Do rejonów Chin graniczących z Tybetem przybywa coraz więcej żołnierzy i funkcjonariuszy paramilitarnych jednostek policji.
Główną drogą, wiodącą do południowo-wschodniej części Tybetu, jedzie co najmniej 80 ciężarówek z policjantami.
Napięta sytuacja utrzymuje się nie tylko w odciętym od świata zewnętrznego Tybecie, lecz także w przylegających do niego prowincjach, także zamieszkiwanych przez ludność tybetańską.
Wielu żołnierzy jest między innymi w miejscowości Kanding w Syczuanie. Tybetańczycy mieszkający w tej prowincji oskarżają władze, że w zeszłym tygodniu, podczas tłumienia protestów, zginęło od kul wiele osób.
Chińska rządowa agencja Xinhua podała, że podczas protestów w zamieszkiwanej głównie przez Tybetańczyków części Syczuanu rannych zostało czterech manifestantów, do których chińska policja otworzyła ogień "w obronie własnej".
Chińskie władze wydaliły ze stolicy Tybetu Lhasy dwoje ostatnich zagranicznych dziennikarzy, którym do tej pory udawało się relacjonować sytuację w mieście.
Tymczasem państwowa telewizja pokazała wczoraj wieczorem program o zamieszkach w Lhasie. Znalazły się w nim głównie ujęcia, na których manifestanci podpalali sklepy i wywracali samochody.
ZOBACZ TAKŻE: