Dotychczas szefem Banku Światowego zawsze zostawał Amerykanin. W USA pojawiają się jednak głosy, że powinno zerwać się z tą tradycją. Wśród kandydatów wymieniany jest między innymi Leszek Balcerowicz.
O sprawie pisał w "Washington Post" Moises Naim - były minister gospodarki Wenezueli oraz dyrektor Banku Światowego we wczesnych latach 90.
Naim krytykuje sposób wyboru kandydatów na szefa Banku. Obecnie wygląda to tak, że kandydata wybiera de facto prezydent Stanów Zjednoczonych, mimo że Bank nie należy do USA a 84 proc. udziałów w nim należy także do pozostałych 185 państw. Naim pisze, że pomimo formalnego procesu wyboru, głosowania, debat, prezesem Banku Światowego zawsze zostaje osoba z najbliższego kręgu prezydenta.
_ Naim wśród kandydatów na szefa Banku Światowego wymienia m.in. Kemala Dervisha - __ ministra gospodarki Turcji, który wyprowadził ten kraj na drogę reform, Ernesto Zedillę - byłego prezydenta Meksyku, który nie tylko uporał się z kryzysem w tym kraju w 1994 r., ale także rozpoczął gruntowne reformy czy Trevora Manuela ministra finansów Afryki Południowej. _
Związane jest to z niepisaną umową między Europą a Stanami Zjednoczonymi, na mocy której Amerykanie wybierają szefa Banku a Europejczycy prezesa Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Co jednak, gdyby obecny szef Banku Światowego - Paul Wolfovitz - musiał zrezygnować z pełnionej funkcji? Jest to całkiem możliwe wobec konflitku interesów związanych z jego przyjaciółką i pracownicą - Shaha Ali Riza.
Według byłego szefa Banku w idealnych warunkach kandydat powinien wyróżnić się wprowadzenie zdrowych zasad ekonomii w jednym z krajów rozwijających się.
W tym kontekście wymienia właśnie Leszka Balcerowicza, którego reformy w latach 90. zahamowały inflację i wprowadziły Polskę na drogę rozwoju gospodarczego. Balcerowicz, podobnie jak pozostali kandydaci, opisywany jest nie tylko jako technokrata, ale także jako zdroworozsądkowy polityk.