Jestem przekonany, że Lech Wałęsa nie był "Bolkiem" - oświadczył w piątek inicjator strajku z Sierpnia '80 Jerzy Borowczak. W jego opinii publikacja IPN na ten temat jest "sprawą polityczną".
"To jest mój przyjaciel. Razem przygotowaliśmy strajk, razem robiliśmy wiele rzeczy. Myślę, że każdy kto zna jego charakter, sposób postępowania nie uwierzy, że takiego człowieka jak Lech Wałęsa do czegokolwiek można zmusić, sterroryzować. To jest człowiek, który prędzej dałby sobie głowę urwać jak być do czegoś zmuszonym" - mówił w piatek Borowczak w radiu RMF FM.
Zaznaczył, że jest przekonany, iż Wałęsa przyznałby się, gdyby kiedykolwiek go złamano. "Potrafi być do bólu szczery. Na pewno, gdyby był złamany, o tym by powiedział. (...) Wiele o tym rozmawialiśmy, po każdych zatrzymaniach rozmawialiśmy jak było w grudniu, jak było w roku 1970. Mówiliśmy jak łamali, kogo mogli złamać, ale nigdy nie padło żadne podejrzenie żadna sugestia, że złamali Wałęsę czy kogokolwiek z naszego grona" - dodał.
Odniósł się także do wypowiedzi Krzysztofa Wyszkowskiego i Andrzeja Bulca b. działaczy Wolnych Związków Zawodowych, którzy twierdzili, że istnieje nagranie, na którym Wałęsa mówił o "współpracy z władzą". Według Bulca nagranie to ma obecnie marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Sprecyzował on też, że Wałęsa nie przyznaje się na nim do współpracy z bezpieką, ale mówi, że pokazywano mu zdjęcia i filmy z wydarzeń grudniowych, na których rozpoznawał ludzi.
"Było tyle spotkań, które odbyliśmy z Andrzejem Gwiazdą, Lechem Kaczyńskim z Bogdanem Borusewiczem. Nigdy żaden z nich nawet cieniem, grymasem twarzy nie miał pretensji do Lecha Wałęsy. Powiem więcej, gdy razem z Borusewiczem spotkaliśmy się i planowaliśmy strajk w stoczni gdańskiej to pierwszą osobą, którą wytypował do dowodzenia był Lech Wałęsa, mieliśmy do niego największe zaufanie" - mówił w piątek Borowczak.
Jak dodał, gdyby Borusewicz miał informacje o współpracy Wałęsy, nigdy nie chciałby włączyć go do strajku. Zaznaczył także, że w samych informacjach o nagraniu jest tak wiele niekonsekwencji i niedomówień, że trudno w to uwierzyć.
Pytany o samą książkę historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" ocenił, że "stoi za nią polityka".
"Wolałbym, żeby IPN ścigał bandytów, wyszukał tych milicjantów, którzy na turbowali i tłukli na ulicach Gdańska (...) jeśli robimy badania naukowe, to trzeba je robić rzetelnie. Nie można ich robić tak, że te kwity nosi się do pałacu i pan Kaczyński je czyta i mówi +tak ja wiem, ja widziałam+. Mnie jest wstyd, że prezydent mojego kraju zabiera głos w takiej sprawie i to jest polityka" - powiedział Borowczak.
Pytany czy w związku z całą sprawą, gdyby mógł, odwołałby szefa IPN Janusza Kurtykę powiedział: "Ja bym go odwołał już za to, co zrobił panu Przewoźnikowi. Ten człowiek nigdy nie budził mojego zaufania, widać po jego twarzy, że w nim jest taka nienawiść". (W 2005 r. w czasie procedury związanej z wyborem nowego szefa IPN - w mediach pojawiła się informacja o dokumencie, który odnalazł się w krakowskim IPN i według którego Andrzej Przewoźnik - główny kandydat na to stanowisko - był agentem SB. Dyrektorem oddziału był wówczas Kurtyka i niektóre media sugerowały jego związek z tą sprawą. Przewoźnika wykluczono z konkursu; kilka miesięcy później Sąd Lustracyjny uznał, że nie był on agentem - PAP).
Według Borowczaka powinna zostać zmieniona ustawa o IPN. "Dzisiaj Instytut jest maszynką do robienia sobie kariery. Powinny być określone ramy tego co badamy i kiedy badamy" - zaznaczył.
Publikacja IPN o Wałęsie ma się ukazać w poniedziałek. Główne jej tezy mówią o tym, że w początkach lat 70. Wałęsa był agentem SB o kryptonimie "Bolek". Wałęsa zaprzecza zarzutom o współpracę. (PAP)
pru/ pz/ mow/
