Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Nie ma cudu za darmo

0
Podziel się:

Nie ma niczego bardziej niejasnego niż cud. Nawet ludzie wierzący często mawiają, że cudów nie ma. A już na pewno są święcie przekonani, że nie ma ich w gospodarce.

Winiecki: Nie ma cudu za darmo

To, co wydaje się cudem - a tak np. francuski myśliciel, Guy Sorman, nazwał to, co już zdarzyło się w Polsce od 1989r. - jest zwykle następstwem dobrych instytucji, rozsądnej polityki gospodarczej i społecznej akceptacji sensownych rozwiązań.

Ktoś może obruszyć się, że przecież to naturalne, iż większość poprze rozsądne rozwiązania. Nic bardziej mylącego! Rozwiązania rozsądne to zwykle takie, które na początku powodują konieczność wzmożonego wysiłku, a efekty widoczne są po paru lub nawet kilku latach. Tak jest z polską transformacją.

Do dziś jeszcze pokutuje w narodzie ukuta przez matołków i demagogów wizja np. złodziejskiej prywatyzacji. Tymczasem w byłym NRD (które za socjalizmu miało wyższy poziom rozwoju) prywatyzacja państwowych przedsiębiorstw przyniosła łącznie minus 340 mld marek (ok. 170 mld euro).

A jeśli tak, to odpowiedzmy sami sobie na pytanie, ile warte były łącznie - sprzedane ponoć _ za bezcen _ - polskie państwowe przedsiębiorstwa? A jednak to właśnie prywatyzacja gospodarki była ważnym, wręcz kluczowym elementem instytucjonalnym tego cudu, o którym mówił w wywiadzie dla _ Dziennika _Sorman.

Nie ma cudów. Nie przypadkiem amerykański biznesmen i polityk, George Shultz, mawiał, że jeśli sytuacja zrobi się dostatecznie niedobra, to ludzie podejmą w gospodarce nawet najbardziej oczywiste i sensowne kroki. Niestety, najczęściej tylko wtedy.

Obecnie sytuacja jest wcale dobra, poziom życia rośnie, doganiamy _ starą _ Unię (chociaż wolniej niż inni), więc na shultzowską receptę nie można liczyć. Sytuacja jest zbyt dobra.

ZOBACZ TAKŻE:

Na kolejny cud, przez który rozumiem dogonienie średniego poziomu życia w _ starej _, zamożnej Unii, trzeba jednak zapracować (tak samo, jak na pierwszy _ cud _). Jak wskazuje rezygnacja prof. Gomułki w warunkach obecnych zmian instytucjonalnych i zmian w polityce szybko przeprowadzić się nie da.

Skoro nie jesteśmy w stanie przeprowadzić zmian szybko, to zmieniajmy nieco wolniej, ale zmieniajmy. Jest nadzieja - i klimat do tego - aby zdekretynizować gospodarkę. Wyrzucić część regulacji do kosza, uprościć i usensownić (przepraszam za neologizm językowy) to, co pozostanie.

Tak samo możemy co roku zmniejszać deficyt budżetowy w sposób pełzający, nie radykalny (tylko po 0,5 proc. PKB) i dojść w kilka lat do równowagi budżetowej.

Nie uciekniemy jednak od pewnych ogólniejszych rozstrzygnięć. Wiadomo, że wysokie wydatki publiczne spowalniają wzrost gospodarczy. Nie przypadkiem kraje kontynentalne Europy zachodniej odnotowują od ćwierćwiecza niskie tempo wzrostu (średnio 2,0-2,5 proc. rocznie. Dlatego należy przyjąć - i potem stosować! - zasadę stabilności realnych wydatków publicznych (czyli po uwzględnieniu inflacji).

Powrót do jakiejś _ reguły Belki _, tzn. wzrostu wydatków publicznych w tempie _ inflacja + 1proc. _i utrzymanie tej zasady (o co u nas najtrudniej) przez, powiedzmy, 10-15 lat pozwoliłoby zmniejszyć proporcję wydatków publicznych do PKB, które są kluczowe dla długookresowego wzrostu gospodarczego.

Dobrze byłoby połączyć wprowadzenie i realizację tej zasady z wprowadzeniem podatku liniowego. Ale to już być może zbytek luksusu (u nas niestety, bo u sąsiadów już jest!). Od tych - i innych - rozstrzygnięć nie uciekniemy, jeśli chcemy szybszej realizacji kolejnego _ cudu _.

Autor jest profesorem ekonomii.
W latach 1994-2003 był profesorem i kierownikiem Katedry Ekonomii na
Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą.
Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)