Urzędnicy Kancelarii Prezydenta oraz Biura Bezpieczeństwa Narodowego zaczęli sprawdzać, dlaczego wiadomość o tragicznym pożarze gdzieś utknęła, a prezydent dowiedział się o wszystkim dużo później niż premier, i to z mediów.
"Informacje o tego typu nagłych zdarzeniach otrzymujemy z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Tym razem kanał ten okazał się niedrożny" - mówi "Rzeczpospolitej" Jarosław Rybak, rzecznik BBN, które o takich informacjach powiadamia prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
"Rzeczywiście, do BBN ta wiadomość nie poszła" - przyznaje gazecie Antoni Podolski, szef RCB. "Dyżurny Centrum uznał po prostu, że w trybie nagłym prezydentowi ta wiadomość nie jest potrzebna" - wyjaśnia Podolski.
Współpracownicy głowy państwa są jednak przekonani, że to nie przypadek. Twierdzą, że od ubiegłego lata, gdy zaczęło działać RCB, z przepływem informacji na linii rząd - prezydent nie było najmniejszego problemu. "Do czasu pożaru w Kamieniu otrzymywaliśmy wszystkie informacje, łącznie z drobiazgowymi wiadomościami o planowanych protestach" - podkreśla urzędnik z BBN.
"Rzeczpospolita"/kry/dyd