Paul Wolfowitz najpierw został oskarżony a potem przyznał się do zarzutów kumoterstwa. "Musi odejść", stwierdzają pracownicy banku, jednak o tym, co zrobić z prezesem zadecyduje międzynarodowa rada dyrektorów.
_ Paul Wolfowitz od począdku nie zyskał przychylności wielu pracowników Banku Światowego, ponieważ znalazł się na stanowisku z politycznego nadania. Wcześniej był bliskim doradcą prezydenta Busha, jednym z głównych twórców i promotorów planu inwazji na Irak w 2003 roku. _Wolfowitz dwa lata temu zadecydował o niespodziewanej promocji i podwyżce dla pani Shaha Rizy, brytyjskiej muzułmanki, która oprócz tego, że pracowała w banku, była też jego życiową partnerką.
Swojej decyzji nie skonsultował zarządem, stwierdzili dyrektorzy w dzisiejszym oficjalnym komunikacie, dodając, że postarają się jak najszybciej podjąć decyzję, jakie konsekwencje wyciągnąć.
Już wczoraj prezes potwierdził zarzuty i przeprosił. Tłumaczył się, że decyzję podjął tuż po objęciu stanowiska w 2005 roku i nie wiedział jeszcze jak poruszać się po "nieznanych wodach". Przyznał się też, że w momencie podpisywania dokumentów o promocji i podwyżce był już w zażyłych relacjach z panią Rizą.
"Prezes zniszczył zaufanie pracowników do kierownictwa", stwierdzili po specjalnym spotkani UW tej sprawie pracownicy. "Powinien postąpić honorowo i zrezygnować", powiedziała agencji Reuters w imieniu kolegów Alison Cave, jedna z pracowniczek banku.
Paul Wolfowitz oświadczył wczoraj, że pozostawia radzie wykonawczej Banku Światowego decyzję w kwestii jego odwołania.