Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Oleksy: Szmajdziński mógłby tańczyć, ale nie będzie musiał

0
Podziel się:
Oleksy: Szmajdziński mógłby tańczyć, ale nie będzie musiał

Money.pl: Liderzy lewicy od dłuższego czasu powtarzają, że musi się ona jednoczyć. Tymczasem Tomasz Nałęcz został kandydatem Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich, a SLD stawia naJerzego Szmajdzińskiego. To chyba raczej osłabianie lewicy?

Józef Oleksy, premier koalicyjnego rządu SLD-PSL w latach 1995-1996: Myślę, że kandydatura Tomasza Nałęcza została wystrzelona przedwcześnie. Bo w końcu nie jest to partia wiodąca na lewicy. No ale uczestniczy w życiu politycznym, więc ma prawo do swojego kandydata.

Po rozpadzie LiD-u powstał problem wspólnego kandydata reprezentującego szeroko rozumianą lewicę społeczną. Nie wyszła kandydatura Cimoszewicza i w powody tego nie chcę się wdawać. Więc jest normalne, że w sytuacji rozproszenia to SLD jako główna partia parlamentarna, wystartuje w wyborach prezydenckich.

Jerzy Szmajdziński na pewno będzie się w nich liczyć. Nie wiem kto jeszcze może się pojawić, ale na pewno jest szansa na walkę w wydaniu Szmajdzińskiego.

Jakim kandydatem Pana zdaniem będzie Szmajdziński? Będzie umiał porwać tłum. Wyobraża Pan sobie np., że zatańczy w rytm disco polo, jak zrobił to na wiecuAleksander Kwaśniewski?

Zatańczyć by potrafił, bo widziałem go w tej roli. Ale na pewno Szmajdziński jest inną osobą niż Kwaśniewski.

Ten ostatni był kandydatem i produktem innej epoki, kiedy kampanie rzeczywiście miały ten emocjonalny, folklorystyczny wręcz wymiar. I on umiał się w to świetnie wpisywać.

O Sojuszu Lewicy Demokratycznej czytaj w Money.pl.
Natomiast nie uważam, że ta kampania będzie mieć podobny charakter. Ta kampania będzie mieć charakter bardziej sztywny. To będzie spór na argumenty i na powagę argumentów. A mniej taki... festynowy. A mówienie o charyzmie to jest raczej mówienie o sytuacjach historycznych, bo to historia udowadnia charyzmę.

Uważam, że Szmajdziński może być mocnym kandydatem, który wzbudzi zainteresowanie Polaków. Tych Polaków, którzy nie chcą już boju dwóch, nieuznających innych partii. Ja tak podchodzę do jego kandydatury. Sądzę, że walory pierwotne to jest 40 procent szans. A 60 procent sylwetki i jej atrakcyjności tworzy się w trakcie kampanii. I mam nadzieję, że Szmajdziński ma wielką rezerwę do wykorzystania w trakcie kampanii.

Tymczasem politycy z otoczeniaGrzegorza Napieralskiegow prasie to właśnie Pana iLeszka Milleranazywają _ bogactwem SLD _. Czuje się Pan skarbem lewicy?

Pewnie, że tak. Przecież to jest kwestia lat doświadczeń, znajomości spraw państwa, Europy i społeczeństwa, więc to nie przychodzi z dnia na dzień. Skoro więc pod szyldem szeroko rozumianej polskiej lewicy społecznej tyle lat działałem, to zgromadziłem i wiedzę i doświadczenie i pewien dystans, który pozwala nawet może i czasem coś komuś poradzić.

Dlaczego w takim razie przez ostatnie kilka lat zupełnie Pana na tej lewicy nie było widać, a politycy wydawali się raczej o Panu nie pamiętać?

Był taki czas w 2005 roku, kiedy część elity SLD uznała, że sposobem na uzdrowienie lewicy i przyciągnięcie nowych zwolenników będzie odsunięcie tych starych, seniorów jak to mówiono, premierów, liderów. To było dość nierozumnie posunięcie, po prostu błąd. Bo wiek w polityce nic nie znaczy.

Poza tym takie próby zwalania na wybrane osoby przyczyn słabości, na ogół okazują się nieautentyczne. I tak było w tym przypadku. Postawiono na młodych, a oni zaczęli głównie od kłócenia się z sobą. To też nie pomagało. Ale generalnie to już jest czas miniony.

I rzeczywiście ja nie uczestniczyłem w żadnym życiu partii, poza spotkaniami w województwach, które lubię i uważam, że mam tam coś do powiedzenia. Natomiast cały czas obserwowałem próby jednoczenia lewicy i mam też swoje poglądy w tej sprawie.

Dlaczego więc właśnie teraz Napieralski wyciąga do Pana rękę i zaprasza na konwencję? Ma Pan być bronią ostateczną w walce o wyborców, kiedy inne sposoby zawiodły?

Nie sądzę. Myślę, że tam doszło do uświadomienia sobie, że w takiej rywalizacji do jakiej doszło aktualnie na polskiej scenie politycznej, kiedy alternatywa lewicy jest obiektywnie potrzebna, dzielenie się wewnętrzne i spory mogą tylko szkodzić. Myślę, że to zdrowy odruch, że uznali koledzy, iż nie warto się spierać.

Nie zastanawiałem się nad tym. Mam sentyment do SLD, zachowałem poglądy socjaldemokracji postępowej, centrolewicowej, więc nie oddaliłem się od nurtu głównego lewicy społecznej. A czy to komuś jeszcze może to być przydatne czy nie, to już nie mój problem.

Myśli Pan o powrocie do SLD i powrocie do wielkiej polityki?

Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.

A może jako_ bogactwo SLD _, to Pan powinien kandydować w wyborach prezydenckich? Wyobraża Pan sobie siebie jako prezydenta?

Powiem dość zarozumiale, bo to przecież nie będzie faktem. Przymioty które posiadam są spore. Choć zniszczono mi mocno część mojego prestiżu i nazwiska, jednak w służbie publicznej mam duże rozpoznanie mojego społeczeństwa i mojego kraju. Nie powinienem się uważać za nieprzydatnego. Ale nie planuję tego. Jak pani pyta, to ja odpowiadam.

wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)