się nie stało. Nie możemy jednak na razie mówić o niczym innym, jak o realizacji zysków, która wywołana została korektą na EUR/USD. Od dawna złoty podąża za kursem EUR/USD, wzmacniając się do obu walut, kiedy euro rośnie do dolara i tracąc do nich, kiedy euro traci. Tym razem z dużą niechęcią tracił do euro, kiedy dolar się wzmacniał. Problemem jest to, co nasza waluta będzie robiła w ciągu roku. Jedno jest na 100 proc. pewne: kierunek będzie się gwałtownie zmieniał. Będzie to bardzo trudny rok dla firm, które się nie zabezpieczają przed ryzykiem walutowym. Ponieważ złoty tracił to można się
obawiać, że po prostu część spekulacyjnych funduszy zagranicznych realizowała zyski na akcjach obawiając się mocniejszej korekty na naszej walucie.

Niestety, nie mogę podpisać się pod tym, co powiedział Dariusza Rosati w TVN24. Stwierdził, że on „jako ekonomista uważa, że złoty w 2005 r. będzie się wzmacniał”. Jako ekonomista.... Gdyby rzeczywiście ekonomiści mieli takie same poglądy i do tego zazwyczaj mieli rację to świat byłby piękny. WGI spróbuje być innego zdania. Uważamy, że złoty będzie na koniec roku słabszy i wartość naszej waluty spadnie do 4,28 za euro. Powody dla takiego osłabienia wielokrotnie podawałem, ale widzę, że mało kto docenia problemy, które wynikną z polityki (podwójne wybory). Jeśli nie wystarcza to, że niemożliwe jest stworzenie przez koalicję PO i PiS sensownego programu gospodarczego to może chwilę zastanowienia spowoduje uświadomienie sobie, że aby wprowadzić euro trzeba zmienić Konstytucję (Art. 227)? Nie widzę w nowym Sejmie takiej większości (potrzeba 2/3 głosów), która by tego chciała. Uważam, że wejście do ERM2, w którym to reżimie musimy przebywać przez dwa lata, zostanie odłożone na czas bliżej nieokreślony. Pytanie do
ekonomistów: czy taka decyzja też nie wywoła osłabienia złotego? Faktem jest jednak, że mówimy raczej o drugiej połowie roku.

Nie jest jednak tak, że zagranica sprzedawała wyłącznie akcje i złotego. Bardzo duże obroty na WGPW sygnalizują, że sprzedawały jedynie te bardziej spekulacyjnie nastawione fundusze i to zapewne amerykańskie, które przestraszyły się wzmocnienia dolara. Przypominam, że w końcówce zeszłego roku była taka teoria, która mówiła, że właśnie Amerykanie u nas kupują. A oni tak szybko jak kupują, tak i sprzedają. Część zagranicznych funduszy zapewne również kupowała. Chyba, że znowu nasze OFE kupują na szczycie hossy. Byłoby to nieoryginalne rozwiązanie. Wydaje się jednak, że zagranica ciągle nas jeszcze lubi. Może to nieco dziwić, tak zresztą jak i zachowanie indeksów giełdowych w Eurolandzie – dużo lepsze niż amerykańskich. Przyczyną niewątpliwie było osłabienie euro, co dało inwestorom nadzieję, że gospodarka ruszy szybciej do przodu.

Faktem jest, że na naszym rynku, z technicznego punktu widzenia, porównanie końcówki roku (wąski rynek i wzrosty) z obecnym spadkiem na szerokim rynku z dużym obrotem wypada bardzo niekorzystnie dla byków. Poza tym na wykresach pojawiło się mnóstwo sygnałów sprzedaży. Ponieważ jesteśmy w fali V to bardzo mnie korci, by zapowiedzieć koniec hossy i tylko to, że jesteśmy w styczniu mnie przed tym powstrzymuje. Oddam decyzję wykresom. Na WIG widać wyraźny ośmiomiesięczny klin wznoszący, który bardzo często zapowiada zmianę trendu. Jeśli jego dolne ograniczenie (25 650 pkt) zostanie na dużym obrocie przełamane to ruszymy ku jego podstawie (22 500 pkt), a to z całą pewnością będzie świadczyło o końcu hossy. Obowiązują sygnały sprzedaży i dopiero pokonanie ostatniego szczytu indeksu kazałyby myśleć o przedłużeniu ostatniej fali zwyżki.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)